Open'er Festival: Chóralne "Sto lat"

Niekwestionowaną gwiazdą drugiego dnia (sobota, 9 lipca) Heineken Open'er Festival była amerykańska formacja The White Stripes, która nie zawiodła i dała fantastyczny koncert. Publiczność ostatni dzień imprezy zapamięta również ze względu na świetne występy Lauryn Hill, The Music i przede wszystkim Underworld.

The White Stripes
The White StripesINTERIA.PL

Sobotni koncert na scenie głównej rozpoczęła grupa Sofa. Ich muzyka - hip hop nasycony soulem - idealnie wkomponowała się w materiał zaprezentowany przez pierwszą wielką gwiazdę wieczoru.

Zanim jednak pojawiła się Lauryn Hill, na scenie ulokował się bardzo liczny - składający się z aż piętnastu osób - zespół towarzyszący. Wokalistka reaktywowanych w ostatnich miesiącach The Fugees została bardzo ciepło przyjęta przez gdyńską publiczność, której w stworzeniu świetnej atmosfery nie przeszkodziły nawet długie przerwy pomiędzy utworami.

INTERIA.PL

Jak można było się domyśleć, największy aplauz podczas występu Lauryn Hill wzbudziły piosenki pochodzące z repertuaru wspomnianych The Fugees. Ponadto wokalistka zaprezentowała przeboje pochodzące z albumu "The Miseducation Of Lauryn Hill" i kilka nowych solowych nagrań (jedno z nich było ponoć ledwie przećwiczone na próbie).

Występ grupy The Music oznaczał kompletną zmianę klimatu, co nie wpłynęło ujemnie na reakcję publiczności. Pochodzący z Leeds kwartet zaprezentował kompozycje wyraźnie zainspirowane Led Zeppelin i manchesterską sceną z przełomu lat 80. i 90.

Mieszanka chwytliwych riffów gitar i tanecznych rytmów świetnie sprawdziła się na koncercie. Duży w tym udział miał charyzmatyczny wokalista Robert Harvey, który poza bardzo dobrymi warunkami głosowymi, okazał się być niezmordowanym tancerzem.

Zanim rozpoczął się koncert największej gwiazdy tegorocznego Heineken Open'er Festival, na telebimach pojawiły się życzenia urodzinowe dla Jacka White'a, lidera The White Stripes, który w sobotę skończył 30 lat. Publiczność "nie przepuściła" takiej okazji i chóralnie odśpiewała zaskoczonemu artyście "Sto lat".

Pochodzący z Detroit duet nie zawiódł i dał fantastyczny koncert, grając na wybłagany przez fanów bis między innymi niecierpliwie oczekiwany utwór "Seven Nation Army", z albumu "Elephant". Widzowie festiwalu odwdzięczyli się za świetny występ także drugiej połówce duetu, Meg White (nazywanej przez Jacka "starszą siostrą"), wspomagając jej partie perkusji rytmicznymi oklaskami.

The White Stripes zaimponowali nie tylko muzyką, ale również starannie dobraną scenografią i dbałością o najmniejszy szczegół. Wystarczy powiedzieć, że nawet techniczni zespołu ubrani byli w gustowne garnitury, kolorystycznie zbliżone do "klubowych" barw zespołu.

INTERIA.PL

Jako ostatni na głównej scenie zainstalowali się weterani sceny techno z Underworld. I po raz kolejny publiczności zaserwowano kompletną zmianę klimatu i brzmienia, która ponownie nie przeszkodziła w kontynuowaniu świetnej zabawy.

Brytyjczycy zaprezentowali set na najwyższym światowym poziomie, a frontman Karl Hyde dał z siebie wszystko, zagrzewając zgromadzonych do tańca. Występ sfinalizowany został wyczekiwanym przebojem "Born Slippy", znanym ze ścieżki dźwiękowej filmu "Trainspotting".

Wydawało się, że po takim zakończeniu publiczność będzie miała dość, zwłaszcza że zaczęło się już robić jasno. Jednak Underworld zostali "zmuszeni" reakcją fanów do zagrania bisu, podczas którego komplementowali zgromadzonych określeniem "Fantastic".

Po ukłonach trójka DJ-ów opuściła scenę, a z głośników popłynęła muzyka oznajmiająca koniec koncertu.

Nie oznaczało to jednak końca festiwalu. Dla najbardziej wytrwałych (których - trzeba przyznać - było całkiem sporo...) na scenie pod namiotem, DJ Seb Skalski, wspomagany na wokalu przez Novikę, rozkołysał ludzi house'owym setem. A na zewnątrz namiotu można było oglądać piękny wschód słońca...

Artur Wróblewski, Gdynia

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas