Krzysztof Klenczon: Grać głośno!
35 lat temu, 7 kwietnia 1981 r. w szpitalu w Chicago zmarł Krzysztof Klenczon, autor wielu przebojów Czerwonych Gitar, w prasie często nazywany "polskim Johnem Lennonem".
"Moje dążenia? Nowocześnie i głośno grać, śpiewać, komponować piosenki, które będą się podobały młodym ludziom... Lubię piosenki dynamiczne. Moje pierwsze piosenki były za słodkie" - mówił Krzysztof Klenczon w 1967 roku ("Jazz").
Wówczas miał już na koncie występy w słynnej hali Olimpia w Paryżu w z grupą Niebiesko-Czarni (grudzień 1963 r.), tysiące sprzedanych płyt z Czerwonymi Gitarami i wielkie przeboje: "Historia jednej znajomości", "Matura" i "Nikt na świecie nie wie". W kolejnych latach dostarczył kolejne hity: "Taka jak ty", "Biały krzyż" (dedykowany ojcu żołnierzowi AK, który ukrywał się przed władzami aż do amnestii w 1956 r.), "Wróćmy na jeziora", "Kwiaty we włosach", "Powiedz stary, gdzieś ty był", "Jesień idzie przez park".
Przygoda z najpopularniejszą w tym czasie grupą w Polsce zakończyła się w 1970 r. po konflikcie z Sewerynem Krajewskim. "Zadecydowały, z całą pewnością, różnice w poglądach artystycznych Seweryna Krajewskiego i moich... Styl, w jakim będziemy grali, wyklaruje się później w czasie pracy nad piosenkami. Nie mogę go określić konkretnie, ponieważ nie mam zwyczaju segregowania mojej muzyki... Wzorować się na nikim z moich licznych ulubieńców zachodnich nie będę, bo według mnie nie ma to zupełnie sensu" - mówił w 1970 roku Klenczon ("Panorama").
"Pięcioletnia współpraca Krzysztofa z zespołem Czerwone Gitary była najbardziej twórczym a zarazem najwspanialszym okresem Jego życia. Był to okres niekończących się sukcesów zespołu. Koncerty, nagrania radiowe i płytowe, koncerty zagraniczne, festiwale. Ogromna popularność zespołu sprawiała, że byli wręcz rozchwytywani" - napisał Wiesław Wilczkowiak z gdyńskiego Stowarzyszenia Christopher w biografii muzyka na stronie Klenczon.pl.
Po odejściu od Czerwonych Gitar Klenczon założył grupę Trzy Korony, gdzie był liderem, głównym wokalistą i dostarczycielem repertuaru. "10 W skali Beauforta", "Port", "Nie przejdziemy do historii" - to hity nowej grupy. Jednak po latach Klenczon wyznał, że gdyby wcześniej wiedział, jakie to wyzwanie, nigdy by się tego nie podjął. Rozczarowany, w maju 1972 r. wraz z żoną Alicją i córką Karoliną statkiem "Batory" odpłynął do Stanów Zjednoczonych.
"Nie chciał tam jechać, był tam zagubiony... Tak jak kiedyś opiekował się mną, młodszą siostrą, tak tam miałam wrażenie, że to ja powinnam się nim zająć. Mówił: 'Zobacz, mam dom, pracę, samochód - ale...' No właśnie... Chciał wrócić. Kiedy się zaczęła 'Solidarność', czytał gazety, zacierał ręce i powtarzał: 'Jest dobrze!'" - wspominała w rozmowie z PAP Hanna Barańska, młodsza siostra muzyka.
W USA Klenczon grywał w polonijnych klubach, udało mu się też nagrać płytę "The Show Never Ends" (1977). W 1973 roku urodziła się druga córka Jacqueline - Natalie, dla której napisał spopularyzowaną później przez Ryszarda Rynkowskiego piosenkę "Natalie - piękniejszy świat". W latach 1978-1979 koncertował też w wielu miastach Polski.
"Po naszym przyjeździe do USA, w Chicago urodziła się druga córka. Krzysztof bardzo pomagał, przewijał pieluchy i chyba więcej skakał przy dzieciach niż ja. Był kapitalnym ojcem" - wspominała po latach Alicja Klenczon. Jak zaznaczyła, nadal nie może pogodzić się ze śmiercią męża i do dziś "odzywają się okropne wspomnienia".
25 lutego 1981 roku Klenczon wystąpił w polonijnym Klubie Milford w Chicago. Cały dochód z tego charytatywnego koncertu miał być przeznaczony na rzecz polskich dzieci w szpitalach. "Koncert był udany, jednak Krzysztof nie bardzo miał ochotę grać i śpiewać, bowiem był poważnie przeziębiony. Nawet chciał odmówić, ale że to był koncert charytatywny, więc zagrał. Po raz ostatni w życiu!" - przypominała żona Alicja.
"Wracaliśmy obydwoje nad ranem samochodem do domu. Ja siedziałam za kierownicą; raptem na jakichś światłach Krzysztof jakby się obudził, wrzeszcząc na mnie, że się przesiadamy i on poprowadzi dalej. Może 2-3 minuty później zobaczyłam światła pędzącego na nas samochodu [wypadek spowodował pijany kierowca]. Usłyszałam huk i nic już więcej nie pamiętałam. Straciłam przytomność. Nie wiem, jakim cudem, ale ja nie doznałam żadnych poważniejszych obrażeń. Niestety, Krzysztof nie miał takiego szczęścia, miał złamane żebra, które przebiły lewe płuco, przerwaną aortę. Była operacja aorty, więc była nadzieja... Jednak organizm nie wytrzymał i po 40 dniach od wypadku Krzysztof zmarł. Nasze małżeństwo trwało zaledwie 15 lat. Nie chciało mi się więcej żyć, ale miałam dla kogo żyć - były dwie córki" - przyznała w rozmowie z PAP.
25 lipca 1981 r. na cmentarzu w Szczytnie odbył się pogrzeb muzyka (spoczął w grobie rodzinnym). "To był zbuntowany anioł" - mówi o nim Jerzy Skrzypczyk, perkusista Czerwonych Gitar.