Selector Festival: Przyjemność w Krakowie

Za nami druga edycja krakowskiego Selector Festival. Choć to impreza dopiero raczkująca, to konsekwentnie budująca charakter festiwalu dla fanów muzyki tanecznej o różnych odcieniach.

Maxi Jazz (Faithless): Kraków, czyli przyjemność fot. Samir Hussein
Maxi Jazz (Faithless): Kraków, czyli przyjemność fot. Samir HusseinGetty Images/Flash Press Media

Drugi festiwalowy dzień (sobota, 5 czerwca) był konfrontacją wielkiego, tanecznego show weteranów z Faithless z kameralnym, parateatralnym przedstawieniem polskiego duetu Niwea. To były bez wątpienia dwa najważniejsze wydarzenia finału Selector Festival, zarazem wydarzenia jakże odmienne, z zupełnie innych artystycznych światów.

Grupa charyzmatycznego i niezmordowanego wokalisty Maxi Jazza to koncertowy pewniak. Od początku Faithless zapowiadano jako headlinera Selectora i właśnie koncert Brytyjczyków miał największą frekwencję. A przecież nie była to pierwsza wizyta Faithless nie tylko w Polsce, ale i w Krakowie. Przypominał o tym wspomniany Maxi Jazz, który komplementował miasto i publiczność słowami: "Pobyt w Krakowie to zawsze przyjemność". Tak jak koncerty Faithless, które łączą niezwykłą żywiołowość w osobie Maxi Jazza, ze scenicznym obyciem reszty formacji. Zresztą takie piosenki, jak "God is a DJ", "Insomnia" czy "Mass Destruction", niosą za sobą ogromny taneczny ładunek, który w sobotę około północy eksplodował w namiocie przy Cyan Stage. Widok kilku tysięcy osób skaczących do "God is a DJ" był naprawdę imponujący.

Godzinę wcześniej w niewielkim namiocie ocierające się o teatralne przedstawienia show dali Niwea, czyli poznańsko-wrocławski duet w składzie Wojciech Bąkowski oraz Dawid Szczęsny. Ten koncert hipnotyzował, przerażał, ale też przewrotnie bawił. Bąkowski zachowywał się przy mikrofonie tak intensywnie, jakby za chwilę miał zakończyć karierę. Jego lodowate, bezosobowe spojrzenie kierowane w stronę publiczności, mogło przyprawić o gęsią skórkę. Wreszcie powtarzane przez artystę sformułowanie "No" podchwyciła publiczność, przywołując je co chwilę jak mantrę. Niwea udowodnili, że nie tylko są autorami najprawdopodobniej najciekawszej polskiej płyty 2010 roku, ale są także zjawiskiem koncertowym, którego nie można przegapić.

Pozostałe koncerty, choć zdecydowanie udane, pozostały w cieniu występów Faithless i Niwea. Manchesterscy Delphic umiejętnie zagrali na rave'owych sentymentach, przywołując w Krakowie ducha klubu Hacienda. Choć występ kwartetu momentami stawał się zbyt monotonny, to jednak zostawił dobre wrażenie. Głównie dzięki znakomitemu finałowi, podczas którego Delphic zaprezentowali m.in. kompozycję "Counterpoint". Równie rytmiczną jak pozostałe propozycje Brytyjczyków, a jednak wywołująca inne emocje, prowokujące nawet do "balladowego" zapalenia zapalniczki, jak to uczyniła osoba z tłumu pod sceną.

Chłód rodem z płyt New Order, na który postawili Delphic, ciepłą, popową estetyką przełamała formacja Metronomy. To był występ z lekkim przymrużeniem oka: pseudo uniformy, przypięte do klatek piersiowych muzyków lampki czy zaśpiewane falsetem chórki, prowokowały do zabawy. Poza tym jak tu nie mieć sympatii do zespołu, w którym za bębnami niezmordowanie produkuje się przedstawicielka płci pięknej?

Tanecznie, choć bardziej klubowo niż koncertowo, było w trakcie występu niemieckiego duetu Booka Shade. Z drugiej strony, za sprawą wykorzystania żywej perkusji, formacja wymyka się z foremki typowego klubowego wykonawcy, operującego podczas występów jedynie stołem mikserskim. Walter Merziger i Arno Kammermeier w wywiadzie przeprowadzonym przed koncertem powiedzieli niżej podpisanemu, że dla nich występy na żywo są teraz najważniejsze i przywiązują do nich ogromną wagę. Nie trudno było to zauważyć podczas sobotniego, znakomitego show. Wracając do wywiadu, to Booka Shade pytali również o Kraków, który w niedzielę postanowili pozwiedzać. "Słyszeliśmy mnóstwo interesujących rzeczy na temat tego miejsca" - tłumaczyli ciekawość miasta.

Ciekawe natomiast, jakie muzyczne niespodzianki przyszykują organizatorzy Selector Festivalu w 2011 roku. Jakiekolwiek by one nie było, jedno jest pewne - na pewno nie zabraknie w Krakowie tanecznych rytmów.

Artur Wróblewski, Kraków