Doda opowiedziała o traumatycznym przeżyciu. Widziała ducha pielęgniarza
W nowym odcinku "Dodaphone" artystka zajęła się tematem zjawisk paranormalnych. Doda nie ukrywa tego, że wierzy w duchy. Dała wiele rad słuchaczom i opowiedziała własne traumatyczne historie.
"Dodaphone" jest autorskim pomysłem Dody. To podcast, w którym poruszane są poważne tematy, takie jak świadomy brak potomstwa czy inne problemy rodzinne. W niektórych odcinkach Doda mówi o rzeczach lżejszych i dowcipnych, bez jakichkolwiek zahamowań. Piosenkarka nie tylko opowiada o własnych doświadczeniach, ale też wchodzi w dyskusje ze słuchaczami. Przybiera rolę terapeuty i potrafi rozwiązać każdy problem.
W niedzielę, 14 kwietnia, został opublikowany najnowszy odcinek "Dodaphone". Tym razem tematem rozmów ze słuchaczami okazały się zjawiska nadprzyrodzone. Doda przyznaje, że wierzy w duchy i nie jest to dla niej powód do wstydu czy temat tabu. W audycji artystka opowiedziała między innymi o swoich snach i nieprzespanych nocach w nawiedzonym mieszkaniu. "Budzę się o 3 w nocy znowu i widzę, jak po moim parapecie idą racice kozy!" - wspominała. Miewała koszmary, nawet gdy wyprowadziła się z rzekomo nawiedzonego domu. Śniło jej się tamto mieszkanie i ogromna czarna dziura w ścianie.
Doda wysłuchała w programie kilku historii swoich słuchaczy. Mieli oni podobne doświadczenia, co artystka. Jednemu z fanów doradziła, żeby odwracał wolnostojące lustra przodem do ściany. W końcu są one bramami do piekieł. Poruszyła także temat opieki zmarłych nad żywymi. Na palcu nosi pierścionek po swojej babci. Dzięki temu czuje się chroniona przed siłami nadprzyrodzonymi.
Doda widziała ducha pielęgniarza
Najstraszniejszą sytuacją, która spotkała Dodę, była rozmowa z duchem. Historia ta miała miejsce lata temu. Były narzeczony artystki - Nergal - leżał wtedy w szpitalu, a ona siedziała przy jego łóżku do późnych godzin nocnych. Któregoś dnia, gdy wracała szpitalnymi korytarzami, usłyszała, że ktoś ją śledzi.
"Odwracam się i widzę pielęgniarza w takim białym kitlu, który wiezie wózek z praniem, jakimś tam prześcieradłem i kołdrami pacjentów, które trzeba wyprać. No więc ja zagajka, jak to zawsze głupia gadka. Mówię: 'Pranko po nocy się robi'. On nic, zero reakcji w ogóle. No akurat do tego jestem przyzwyczajona, że nie każdy reaguje aprobatą na moje żarty. Skręcił w prawą stronę i tyle go widziałam. Następnego dnia, bo zawsze sobie tam jakąś kawkę piłam z tymi pielęgniarkami, więc zagaduję do nich i mówię: 'Boże, to jest naprawdę ciężki kawał chleba, ta wasza praca, że jeszcze o tej pierwszej w nocy z tymi praniem chodzicie po tej kostce brukowej'. A one mówią, że nie, że nie ma takiej sytuacji już od co najmniej lat dziewięćdziesiątych, ponieważ faktycznie tam kiedyś po prawej stronie była pralnia i trzeba było to robić samemu. Natomiast teraz już przyjeżdża firma, która po prostu bierze, pierze i przywozi. Ja pytam: 'To znaczy, że nikt tam nie chodzi już tak z wózkiem?', a one: 'O nie, nie, nie. Tam już nie ma w ogóle tego budynku'. A ja mówię: 'No ale ja widziałam wczoraj pielęgniarza, który wyszedł po dwunastej w nocy z tym wózkiem', one tak się na mnie spojrzały. 'No to nie widziała pani nikogo od nas'" - opowiadała.
Artystka podejrzewa, że pielęgniarz był duchem kogoś, kto zmarł w szpitalu. Według niej mógł to być także ktoś, kto dawniej tam pracował. Podejrzewa, że "zagubił się w czasoprzestrzeni i co noc wywozi to samo jedno pranie".