Muniek Staszczyk zdradził, co było przyczyną wylewu. "Znaleziono mnie nad ranem w hotelu"
Muniek Staszczyk, który w lipcu tego roku trafił do szpitala w Londynie, opowiedział teraz o tym, co było przyczyną wylewu i w jakich okolicznościach do niego doszło.
Muniek Staszczyk opowiedział o swojej chorobie Jacek Dominski/REPORTEREast News
Przypomnijmy, w drugiej połowie lipca Muniek Staszczyk trafił do szpitala w Londynie. Do stolicy Wielkiej Brytanii pojechał na koncerty Neila Younga i Boba Dylana. Najpierw menedżer muzyka poinformował, że ze względu na stan jego zdrowia, odwołane zostają najbliższe koncerty, zapewniają jednocześnie, że jego życiu nie grozi niebezpieczeństwo.
Nie tak dawno Muniek, w opublikowanym wideo, powiedział:
"Jestem po wylewie, jak wiecie, ale los się ze mną naprawdę łaskawie obszedł ponieważ chodzę, mówię, siedzę, słyszę i widzę, a to jest najważniejsze. Chciałem wszystkim podziękować bardzo szczerze, wszystkim ludziom, nie tylko fanom muzyki, wszystkim ludziom za wsparcie i ciepłe słowa, kiedy leżałem w szpitalu w Londynie w ciężkim stanie. (…) Jestem wdzięczny Bogu i losowi za to, że jestem tutaj" - powiedział Muniek i dodał: "naprawdę bardzo was wszystkich kocham".
Muzyk powiedział też, że czeka go jeszcze długa droga do pełnego wyzdrowienia: "Czeka mnie jeszcze długa rekonwalescencja, ćwiczenia, stacjonarny powrót do szpitala".
Teraz, w rozmowie w programie "Kulisy sławy", wokalista wyznał jeszcze więcej i wrócił pamięcią do tego, co stało się w Londynie.
"Polecieliśmy do Londynu z przyjaciółmi, to był mój dziesiąty koncert. Zdążyłem zaliczyć ten koncert 12 lipca i znaleziono mnie nad ranem w hotelu. Po kilkunastu godzinach po prostu leżenia. Z dużą pomocą Bożej opatrzności, jak myślę, przeżyłem to i zostałem zawieziony do jednego z najlepszych szpitali" - zdradził Muniek dodając: "Nie było wiadome, czy przeżyję, czy nie trzeba będzie otwierać mojego mózgu".
Wokalista przeżył pierwszą, najbardziej krytyczną noc. Zaczął też ruszać kończynami i mówić, co już dobrze rokowało.
"Zacząłem kojarzyć, słuchać muzyki, to [wszystko] do mnie zaczęło docierać. I mówię tak sam do siebie i do mojego syna: 'Janek ale co z moją płytą? Przecież ja nagrałem płytę?'. A Janek, mój syn, mówi: 'tato, ty jesteś po wylewie, uspokój się z tą płytą w ogóle'” - powiedział Muniek.
Artysta zdradził również, co doprowadziło do wylewu:
"Przyczyną wylewu było całe moje życie. 200 na godzinę przez 40 parę lat. Ja byłem bardzo aktywny i bardzo ambitny. Byłem pracowitym s*********, który pracował, bo ciągle mu się wydawało, że jest nieśmiertelny. Tylko kolegów i koleżanki odwiedzałem w szpitalach. Myślałem, że mnie to na pewno nie dotyczy” - wyznał Muniek w rozmowie z "Uwagą TVN".
Muniek powiedział również, że teraz musi o siebie dbać, nie pije więc alkoholu, a nawet kawy. "Ja już miałem taki okres w 2018 roku, kiedy zrobiłem sobie rok trzeźwości. Potem oczywiście znowu wróciłem do starych nałogów, a teraz w ogóle nie ma mowy, nie ma tematu alkoholu. Nawet kawy".
Muniek Staszczyk o zmianach w Polsce i hejtowaniu
W opublikowanym na Facebooku wideo, Muniek Staszczyk opowiedział o swoich dwóch nowych wydawnictwach: płycie i książce.
"Jesteśmy u progu tygodnia, który jest bardzo ważny w moim życiu (..). Te dwie pozycje mogłyby się nie ukazać, bo nie było wiadomo jak będzie. Zdecydowaliśmy z wydawnictwem, jak i z menedżmentem, że się ukażą, choć nie jestem tak aktywny, nie mogę promować płyty koncertami, bo na razie mam przerwę, którą zalecają mi lekarze. Myślę, że w przyszłym roku zagram kilka koncertów, jeśli mi zdrowie pozwoli" - powiedział Staszczyk.
Dodał, że prace nad produkcją nowego albumu "Syn miasta", jak i ostatnie korekty autobiograficznej książki "King! Muniek Staszczyk", robił jeszcze ze szpitalnego łóżka.
Nad płytą, której swoją premierę miała 18 października, Staszczyk pracował dwa lata. Książka natomiast ukazała się 16 października.
"Ta książka to całe moje życie" - mówi o książce Muniek. Jest to rozmowa z Rafałem Księżykiem - "szczera opowieść o buncie, przezwyciężaniu własnych słabości oraz poszukiwaniu wiary i samego siebie".
Wokalista grupy T.Love zdradził, że książka "to jest taka spowiedź mojego życia, suma dotychczasowego, 56-letniego życia. Opowieść długa, ale myślę, że ciekawa ".
Muniek Staszczyk skończył 50 lat
Z okazji 50. urodzin lidera T. Love przypominamy najciekawsze wypowiedzi artysty dla portalu INTERIA.PL.
O scenie politycznej: "W Polsce mamy nastawienie na konfrontacje - i to z prymitywnych pobudek. 'Ja jestem z PiS, ty jesteś z PO!'. Mamy dwóch głównych graczy na scenie politycznej, którzy niby nie są do siebie podobni, a są podobni i do tego istnieją w jakimś tam współuzależnieniu od siebie. Za tym jednak idzie podział społeczeństwa. To jest bez sensu".
O wierze: "Ja wierzę, ale wątpię. Z tym, że element wiary jest zdecydowanie mocniejszy. Mam znajomych wielu opcji, że tak powiem. Wierzących, niewierzących. Nawet takich, którzy chcą się bawić ze złem, ale nie nazwałbym ich satanistami. Różni ludzi. Wiara nie jest sprawą intelektualną, a emocjonalną. Ja wierzę. Nie jestem jednak taki polo-katolo, rączki do Bozi i wszystko jest dogmatem. Zresztą związek wiary i kościoła czy Boga i człowieka to już zupełnie inne sprawy. Ja dostając kopy od życia nie myślę, by były to kopy od Boga".
O muzyce cyfrowej: "Mam w samochodzie zmieniarkę CD, ale też już niedługo nie będę jej miał. Zmieniam samochód, a pan w salonie mi powiedział, że już nie ma zmieniarek płyt CD. Nikt już ich nie używa. Pomyślałem sobie: 'Ja pi***olę, znowu mnie wykluczyli'. Poskarżyłem się żonie (śmiech). Zamiast zmieniarek są teraz wtyczki USB".
O internecie: "Mnie komputery i świat cyfrowy nie pociąga. To nie jest kwestia wieku, bo znam ludzi starszych, nawet po sześćdziesiątce, którzy dostali odpał na Facebooka czy inne tego typu rzeczy. Ta forma plemienne niby-wspólnoty, która wspólnotą nie jest, mnie nie pociąga. Jeżeli z kimś się umawiam, to idę z kimś na kawę, na wódkę, bądź po prostu na obiad i rozmawiam. Nie twierdzę, że internet jest zły. Dobrze, że istnieje. W sieci jest dużo dobrego, jak i złego. Właściwie jest wszystko to, co w normalnym realu. Tylko nie można być podłączonym do sieci jak do jakiegoś tlenu".
O współczesnej popkulturze: "Popkultura nastawiona jest na szybkość. Dziś wszystko robi się szybko. Karierę się robi szybko. Spożywa się szybko. Seks się uprawia szybko. Muzyki słuchasz szybko. Samochodem jeździ się szybko. Po świecie podróżujesz szybko. Mój stosunek do współczesnej popkultury jest krytyczny, ale absolutnie są to bardzo ciekawe czasy".
O wizerunku w mediach i paparazzi: "Generalnie nie czytam na swój temat. Oczywiście, przeżywałem to jako młodszy człowiek. Jarałem się tym, to był pewnego rodzaju onanizm. To jest naturalne. Jesteś młody, piszą o tobie... A teraz? Co ja mogę zrobić? (…) Media są takie same, jak wszędzie. Ch***we tabloidy, które wyciągają sytuacje, kto z kim, co i dlaczego. Oczywiście, czasami mogę sobie poimprezować, ale to jest moja prywatna sprawa. Jak ktoś mnie złapie w tej klatce to trudno. Niech sobie te 5,5 zarobi. Pi****lę to".
O przyszłości rynku muzycznego: "Myślę, że skończy się to tak, że wszyscy będziemy żyli z koncertów - czy to w Anglii, czy w Polsce. Powrót do źródeł. Prawie, bo to nie będą występy dworskich zespołów dla króla. Będziemy żyli z wpływów z koncertów. To będzie naturalny barometr tego, jak wykonawca jest popularny".
O telewizyjnych celebrytach: "Denerwuje mnie wpychanie się wszędzie tam, gdzie tylko może być trochę gotówki. To dotyczy wszystkich teleturniejów i głupich programów telewizyjnych, kreowania na gwiazdy ludzi, którzy nie mają żadnego talentu, tylko dlatego, że wystąpili w jakimś programie. Trzeba coś umieć, aby coś osiągnąć. Takie niedouczenie mnie wk***wia, takie buractwo, którego w Polsce jest teraz multum".
O muzycznej emeryturze: "Nie chcę jednak doprowadzić do sytuacji, kiedy na scenie będę śmiesznym starszym panem, nie chcę dojść do momentu, w którym muzykę zacząłbym traktować tylko jako zarobek na życie i łapałbym chałtury. Życie jest brutalne, ale wyjść do telewizji i powiedzieć 'Słuchajcie, ale ja muszę grać, bo ja mam rodzinę' - to jest straszne. Patrzę na los wielu muzyków i widzę, że być chałturnikiem takim na maksa, to jest bardzo smutne".
O pieniądzach: "Nigdy nie grałem dla pieniędzy. Cieszę się, że na tym zarabiam i potrafię zadbać o własne interesy. Od lat 90. staliśmy się dochodowym zespołem. Potrafię egzekwować kontrakty. To znaczy nie ja, tylko moi menedżerowie i prawnicy. Ale nigdy nie grałem dla pieniędzy".
O popularności T. Love: "Myślę, że nie jesteśmy zespołem masowym, ale na pewno w jakiś sposób popularnym. Mamy ludzi, którzy nas słuchają i myślę, że jest to przedział wiekowy od 15 do 40 lat, co jest bardzo fajne. Miksuje się sytuacja młodzieżowa z tą deczko starszą. Myślę, że polega to na tym, że nasz zespół gra tak długo".