Po aferze z Meghan Markle trafiła na terapię. "Grożono mi śmiercią"
Sharon Osbourne przyznała, że ma za sobą ośmiomiesięczną terapię. Miała na nią trafić m.in. przez aferę z Meghan Markle. "To było po prostu szaleństwo i najpaskudniejsza rzecz, przez jaką kiedykolwiek przeszłam" - opowiadała.
Meghan Markle wzbudza wiele kontrowersji w Wielkiej Brytanii - oskarża się ją m.in. o napięte relacje pomiędzy Harrym, a resztą rodziny królewskiej. Debaty na jej temat dotarły również do Stanów Zjednoczonych.
Chodzi o wywiad, w którym Markle opowiedziała Oprah Winfrey m.in. o tym, że jej życie w rodzinie królewskiej było "bardzo samotne i izolujące", co miało doprowadzić ją do myśli samobójczych. Piers Morgan zakwestionował jej słowa i szybko został skrytykowany przez opinię publiczną.
Dziennikarza w obronę wzięła Sharon Osbourne, więc negatywne opinie dotknęły również ją. Później w programie "The Talk" zapytała Sheryl Underwood, dlaczego uważa komentarze Morgana za rasistowskie. Po tej dyskusji spadła na nią kolejna fala krytyki, która doprowadziła do przeprosin opublikowanych w mediach społecznościowych. "Jeśli obraziłam kogoś ciemnoskórego albo ktoś czuje się zdezorientowany moimi słowami, jest mi naprawdę przykro. Spanikowałam, poczułam się postawiona pod ścianą i pozwoliłam, żeby lęk przed nazwaniem mnie rasistką wziął górę" - napisała.
Za lojalność wobec przyjaciela zapłaciła wysoką cenę - stacja CBS zwolniła ją z pracy. "Jestem wściekła. Czuję się zraniona. Mam wrażenie, że chcą mnie posadzić na krześle elektrycznym tylko dlatego, że mam przyjaciela, którego oskarża się o rasizm. W opinii publicznej z automatu czyni mnie to rasistką" - ubolewała później Osbourne goszcząc w programie "Real Time with Bill Maher".
Te wydarzenia mocno odbiły się na zdrowiu Sharon Osbourne. Jak przyznała, musiała odbyć ośmiomiesięczną terapię, żeby poradzić sobie z negatywnymi emocjami. Zdradziła też, że hejterzy zmusili ją do niewychodzenia z domu przez dwa miesiące.
"Z tego powodu poszłam na terapię trwającą osiem miesięcy. Ozzy i ja nie wychodziliśmy z domu przez dwa miesiące, bo grożono nam śmiercią. (...) Mówisz jedną rzecz i jest to ziarno, z którego wyrasta ku***sko wielkie drzewo, a ty mówisz: 'Jezu, nie'. To było coś okropnego. To było po prostu szaleństwo i najpaskudniejsza rzecz, przez jaką kiedykolwiek przeszłam. Internet to ława przysięgłych, sędzia i kat" - wyznała w wywiadzie dla magazynu "Bella".