Reklama

Gitarzysta Napalm Death i Terrorizer nie żyje!

Jesse Pintado, legendarny gitarzysta Napalm Death i Terrorizer nie żyje! Jak poinformowała niemiecka wytwórnia Century Media, amerykański muzyk zmarł w ostatnią niedzielę, 27 sierpnia, w szpitalu w Holandii. Przyczyną śmierci były komplikacje związane ze śpiączką cukrzycową. Pintado 12 lipca skończył 37 lat.

"Zespół jest zszokowany i zasmucony nagłą śmiercią Jesse'ego Pintado, który odszedł od nas w ostatnią niedzielę" - czytamy w oświadczeniu umieszczonym na oficjalnej stronie brytyjskiego Napalm Death, grupy, w którego szeregach pochodzący z Los Angeles muzyk spędził 15 lat, od 1989 do 2004 roku.

"Wszyscy w Benediction jesteśmy kompletnie załamani odejściem naszego brata Jesse'ego Pintado. Od chwili, kiedy zamieszkał w 1989 roku w Birmingham był naszym bliskim przyjacielem i częścią naszego wspólnego życia. Nasze myśli są z jego przyjaciółmi i rodziną oraz chłopakami z Napalm Death i Terrorizer. Dla nas, w Benediction to jak strata bliskiego członka naszej własnej rodziny. Pozostawił po sobie wspaniałe, muzyczne dziedzictwo" - napisali na swojej witrynie internetowej weterani brytyjskiego death metalu z formacji Benediction.

Reklama

"Za swą pracę w Terrorizer, Napalm Death i Lock-Up, Jesse był bez wątpienia prawdziwym bohaterem grindcore'owego świata. Na scenie wydawał się mroczny i tajemniczy. Poza nią był miłą i zabawną osobą z wielkim sercem i ogromną widzą na niemal każdy temat. Chrapał też jak tartak" - przywraca w pamięci swoje spotkania z kalifornijskim gitarzystą Anders Jakobson, były perkusista szwedzkiego Nasum, grupy zaprzyjaźnionej z angielskim Napalm Death.

Przypomnijmy, że reaktywowana w 2005 roku przez Jesse'ego Pintado i Pete'a Sandovala (perkusja, Morbid Angel), legendarna amerykańska formacja Terrorizer już w styczniu rozpoczęła sesję nagraniową niecierpliwie oczekiwanego następcy przełomowego dla grindcore'a i death metalu albumu "World Downfall" z 1989 roku.

Skład Terrorizer uzupełnili gitarzysta Tony Norman (Monstrosity, Morbid Angel) i wokalista Anthony Rezhawk alias Tony Militia (Resistant Culture). Informacja ta kończyła jednocześnie toczące się wśród fanów wielomiesięczne dyskusje na temat udziału w nowym albumie oryginalnego wokalisty Oscara Garci i Davida Vincenta, który w Terrorizer pełnił rolę chwilowego, sesyjnego basisty.

Dla wielu jednak, odrodzenie się Terrorizer było i wciąż jest doświadczeniem opadającej szczęki. Jednym z najbardziej nieoczekiwanych powrotów ostatnich lat.

Nagrany po 17 latach od wydania debiutu, album "Darker Days Ahead" trafił na rynek w poniedziałek, 21 sierpnia.

- Nie nazwałbym tego wskrzeszeniem Terrorizer. Wiesz, w LA, jak nie ma się 21 lat, to nie ma się wstępu do klubów. My grywaliśmy u przyjaciół na chatach w pokojach lub na podwórkowych imprezach. Prowadziłem wtedy fanzina Filth i wymieniałem się taśmami - wspominał pod koniec lipca swoje początki muzykowania Jesse Pintado w rozmowie z INTERIA.PL.

- Znałem już wtedy Pete'a Sandovala z Morbid Angel, ale zostałem też w tym czasie zaproszony do Europy, aby grać w Napalm Death. I tak nasze drogi jakoś się rozeszły. Jednak co kilka lat przylatywałem do niego, jammowaliśmy razem, graliśmy próby. Po jakimś czasie udało nam się zebrać wystarczająco dużo materiału na album - powiedział w wywiadzie udzielonym naszemu serwisowi lider Terrorizer, znany również z death / grindcore'owej supergrupy Lock-Up.

W rozmowie z INTERIA.PL, Jesse ujawnił też kilka szczegółów związanych z planowanym wydaniem pierwszego materiału DVD Terrorizer.

- Mamy kilka różnych pomysłów. Główny program to będzie zapewne koncert, ale nie zabraknie też wywiadów, jakiś klipów i innych ciekawostek. Nie mówię tu oczywiście o czymś w stylu Metalliki z dziesięcioma godzinami materiału, czy coś takiego, jednak będzie tam sporo różnych rzeczy - zapewniał Amerykanin.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Napalm Death | gitarzyści | 1989 | życia | Terrorizer | Lock Up | gitarzysta | nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy