5. rocznica śmierci Michaela Jacksona: Kilka trudnych pytań
Pięć lat po śmierci Michaela Jacksona makabryczny taniec na grobie Króla Popu trwa w najlepsze. Jedni prześcigają się w oskarżeniach i wyciągają rękę po pieniądze, inni ograniczają się tylko do tego drugiego.
Michael Jackson nie zaznał spokoju za życia, a i po jego śmierci o żadnym spokoju nie może być mowy.
Rozgrywka toczy się na dwóch polach. Stawką są wielkie pieniądze - liczone w setkach milionach dolarów - jakie wciąż można zarobić na zmarłym w 2009 roku artyście, ale stawką jest też wizerunek Michaela Jacksona, to, jak zostanie zapamiętany.
Najwierniejsi fani, również liczeni w setkach milionów, w swoim bezinteresownym uwielbieniu już pozostaną, ale reszta? Reszta może mieć nie lada mętlik w głowie z powodu sprzecznych medialnych doniesień.
Oskarżenia o pedofilię
Zarzuty molestowania seksualnego nieletnich po raz pierwszy wypłynęły na początku lat 90. Wtedy jednak zakończyło się ugodą, w myśl której Michael Jackson zapłacił rodzinie rzekomo molestowanego chłopca 25 milionów dolarów.
Artysta tłumaczył później, że ugoda nie była jego przyznaniem się do winy, że chciał po prostu pozbyć się tego ciężaru i w spokoju kontynuować życie i karierę. Jackson winą za skandal obarczył ojca chłopca, którym miała kierować chciwość.
Oskarżenia wróciły ze zdwojoną siłą podczas procesu w 2005 roku, w którym to stroną skarżącą był stan Kalifornia.
Po pięciu miesiącach najgłośniejszego wówczas procesu w Stanach Zjednoczonych Michael Jackson został uniewinniony ze wszystkich 10 zarzutów, w większości dotyczących molestowania seksualnego 13-letniego Gavina Arvizo.
Jeśli ktoś myślał, że uniewinniający wyrok, a później śmierć wokalisty zatrzyma falę oskarżeń - był w błędzie.
Wade Robson
Na czoło walczących o prawdę czy też - w zależności od punktu widzenia - pazernych bezduszników wysunął się znany choreograf Wade Robson. Historia ta jest o tyle kontrowersyjna, że podczas procesu w 2005 roku Robson zeznawał na korzyść piosenkarza.
Teraz twierdzi, że jednak był molestowany.
"Nie chodzi o to, że wyparłem to z pamięci. Nigdy nie zapomniałem tego, co mi zrobił. Byłem jednak psychologicznie i emocjonalnie niegotowy, by zrozumieć, czym to tak naprawdę było. Michael molestował mnie przez siedem lat, aż do 14. roku życia. Wykonywał na mnie czynności seksualne i zmuszał mnie, bym robił to samo" - opowiadał Wade Robson w wywiadzie dla programu "Today".
"W 2005 roku powiedziałem to, co wtedy rozumiałem i to, co byłem w stanie powiedzieć. Przez siedem lat Michael powtarzał mi, że się kochamy, że to jest miłość i że w ten sposób ją wyrażamy" - wspomina choreograf.
Robson twierdzi, że Jackson nakazał mu, by "nikomu o tym nie mówił".
Choreograf, który pracował m.in. z Britney Spears i Justinem Timeberlakiem, a także miał swój własny show w MTV, powiedział, że narodziny syna i załamanie nerwowe sprawiły, iż zdecydował się "ujawnić prawdę".
Co więcej, Wade Robson twierdzi, że Michael Jackson zawarł znacznie więcej ugód z ofiarami niż wynikałoby to z medialnych przekazów.
Prawnik reprezentujący Michaela Jacksona podczas procesu w 2005 roku skwitował oskarżenia choreografa jako "żałosną i oczywistą próbę zdobycia poklasku i wywarcia presji na spadkobiercach, by mu zapłacili".
"Jeżeli tytułujesz się wierzycielem, to znaczy, że chodzi ci o pieniądze" - powiedział Tom Mesereau (Wade Robson zwrócił się do sądu o możliwość złożenia roszczenia wierzyciela przeciwko spadkobiercom Michaela Jacksona z powodu wieloletniego molestowania seksualnego).
Również rodzina zmarłego artysty nie zostawiła na rewelacjach Robsona suchej nitki.
Inni
Ale nie jest tak, że tylko jeden Wade Robson robi zamieszanie. Oskarżenia napływają z wielu stron. Również dlatego, że dobrze się sprzedają jako "fakt medialny".
Wg publikacji brytyjskiego tabloidu "Sunday Time", powołującego się na dokumenty FBI, wokalista miał molestować 24 chłopców. Ich rodzinom rzekomo zapłacił za milczenie aż 35 milionów dolarów.
Michael Jackson miał oglądać z chłopcami dziecięcą pornografię i dotykać ich w niewłaściwy sposób. Piosenkarz zapraszał ich ponoć do swojej prywatnej sali kinowej, a także do łazienki, gdzie brali razem kąpiele.
Niania zatrudniona przez Michaela Jacksona, na którą powołuje się Wade Robson, zeznała, że pewnego razu w kabinie prysznicowej znalazła bieliznę należącą do Michaela Jacksona oraz "małe chłopięce slipki w kolorze jasnozielonym".
Oliwy do ognia dolał w 2013 roku Conrad Murray - lekarz skazany za spowodowanie śmierci Michaela Jacksona (to on podał mu śmiertelną dawkę propofolu).
Prowadząca program "60 Minutes On Sunday" w australijskiej telewizji Liz Hayes zapytała lekarza, czy jego zdaniem Michael Jackson był pedofilem. Conrad Murray, zanim odpowiedział na to pytanie, milczał przez kilkanaście sekund, a później wymigał się od jednoznacznej odpowiedzi.
"Nie jestem przygotowany, by odpowiedzieć na takie pytanie. Przynajmniej nie teraz. Powiem wam, dlaczego. Moja rozmowa miała być bardzo otwarta i szczera, a ja nie mam zamiaru zmyślać czy fabrykować czegokolwiek" - odrzekł lekarz.
Trwonienie dorobku?
Sprawa domniemanej pedofilii nie jest jedynym kontrowersyjnym tematem, który wdarł się w dyskusję o Michaelu Jacksonie po jego śmierci.
Od 2009 roku ukazały się dwa pośmiertne albumy Jacksona z niepublikowanymi wcześniej utworami. Płyta "Michael" została opublikowana w 2010 roku, a płyta "Xscape" w 2014 roku. W międzyczasie wyszedł również album "Immortal" (2011 r.), który zawierał przeboje Michaela Jacksona na nowo zaaranżowane i zmiksowane. Wydawnictwo było powiązane promocyjnie ze światową trasą spektaklu teatralnego przygotowanego przez renomowany kanadyjski Cirque De Soleil.
Albumy "Michael" i "Xscape" okazały się bestsellerami i spotkały się z pozytywnymi recenzjami. Wytwórnia i producenci już zapowiedzieli, że materiału starczy im jeszcze na osiem płyt!
Pozostaje jednak pytanie o etyczny aspekt całego przedsięwzięcia, dodajmy - przedsięwzięcia niezwykle intratnego.
Michael Jackson znany był z perfekcjonizmu, z wielotygodniowego dłubania przy jednej, dajmy na to, ścieżce basu. Był to perfekcjonizm graniczący z kompulsywną obsesją, dlatego też mnóstwo nagrań, niedostatecznie Króla satysfakcjonujących, lądowało w szufladach.
Dziś przegrzebuje się te szuflady z intensywnością gorliwego prokuratora, wyciąga wszystkie pozostawione przez Jacksona ścieżki wokalu i pakuje się to w schematyczne bity od Timbalanda. Czy Michael byłby zadowolony z wydawania niedokończonych i niewystarczająco dobrych kompozycji? No oczywiście, że nie.
"Mam mieszane uczucia. Jako jego bratanek wiem, że chciałby sam posłuchać tej płyty przed jej wydaniem" - ostrożnie skomentował TJ Jackson, syn Tito Jacksona, w rozmowie z "The Sun".
Ale już Will.i.am, który pracował z MJ-em nad następcą albumu "Invincible" z 2001 roku, w dyplomację się nie bawił.
Producent określił wydawanie pośmiertnych płyt Michaela Jackona procederem "obrzydliwym" i "pozbawionym szacunku".
"A wiecie dlaczego?" - zagaił Will.i.am wywiadzie dla "Rolling Stone'a" - "Kilka miesięcy przed swoją śmiercią Michael zadzwonił do mnie. Był bardzo zasmucony. 'Cześć, tu Michael. Ktoś wrzucił do internetu jedną z moich piosenek. Dlaczego to zrobił? Jak mógł?'. Był zdruzgotany. Zapytałem: 'Mike, o którą piosenkę chodzi?'. 'Nazywa się Hold My Hand' - odpowiedział. Przysięgam, że miałem z nim taką rozmowę".
Utwór "Hold My Hand" ukazał się na pierwszej pośmiertnej płycie Michaela Jacksona.