Michael Jackson jak książka bez końca
Raper Akon był jedną z wielu osób, które ze zdumieniem przyjęły wiadomość, że Estate of Michael Jackson chce przetrząsnąć jego studio w poszukiwaniu niepublikowanych wcześniej nagrań z zamiarem umieszczenia ich na pośmiertnej płycie Króla Popu.
Pochodzący z Senegalu artysta, którego duet z Jacksonem (piosenka pod tytułem "Hold My Hand") jest pierwszym singlem promującym album "Michael", pomyślał wówczas, że jest to pomysł, delikatnie mówiąc, niekonwencjonalny. Dziś jednak jest zdania, że cała ta historia to prawdziwy... thriller.
- Ani przez chwilę nie sądziłem, że którykolwiek z tych utworów ujrzy światło dzienne - mówi Akon, który w 2008 roku wspólnie z Jacksonem pracował nad kilkoma kompozycjami. - Michael Jackson to był ten typ człowieka, który nie chciał publikować żadnej z tych piosenek, o ile nie zostanie ona całkowicie ukończona, w związku z czym trochę się dziwię temu, co obecnie się dzieje.
Niekończąca się lista sukcesów
Akon jest jednak zadowolony z takiego biegu wydarzeń, a reszta świata najwyraźniej się z nim zgadza. Album "Michael" - zawierający 10 utworów, nad większością których Jackson wciąż jeszcze pracował, gdy 25 czerwca 2009 roku niespodziewanie odszedł w wieku 50 lat - zadebiutował na 3. miejscu w zestawieniu "Billboard 200". Tylko w pierwszym tygodniu album rozszedł się w ponad 700 tys, egzemplarzy. Sama piosenka "Hold My Hand" znalazła się w pierwszej czterdziestce muzycznych notowań w ponad dwudziestu krajach, co niezbicie dowodzi, że "Jacksonomania" nie słabnie.
Rzecz jasna, nie powinno to nikogo dziwić. Michael Jackson sprzedał na całym świecie ponad 750 milionów płyt, a wydany w 1982 r. "Thriller" cieszy się statusem najlepiej sprzedającego się krążka wszech czasów. Król Popu zdobył w swojej karierze 15 statuetek Grammy, wielokrotnie zapisał się na kartach księgi rekordów Guinnessa i aż dwa razy został wprowadzony do Rockandrollowego Salonu Sławy - najpierw z zespołem The Jackson 5, a następnie jako samodzielny artysta.
Tak jak Elvis Presley, John Lennon i inni, którzy poprzedzili go na drodze do sławy, Jackson po śmierci nie stracił nic ze swojej wielkości. To on znalazł się na szczycie listy najlepiej zarabiających nieżyjących artystów magazynu "Forbes": od października 2009 r. do końca września 2010 r. majątek artysty powiększył się o 275 mln dolarów. Dokument "This Is It", zawierający materiał wideo z prób przed serią koncertów, którą miał dać w londyńskiej O2 Arena, zarobił w ostatnim roku 261 mln USD, a pochodząca zeń ścieżka dźwiękowa zadebiutowała na pierwszym miejscu listy "Billboard 200", pokrywając się ostatecznie platyną. W tegorocznym sezonie świątecznym - nie licząc albumu "Michael" - na rynku pojawiła się również gra wideo "Michael Jackson: The Experience" oraz kolekcjonerski zestaw trzech płyt DVD "Michael Jackson's Vision". Zaś w 2011 r. swoją premierę będzie miał spektakl "Michael Jackson: The Immortal" ("Michael Jackson: Nieśmiertelny"), przygotowany przez słynną trupę Cirque du Soleil. W ramach jego światowej trasy przewidziano również serię wystawień show w Las Vegas.
Wcale nie chodzi o pieniądze?
- Twórcy tych projektów wkładają w nie mnóstwo miłości i pasji - mówi John Branca, długoletni prawnik Jacksona i współegzekutor (obok Johna McClaina) ostatniej woli artysty. - Główną motywacją nie są tutaj bynajmniej względy biznesowe, ale Michael i jego muzyka.
- Ja i John znaliśmy się z Michaelem przez bardzo długi czas - dodaje. - Naszym celem jest uhonorowanie go jako artysty. To nie jest tak, że powiedzieliśmy sobie: "Zobaczmy, jaką chałę możemy wyciągnąć z szafy, tak, żebyśmy mogli zarobić pieniądze na jej publikacji". To absolutnie nie tak! To inicjatywa oparta na naszym autentycznym podziwie i miłości do Michaela.
Spółka Estate of Michael Jackson, do której członkowie rodziny Jacksona formalnie nie należą, ale która zatrudnia kilku krewnych Michaela w charakterze konsultantów, śmiało patrzy w przyszłość. Rozważane jest wydanie poszerzonej reedycji płyty "Off the Wall" (1979), jak również filmu dokumentalnego opowiadającego o powstawaniu tamtego albumu. Plany Estate obejmują również publikację kolejnych kompilacji i wydawnictw koncertowych, a także jeszcze jednego albumu zawierającego niepublikowany wcześniej materiał.
Jest jednak mało prawdopodobne, by jakiekolwiek przyszłe wydawnictwa okazały się równie kontrowersyjne i polaryzujące opinię publiczną, co płyta "Michael".
Projekt ten spotkał się z krytyką części osób, które miały okazję współpracować z Michaelem. Szczególnie mocno zabrzmiały słowa Will.i.ama, lidera The Black Eyed Peas, który stwierdził, iż nie sądzi, aby Jackson chciał upublicznić te utwory w takim kształcie, w jakim ostatecznie trafiły one na płytę. Ale są też i tacy, którzy mają na ten temat inne zdanie. Należą do nich zwłaszcza ci, którzy mieli bezpośredni kontakt z Królem Popu.
Książka, która nie ma końca
- Kto nie chciałby kontynuować dzieła tak wielkiego artysty i pielęgnować tak wspaniałego dorobku? - pyta Teddy Riley, niegdyś członek grup Guy i Blackstreet, który współpracował z Jacksonem przy okazji "Dangerous" (1991) i wyprodukował trzy utwory z płyty "Michael". - Dlaczego nie mielibyśmy kontynuować czyjegoś dziedzictwa, wynosząc je jednocześnie na wyższy poziom? Michael był niczym książka, która nie ma końca.
Czytaj recenzję albumu "Michael"
Z kolei Akon uważa, że płyta "Michael" służy celowi innemu niż ten, który wyznacza się konwencjonalnym publikacjom. - Raczej jest to sytuacja, w której możemy powiedzieć sobie: "No, dobra: to coś, co Michael pozostawił nam po sobie, abyśmy mogli się tym cieszyć" - mówi. - Świat wie, że te piosenki nie są w stu procentach ukończone. Wiemy za to, że jego intencją było dopracować je i wykończyć, a następnie zaprezentować je swojej publiczności. Nawet jeśli nie udało się tego całkowicie osiągnąć, to przecież jest to wspaniała szansa, by posmakować czegoś, co mogło być prawdziwym cudem.
- To muzyka, którą ludzie powinni usłyszeć, i która w sposób dostateczny oddaje ducha twórczości Michaela - dodaje John Branca. - Czy mamy pozwolić na to, by pozostała schowana, i nie podzielić się nią z nikim? Dla mnie odpowiedź brzmi: nie. Wiedzieliśmy, że ta muzyka musi ujrzeć światło dzienne. Grzechem byłoby zachować ją w ukryciu.
Kulisy albumu "Michael"
Nad piosenkami, które miały złożyć się na jego pierwszy studyjny album od czasów "Invincible" (2001), Jackson pracował całymi latami. Niektóre z kompozycji zostały zarejestrowane w Los Angeles, inne w Bergen w New Jersey, dokąd udał się ze swoimi przyjaciółmi i asystentami, Eddiem i Frankiem Cascio. Akustyczny, melodyjny kawałek "Much Too Soon" sięga swoimi korzeniami sesji nagraniowych do "Thrillera" z wczesnych lat 80., a "(I Can't Make It) Another Day" powstawał we współpracy z Lennym Kravitzem w czasie, gdy Jackson nagrywał "Invincible". Z kolei demo słodkiego, popowego utworu "(I Like) The Way You Love Me" pojawiło się już na wydawnictwie "Ultimate Collection" z 2004 r., będącym kompilacją przebojów ze szczytowego okresu kariery Jacksona. Do "Behind the Mask", kompozycji autorstwa japońskiego zespołu Yellow Magic Orchestra, Jackson dodał własny tekst, usłyszawszy wcześniej instrumentalną wersję oryginalną. Natomiast "Best of Joy" to jeden z kilku utworów, które Jacko planował dopracowywać w studio nagraniowym w Londynie w przerwach między występami w O2 Arena.
Każdy z trzech utworów wyprodukowanych przez Teddy'ego Rileya wymagał innego stopnia muzycznego "tuningu". Do "Hollywood Tonight", nawiązującego stylem do słynnej "Billie Jean", producent dopisał partię recytowaną, która miała "przypominać zabiegi stylistyczne typowe dla takich przebojów jak 'Dangerous'". Piosenka "Breaking News" została rozpisana na szeroki wachlarz instrumentów, by "podnieść jej atrakcyjność i uczynić ją bardziej ekscytującą". Najwięcej czasu pochłonęło dopracowanie kompozycji "Monster", w której gościnnie rapuje 50 Cent.
- Kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten utwór - wspomina Riley - wydał mi się zbyt wolny. Nie był to radosny kawałek w stylu Michaela. "Doprowadziłem" go więc do tempa charakterystycznego dla "In the Closet" z 1991 roku, po to, żeby dodać mu tego funkowego uroku. Wprowadziłem gitary, wprowadziłem bas, wprowadziłem klawisze - dodałem mnóstwo efektów i dźwięków, dzięki którym zyskał on nowe brzmienie.
Jackson osobiście wybrał 50 Centa do współpracy przy tej piosence, raper natomiast kierował się uwagami, które Jacko własnoręcznie dodał do zapisu nutowego. - 50 Cent wszedł do studia, zrobił swoje i popchnął tę kompozycję w zupełnie innym kierunku - opowiada Riley. - Efekt końcowy okazał się niewiarygodny.
"Całkowicie nowa wibracja"
Akon, który zresztą współpracował przy reedycji "Thrillera", wydanej z okazji 25. rocznicy premiery kultowego materiału, zdążył już rozpocząć przymiarki do utworu "Hold My Hand", pomyślanego jako jego solowy przebój, gdy Jackson nieoczekiwanie zwrócił się do niego z prośbą o wzięcie udziału w sesji nagraniowej do jego nowej płyty. Najwyraźniej "Hold My Hand" współgrało z tym, o czym Michael chciał śpiewać - w efekcie czego Akon zasugerował, by Jackson "przejął" go i wykonał wspólnie z jego autorem, czyli z nim samym.
- Kompozycja była wówczas mniej więcej skończona - wspomina Akon - ale wykonanie jakiegoś utworu przez Michaela skutkuje powstaniem całkowicie nowego muzycznego środowiska, całkowicie nowych wibracji. Ton jego głosu i energia, z jaką śpiewał, sprawiły, że nagranie to zaczęło przedstawiać się zupełnie inaczej. Gdy tylko wyśpiewał je swoim wokalem, nie brzmiało już tak, jak kiedyś. Powiedziałem mu: "Twój głos brzmi tutaj niesamowicie!".
- Udział Jacksona zdecydowanie podnosi wartość tej kompozycji - dodaje raper - dlatego też zdecydowaliśmy, że będzie to jego piosenka, na której będę udzielał się ja. Czułem, że w jego interpretacji będzie to coś o wiele większego, niż gdybym śpiewał ją ja sam; że jej ranga będzie o wiele większa jako przeboju Michaela Jacksona.
Zobacz teledysk do "Hold My Hand":
Kwestionowanie autentyczności
Niektóre spośród utworów na "Michael" - w tym "Hold My Hand" i "(I Can't Make It) Another Day", w którym obok Kravitza na perkusji udziela się także Dave Grohl - wyciekły w ostatnich latach do internetu. W rezultacie "obóz" Michaela musiał niejednokrotnie odpierać zarzuty, jakoby niektóre z partii wokalnych nie były autentyczne. Jeden z brytyjskich tabloidów zamieścił nawet "sensacyjne" wyznania włoskiego sobowtóra Jacksona, który twierdził, że w tajemnicy zarejestrował część piosenek w... Szwajcarii. Ostatecznie Howard Weitzman, pełnomocnik Estate, napisał szeroko później rozpowszechniany list do mediów, w którym przeprowadzony został szczegółowy dowód autentyczności nagrań. Składały się na niego między innymi przesłuchania materiału z udziałem producentów, inżynierów dźwięku i muzyków, a także biegłych sądowych z dziedziny muzykologii. Sony Music ze swej strony wydała oświadczenie, w którym podkreślone zostało "pełne zaufanie wytwórni (...) co do tego, że głos na płycie to rzeczywiście głos Michaela Jacksona".
Niezwykły spektakl
Jednak najbardziej niezwykłym ze wszystkich projektów pośmiertnie honorujących Jacko jest niewątpliwie show trupy Cirque du Soleil, który będzie prezentowany aż do 2012 roku. - Zawsze czuliśmy, że powinien powstać show na żywo, który reprezentowałby w jakiś sposób Michaela, jego muzykę i to, czego mógłby jeszcze dokonać - mówi John Branca. - Wielu ludzi było rozczarowanych tym, że nie dane im było zobaczyć londyńskich koncertów "This Is It". Między innymi dlatego wierzyliśmy, że publiczność raz jeszcze będzie przeżyć doświadczenie uczestnictwa w koncercie Michaela - i doszliśmy do wniosku, że to jest najlepszy sposób, by to osiągnąć.
Za scenariusz i reżyserię widowiska "Michael Jackson: The Immortal" odpowiada Jamie King, który w swojej karierze pracował nie tylko z Jacksonem, ale też Madonną, Prince'em, Britney Spears i wieloma innymi gwiazdami. Opracowanie koncepcji show zajęło mu pięć miesięcy. Pod koniec 2010 r. odbył się casting, a na początek 2011 r. wyznaczono terminy prób. W 90-minutowym, multimedialnym spektaklu wystąpi ponad 50 artystów, a na wielkich ekranach ustawionych dookoła sceny pojawiać się będą słynne ujęcia Michaela.
- To przedsięwzięcie ma rozmach, ponieważ w taki właśnie sposób podszedłby do niego Michael. Dlatego właśnie podążamy za takim właśnie wzorem - mówi King. - To celebracja człowieka, jego legendy i jego nieśmiertelności. Pomimo jego fizycznej nieobecności, widz odczuwa jego bliskość w sensie duchowym i emocjonalnym poprzez to, co widzi i słyszy.
- Michael zawsze był fanem Cirque du Soleil, ale też zawsze żył w sposób niejako baśniowy, fantastyczny - kontynuuje King. - Pod wieloma względami jego postać już w tej chwili nawiązuje do stylistyki Cirque. Michael kochał magię, baśniowość, teatralność i wielce sobie cenił wszystko to, czego dostarczycielem są artyści Cirque. Dzięki temu świetnemu połączeniu mamy niesamowita okazję, by wywrócić wszystko do góry nogami i stworzyć coś, co przekracza wszelkie wyobrażenie.
W spektaklu nie zabraknie z pewnością miejsca dla poezji Jacksona, jak również dla jego przebojów. Tak samo jednak, jak w przypadku wcześniejszych muzycznych show Cirque du Soleil - dedykowanych Beatlesom i Elvisowi Presleyowi - tak i tu muzyka Króla zostanie zremisowana, niektóre piosenki zostaną ze sobą połączone, a całość niejako wymyślona od nowa.
- Dołożymy wszelkich starań, by zabrzmiały takie utwory jak "Beat It" czy "Bad", a także pozostałe największe hity Jacksona - mówi King. - Zapewnimy również widzom niespodzianki w postaci chociażby niepublikowanych dotąd nagrań, których fani jeszcze nie słyszeli.
"Nie zrobilibyśmy tego Michaelowi"
John Branca po raz kolejny powtarza jednak, że jakikolwiek "nowy" materiał wykorzystany w cyrkowym show - i w każdym innym przyszłym projekcie nawiązującym do twórczości Jacksona - poddany zostanie temu samemu "lakmusowemu" testowi gustu, co utwory, które ostatecznie znalazły się na płycie "Michael".
- Nigdy nie opublikowalibyśmy muzyki, co do której nie bylibyśmy przekonani, że w sposób miarodajny reprezentuje Michaela jako artystę - mówi. - Nie zrobilibyśmy tego ani jemu, ani sobie, ani fanom.
Gary Graff, "The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska