Jon Bon Jovi nie potrafi śpiewać? W sieci aż huczy
Jon Bon Jovi nigdy nie był wybitnym technicznie wokalistą. Mimo tego, nie miał problemu ze śpiewaniem i poruszaniem serc milionów słuchaczy. Po pierwszych od dwóch lat koncertach zespołu Bon Jovi, fani nie zostawiają na nim suchej nitki.
Zespół Bon Jovi (posłuchaj!) wyruszył w końcu na długo oczekiwaną trasę promującą album "2020". Początkowo miała ona odbywać się już dwa lata temu, ale z powodu pandemii była odraczana, aż do teraz.
Z wielkiej chmury mały deszcz? To chyba najłaskawsze określenie tego, co czekało na fanów, którzy przyszli na pierwsze koncerty Jona Bon Joviego i spółki. Recenzenci, a także nawet najwięksi miłośnicy wokalisty nie zostawiają na nim suchej nitki. Wielu sądzi, że muzyk powinien przejść na emeryturę, bo... nie potrafi już śpiewać!
"Szokująco słaby występ" - pisze Ross Raihala z "Pioneer Press". Zdaniem dziennikarza, Jovi "zmagał się z trudnościami" przez cały dwugodzinny występ. Wszyscy zarzucają mu przede wszystkim nieczyste śpiewanie, nietrafianie w rytm, a także tonację. "Szczerze mówiąc, sprawiał wrażenie, jakby zapomniał, jak się śpiewa" - pisze dziennikarz.
"Podczas wykonywania singla z 2004 roku 'The Radio Saved My Life Tonight', czuło się, jakby szukał właściwej nuty i znajdował ją tylko w 60-70% przypadków. Podczas każdego refrenu megahitu 'You Give Love A Bad Name' (posłuchaj!) wydawało się, że niechcący śpiewa trochę za rytmem, a na dodatek w jego wokalu nie było zbyt wiele siły - w niewytłumaczalny sposób sprawiał wrażenie, jakby miejscami brakowało mu tchu. W innym wielkim hymnie - 'It's My Life' - znów wyraźnie wpadał i wypadał z tonacji (posłuchaj!). A były to tylko trzy z pierwszych pięciu utworów" - w podobnym tonie podsumował dziennikarz "The Charlotte Observer".
"Brzmi cienko, nie trafia w nuty. (...) Ma sześciu muzyków i ich znaczące zdolności wokalne utrzymują go na powierzchni" - stwierdził natomiast Kevin Coffey z "Omaha World-Herald".
Na nagraniach zamieszczonych w sieci możemy usłyszeć Jona Bon Joviego, który rzeczywiście ma ogromny problem, by zaśpiewać czysto. Poza tym, podczas wykonywania rockowych hymnów jak "It's My Life" stoi przy mikrofonie w niemal całkowitym bezruchu, a dośpiewujący mu muzycy często ratują go z wokalnej opresji.
"Phil Collins brzmi przy Jonie jak totalny killer"; "Muszą zatrudnić wokalistę"; "To najgorsza rzecz, jaką widziałem. Co za żenada!"; "On na pewno ma problemy ze słuchem, w ogóle nie słyszy zespołu"; "I ktoś zapłacił, by to oglądać!" - piszą internauci pod fragmentami nagrań z koncertu w Milwaukee.
Jedna z fanek, która oglądała koncert na żywo, napisała, że nigdy nie sądziła, że wyjdzie z koncertu w trakcie. Przy występie Bon Joviego zrobiła wyjątek. "Nigdy w życiu nie wyszłam z koncertu. Aż do dzisiejszego wieczoru. Dobry Boże, to bolało. Jon już tego nie ma - wokale bolą" - wyznaje na Twitterze.
"Kocham Jona Bon Joviego, ale jego wokal jest fatalny. Patrząc na to, ile zapłaciliśmy za bilety, to ogromne rozczarowanie" - pisze uczestnik jednego z koncertów.
Jon Bon Jovi w ubiegłym roku przeszedł COVID-19, a wielu dopatruje się w jego występach powikłań po chorobie, która bardzo wyniszczyła organizm. Inni sądzą, że problemy z głosem zaczęły się u niego w momencie odejścia Richiego Sambory w 2013 roku - to on miał w rzeczywistości "zagłuszać" pogarszający się głos Jona ze sceny, śpiewając niemal każdy fragment w tym samym czasie, co Jon.