Deep Purple w Katowicach: Dobrze być królem (relacja)
Warto było wejść do studia i nagrać nową płytę. Album "Now What?!" z kwietnia 2013 r. tchnął trochę świeżego powietrza (który to już raz?) w brytyjsko-amerykańskich weteranów hard rocka, co świetnie widać na żywo.
Instrumentaliści wydatnie pomagają swojemu frontmanowi złapać oddech, bo każdy z nich miał swoje kilka minut na solowe popisy (efektownie wyglądało solo Iana Paice'a na perkusji, gdy na moment całkiem zgasły światła, a trzema kolorami rozbłyskiwały końcówki pałeczek), a rzadko który numer na żywo był zagrany w wersji studyjnej. W Katowicach (a w Poznaniu podobno także) Ian Gillan nie odstawał od swoich kolegów.
"It's good to be king" - śpiewa Gillan w "Uncommon Man", jednym z pięciu (!) utworów z nowej płyty zaprezentowanych w Spodku. Na scenie mogliśmy zobaczyć pięciu króli w naprawdę królewskiej formie. Przyjęcie też mieli tradycyjnie królewskie (choć na płycie Spodka momentami było nawet całkiem sporo miejsca, za to trybuny fani wypełnili szczelnie), ale Polacy już dawno sobie w tym temacie wyrobili świetną markę. "Fantastic, superb, manifique" - komplementował nas Ian Gillan na koniec. Swoją drogą wokalista coraz bardziej zaczyna przypominać swojego niemal rówieśnika Joe Cockera (te charakterystyczne ruchy!).
Warto było zwrócić szczególną uwagę na utwory z "Now What?!": usłyszeliśmy otwierający koncert "Apres Vous", poświęcony gwiazdorowi niskobudżetowych horrorów "Vincent Price", "Uncommon Man" (kapitalny wstęp), "Hell to Pay" i wzruszający, dedykowany pamięci nieodżałowanego, zmarłego w lipcu 2012 r. Jona Lorda "Above and Beyond". Na rozstawionych po boku sceny telebimach pojawiły się wówczas zdjęcia byłego klawiszowca Deep Purple, a Ian Gillan na koniec posłał całusa w stronę nieba. Piękny gest.
Te nowe kompozycje mieszczą się w purpurowych kanonach, ale też pokazują, że zespół wciąż ma jeszcze coś do powiedzenia. Pisane były też pod aktualne możliwości wokalne Gillana, dzięki czemu mają spore szanse na dłużej zagościć w koncertowej setliście (z płyt z lat 90. czy pierwszej dekady XXI wieku ostały się przecież pojedyncze przypadki). Bo tego, że w najbliższym czasie muzycy nie planują emerytury, jestem więcej niż pewien. Imponujące zgranie (te gitarowo-klawiszowe "pogaduchy" Steve'a Morse'a i Dona Aireya!), wysokiej klasy umiejętności i radość z tego, co się robi - czego chcieć od nich więcej?
Oczywiście, wiadomo, że nie mogło zabraknąć punktów obowiązkowych, takich jak choćby "Strange Kind of Woman", "Perfect Strangers" (z niezbędnym fragmentem kompozycji Chopina i "Mazurka Dąbrowskiego" w wykonaniu Dona Aireya), "Space Truckin'" (tym razem katowicki Spodek "odleciał", jak nasz olimpijski mistrz - Kamil Stoch), wykonane z pomocą publiczności "Smoke on the Water" i "Hush", czy w końcu finałowy "Black Night". Choć muzycy wykonywali je po raz n-ty, nie miałem poczucia, że było to przeżarte rutyną. Okazuje się, że na bazie najsłynniejszego chyba riffu w historii muzyki rockowej wciąż można wykrzesać coś nieoczywistego.
Kańtocha w składzie Kruka widziałem w klubie w Krakowie niespełna miesiąc przed Spodkiem. Wówczas nie byłem do niego zbyt przekonany, ale na dużej scenie przed kilkutysięczną publicznością sprawdził się naprawdę przyzwoicie. Podczas 45-minutowego występu usłyszeliśmy m.in. "It Will Not Come Back", "Rising Anger" i polskojęzyczne wersje "Embrace Your Silence" ("Otul swoją ciszę"), "In Reverie" ("W zamyśleniu") i "Lady Chameleon" ("Kameleon").
Setlista koncertu Deep Purple w Katowicach:
"Apres Vous"
"Into the Fire"
"Hard Lovin' Man"
"Strange Kind of Woman"
"Vincent Price"
"Contact Lost" (+ solo gitarowe)
"Uncommon Man"
"The Well-Dressed Guitar"
"The Mule" (+ solo perkusyjne)
"Above and Beyond"
"Lazy"
"Hell to Pay" (+ solo klawiszowe)
"Perfect Strangers"
"Space Truckin'"
"Smoke on the Water"
Bis:
"Hush" (+ solo basowe)
"Black Night".
Michał Boroń, Katowice
Czytaj także: