Muzyk popularnego polskiego zespołu miał wypadek samochodowy. "Auto do kasacji"
Oprac.: Mateusz Kamiński
O dużym szczęściu może mówić Marek Kapłon, perkusista grupy TSA Michalski Niekrasz Kapłon. Muzyk zasnął za kierownicą, a obudził się już w rowie, w obróconym samochodzie. Teraz przestrzega innych kierowców.
Marek Kapłon znany jest na polskiej scenie jako perkusista m.in. grup TSA, Wanda i Banda czy Dżem. Od lat gra w zespole TSA Michalski Niekrasz Kapłon Wester Lekki.
W czwartek 26 października służby przekazały, że około godziny 18:25 przy ul. Krzanowickiej na obrzeżach Opola jeden z pojazdów nagle zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Po wszystkim wpadł do rowu. Na miejsce skierowano trzy zastępy straży pożarnej oraz policję. Okazało się, że to Kapłon kierował samochodem.
62-letni muzyk zabrał głos w "Fakcie" opowiadając o przyczynach zdarzenia. "Wracając do domu, ze spaceru z psem, zasnąłem w trakcie jazdy i obudziłem się w rowie" - przyznał kierowca Toyoty.
"Ktoś musiał wezwać służby dużo wcześniej, zanim udało mi się z tego samochodu wygrzebać" - mówi. "Auto leżało na lewym boku, czyli od strony kierowcy. Zorientowanie się, gdzie jest góra, a gdzie dół i co gdzie może się znajdować, zajęło mi chwilę" - relacjonuje przebieg zdarzeń.
Marek Kapłon wracał ze spaceru z psem, a z tyłu pojazdu wciąż przebywał jego pupil. W miarę szybko udało mu się wyłamać szybę i wydostać psa ze środka. "Miałem szczęście, że nie uderzyłem czołowo w drzewo. Auto przewracając się, uderzyło w przeszkodę maską i przednią szybą" - opowiada Kapłon.
"O dziwo nie miałem żadnych złamań, obrażenia głowy nie okazały się poważne i na szczęście nie było dużo krwi. Ranę głowy pozszywano mi na chirurgii, a zrobiona 'z urzędu' tomografia głowy nie wykazała żadnych poważniejszych uszkodzeń" - wyznaje perkusista.
Wypadek na Opolszczyźnie: Marek Kapłon miał sporo szczęścia
A co z psem? Zdaniem muzyka, choć jego przyjaciel jest nieco poobijany i "niewyraźny", to nic poważnego mu się nie wydarzyło - nie ma żadnych złamań i śladów po wypadku.
Zobacz również:
Marek Kapłon wspomina, że miejsce, w którym doszło do zdarzenia jest okryte bardzo złą sławą. Bardzo często zdarza się, że akurat w tym miejscu ktoś wypada z zakrętu lub powoduje wypadek. Zastanawia się, czy to nie wina żyły wodnej.
"Jest parę takich miejsc na Opolszczyźnie, gdzie droga jest prosta i wszystko widać jak na dłoni, a wypadki zdarzają się regularnie. Kiedyś badano to pod kątem żył i cieków wodnych... Kto wie, może to jedno z takich właśnie miejsc?" - myśli głośno Kapłon.
Dla innych kierowców ma też przestrogę. Jak opowiada, był wtedy nieco przemęczony obowiązkami, a z powodu bliskiej odległości do domu zdecydował się jechać dalej. Ostatecznie nie wiadomo nawet kiedy, zasnął za kierownicą. "Fakt, byłem trochę przemęczony pracą i obowiązkami. Mam kontuzję kolana, która powoduje, że nie wysypiam się tak, jak powinienem. Ale nie spodziewałem się takiej sytuacji" - przyznaje.
"Oczywiście nie wątpiłem, że bez problemu dojadę na miejsce. Jak się jednak okazało, rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje przekonania. 1,5 km dalej obudził mnie huk giętej blachy" - dodaje.
Muzyk TSA ma radę dla innych kierowców
W całej sytuacji Marek Kapłon może mówić o ogromnym szczęściu, jakby ktoś nad nim czuwał. "Miałem masę szczęścia i tak naprawdę wykpiłem się sianem. To, co się wydarzyło, muszę traktować jako przestrogę i wyciągnąć właściwe wnioski" - uważa muzyk.
A innym kierowcom radzi, że zawsze lepiej jest się zatrzymać i nieco odsapnąć - rozprostować nogi lub też zrobić gimnastykę, by się rozbudzić - niż jechać dalej czując, że coś jest nie tak. "Ja tego nie zrobiłem, bo miałem do domu przysłowiowy 'rzut kuflem' - tłumaczy. "Druga nauczka jest taka, że jadąc samochodem, warto mieć z tyłu głowy, że można mieć pecha i trafić na takiego śpiącego królewicza jak ja. Dlatego zbliżając się do auta jadącego z naprzeciwka, warto profilaktycznie zdjąć nogę z gazu" - radzi Marek Kapłon.
"Ja jako sprawca zdarzenia miałem szczęście w nieszczęściu, że nikt z naprzeciwka nie jechał i przez to przypadkowo nie ucierpiał. Auto jest do kasacji, ale po wszystkim, dziękując opatrzności, mogłem szczęśliwie odetchnąć z ulgą" - dodaje perkusista.