Nie grali hitów, to miała być katastrofa. Tymczasem narodziła się legenda

30 lat temu Nirvana nagrała jeden z najważniejszych albumów koncertowych wszech czasów — "MTV Unplugged in New York". Początkowo zakładano, że będzie to katastrofa, jednak okazało się, że był to jeden z najcudowniejszych kameralnych koncertów w historii rocka.

Kurt Cobain w czasie słynnego nagrania
Kurt Cobain w czasie słynnego nagraniaVideo grab/Ferrari Press/East News

Dawno, dawno temu, gdy MTV grało jeszcze muzykę, a nie programy typu reality show, Jim Burns i Robert Small stworzyli program MTV Unplugged. Od 1989 roku do 1999 roku zapraszano tam artystów, by przy akustycznym akompaniamencie zarejestrowali swoje repertuary. W 1994 roku, w charakterystycznym, lekko obleśnym sweterku, pojawił się tam Kurt Cobain z kolegami. Wielu wróżyło katastrofę, tymczasem koncert okazał się jednym z najważniejszych wydarzeń ostatniej dekady XX wieku.

Nirvana chciała, aby ich występ różnił się od wcześniejszych koncertów serii MTV Unplugged. Wielu artystów, grających akustyczne wersje swoich utworów, jedynie zmieniało instrumenty, zachowując oryginalne brzmienie. Jednak lider zespołu Kurt Cobain dążył do czegoś zupełnie innego.

Inny niż wszystkie koncerty Unplugged

W wywiadzie perkusista Dave Grohl przyznał, że zespół chciał wprowadzić do koncertu atmosferę melancholii, co było możliwe tylko poprzez spokojniejsze, głęboko poruszające aranżacje.

"Kurt chciał obniżyć poziom energii utworów, na wzór ponurej twórczości Leonarda Cohena. Dzięki temu występ miał w sobie coś wyjątkowego. Nie były to tylko akustyczne wersje z albumu 'Nevermind'" – wspominał Grohl.

Bez największych hitów

Decyzja zespołu o pominięciu największych przebojów Nirvany, takich jak "Smells Like Teen Spirit", była mocno kontrowersyjnym krokiem. Producenci z MTV naciskało na zespół, aby zaprezentował popularne utwory, ale muzycy stanowczo odmawiali.

Zamiast tego Cobain z kolegami wybrali m.in. covery piosenek artystów takich jak Vaselines, David Bowie, Lead Belly i Meat Puppets, a także akustyczne wersje mniej znanych utworów z albumu "In Utero". W rezultacie Nirvana zagrała jedynie cztery utwory z słynnego "Nevermind", trzy z "In Utero", jeden z debiutanckiego "Bleach" i aż sześć coverów.

"Gdy dostaliśmy listę utworów, okazało się, że poza "Come As You Are" brakuje prawdziwych hitów Nirvany. Niektórzy pracownicy MTV byli zaniepokojeni, ale zespół był pewny trafności swoich decyzji. Chcieliśmy przekonać ich do większej liczby hitów, ale oni pozostali nieugięci" – wspomina producent Alex Coletti, pracujący wtedy w MTV.

Zaplanowana katastrofa, która nie miała miejsca

Nirvana przystąpiła do nagrań w momencie najwięszej popularności, kiedy album "Nevermind" podbił listy przebojów, a nowy krążek "In Utero" zbierał liczne pochwały i doskonałe recenzje. Mimo to zespół obawiał się, że koncert akustyczny może się nie udać.

"Ten występ miał być katastrofą. Nie byliśmy przyzwyczajeni do gry akustycznej, a nasze próby brzmiały okropnie. Nikt nie miał wielkich nadziei na sukces, ale gdy kamery ruszyły, wszystko się zmieniło" – wspominał Dave Grohl w jednym z wywiadów.

Legendarny Martin D-18E Cobaina

Podczas koncertu Cobain grał na gitarze Martin D-18E, jednym z pierwszych modeli akustycznych z wbudowanym systemem elektrycznym. Był to prawdziwy unikat, wyprodukowany jedynie w 302 egzemplarzach. Niestety, po śmierci Kurta gitara nie pozostała w rodzinie – w 2018 roku, w ramach ugody rozwodowej, została przyznana byłemu mężowi córki Cobaina, Frances Bean, co wywołało ogromną złość wśród fanów Nirvany.

Niezwykły sukces albumu to "prezent pożegnalny" od Kurta Cobaina

Początkowo nie planowano wydania koncertu jako albumu, ale po śmierci Cobaina MTV zaczęło regularnie emitować występ - nie oszukujmy się - głównie po to, by zmonetyzować ponowne ogromne zainteresowanie Nirvaną.

Aby zapobiec nagminnemu piraceniu na kasatach VHS tego materiału, zespół zgodził się na wydanie albumu "MTV Unplugged in New York". Krążek zajął pierwsze miejsca na listach przebojów w Ameryce Północnej, Australii i Europie, choć jego sukces zawsze mieć będzie już w sobie nutę smutku.

Patricia Kazadi w sentymentalnej podróży muzycznej w półfinale "Twoja Twarz Brzmi Znajomo"Polsat
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas