Brian Epstein: Piąty Beatles

50 lat temu (24 stycznia 1962 roku) kontrakt menedżerski z grupą The Beatles podpisał Brian Epstein. "Jeżeli kogokolwiek można nazwać 'Piątym Beatlesem', to był nim właśnie Brian" - powiedział po latach Paul McCartney, oddając hołd ekscentrycznemu, ale jakże skutecznemu menedżerowi.

The Beatles jako kwintet: Brian Epstein pierwszy z prawej fot. Hulton Archive
The Beatles jako kwintet: Brian Epstein pierwszy z prawej fot. Hulton ArchiveGetty Images/Flash Press Media

Zanim pochodzący z żydowskiej rodziny mającej swoje korzenie na Litwie i w Rosji Brian Epstein zyskał sławę jako menedżer największego zespołu na świecie, imał się wielu zajęć. Jako młodzieniec pracował w sklepie meblowym rodziców w Liverpoolu, gdzie zarabiał 5 funtów tygodniowo. W międzyczasie zamarzyła mu się kariera projektancka i aktorska.

Jednak nauka w prestiżowej Royal Academy of Dramatic Art, w której studiował aktorstwo w jednej klasie m.in. ze sławnym później Peterem O'Tool, szybko mu się znudziła, gdyż - jak stwierdził - "był bardziej biznesmenem niż studentem, a w ogóle bycie studentem mu się nie podobało".

Po powrocie do Liverpoolu Brian Epstein zaczął poważną przygodę z muzyką. Na razie jako szef sklepu z płytami, a później jako opiniotwórczy recenzent w gazecie muzycznej "Mersey Beat", gdzie od 1961 roku miał własną kolumnę, w której opisywał nowe wydawnictwa płytowe. Właśnie na łamach tego pisma Epstein po raz pierwszy zetknął się z nazwą The Beatles. Zespół trafił bowiem na okładkę drugiej edycji gazety.

Do pierwszego spotkania Briana Epsteina i jego późniejszych podopiecznych doszło 9 listopada 1961 roku w liverpoolskim klubie The Cavern Club. "Z miejsca zostałem porażony ich muzyką, rytmem, ich poczuciem humoru oraz - później, gdy już ich poznałem - ich osobistym czarem. To właśnie wtedy to wszystko się zaczęło" - tak Epstein wspominał pierwsze wrażenie ze spotkania z The Beatles.

Członkowie zespołu, stali bywalcy sklepu płytowego Briana Epsteina, szybko skojarzyli, z kim mają do czynienia. Zanim jeszcze późniejszy menedżer The Beatles zdążył powiedzieć choć jedno słowo, George Harrison bezceremonialnie zapytał: "A co pana tu sprowadza, panie Epstein?". Niezrażony odpowiedział, że chciał im pogratulować występu i szybko ulotnił się z towarzyszącym mu asystentem Alistairem Taylorem.

Ten ostatni, wypytywany później przez swojego szefa o The Beatles, ocenił grupę słowami "całkowicie okropna", dodając jednak, że zespół ma w sobie to "coś". Epstein był innego zdania i zdradził swojemu podwładnemu, że chciałby zostać menedżerem grupy. W kolejnych tygodniach Epstein regularnie pojawiał się na koncertach The Beatles w The Cavern Club.

The Beatles w 1962 roku i "Love Me Do":


Pierwszą propozycję poprowadzenia kariery zespołu Brian Epstein złożył The Beatles 3 grudnia 1961 roku. Spotkanie z muzykami nie należało do udanych. Zespół nie tylko przyszedł na nie prosto z pubu, ale był spóźniony i niekompletny. Zabrakło Paula McCartneya, który - jak zdradził George Harrison - właśnie wstał i brał kąpiel. Dodajmy, że była godzina czwarta po południu...

Niezrażony nieodpowiedzialnym zachowaniem młodych The Beatles (jedynie 21-letni John Lennon był pełnoletni w świetle ówczesnego brytyjskiego prawa), Epstein przekonywał muzyków, że potrzebują menedżera.

Wreszcie, 24 stycznia 1962 roku The Beatles, jeszcze z Pete'em Bestem w składzie i wbrew sugestiom rodziców, podpisali kontrakt z Brianem Epsteinem. Na jego mocy menedżer miał otrzymywać 25% dochodów grupy. Młodzi muzycy walczyli o niższy procent, ale menedżer przekonał ich, że zanim jeszcze zaczną zarabiać jakiekolwiek pieniądze, on będzie musiał zainwestować poważne sumy w zespół.

Co ciekawe, Epstein nie sygnował kontraktu, który został podpisany jedynie przez The Beatles. "Cóż, jeżeli kiedykolwiek będą chcieli podrzeć umowę, nie będę mógł ich powstrzymać, a oni mnie tak" - skwitował.

Choć Brian Epstein miał zerowe doświadczenie jako menedżer, to jednak kierując się estetycznym zmysłem - pamiętajmy, że kiedyś chciał być projektantem mody - zalecił The Beatles odrzucenie skórzanych kurtek i dżinsowych spodni na rzecz jednakowych garniturów. Chłopcy mieli być nie tylko elegancko ubrani, ale też zalecono im stosowne zachowanie na scenie. Zespół miał zakaz przeklinania, plucia, palenia, picia i jedzenia na scenie.

Pomysł nowego image'u bardzo nie podobał się Johnowi Lennonowi, który po namowach dał się wreszcie przekonać. "Nienawidzę tych cholernych garniturów, ale będę je nosił. Jeżeli ktoś mi płaci, mogę założyć na siebie nawet balon" - komentował muzyk. Wreszcie, również pomysłem Epsteina był wspólnie wykonany w tym samym momencie ukłon muzyków po zakończeniu występu. The Rolling Stones mieli naprawdę bardzo ułatwione zadanie, by przy eleganckich i wytwornych The Beatles, wyglądać jak banda nieokrzesanych i obcesowych chuliganów.

The Beatles w garniturach kłaniają się w pas:


Ale samymi garniturami i ukłonami nie podbija się list przebojów. "Eppi", jak zwykli o nim mówić The Beatles w prywatnych rozmowach, niestrudzenie i cierpliwie podróżował do Londynu, gdzie intensywnie pracował nad umową z wytwórnią płytową. Niestety, żaden z koncernów nie był zainteresowany zespołem z Liverpoolu. Wreszcie 8 maja 1962 roku, w należących do wytwórni EMI sławnych później studiach Abbey Road, doszło do historycznego spotkania Brian Epsteina i George'a Martina, który - jak sam przyznał - nie widząc The Beatles na żywo, ale zarażony entuzjazmem menedżera zespołu, zdecydował się na kupno kota w worku.

The Beatles otrzymali wydawcę w postaci Parlophone, sublabelu EMI. Na mocy kontraktu zespół otrzymywał jednego pensa od egzemplarza sprzedanej płyty, który należało jeszcze podzielić pomiędzy członków grupy. W między czasie Brian Epstein - na prośbę Lennona, McCartneya i Harrisona - musiał jako menedżer wylać z zespołu Pete'a Besta, na którego miejsce przyszedł Ringo Starr.

Jako menedżer grupy Brian Epstein chciał mieć kontrolę nad wszystkim, co dotyczyło The Beatles. To on osobiście zajmował się m.in. kontraktowaniem koncertów zespołu. Opiekun szalenie popularnej już wówczas grupy miał w zwyczaju omijać przepisy podatkowe i otrzymywał część wynagrodzenia w gotówce, którą życzył sobie dostawać w papierowej, brązowej torbie.

Kolejnym pomysłem przedsiębiorczego "Eppiego" były gadżety z wizerunkiem The Beatles. W tym celu powołał do życia firmę Seltaeb. Wreszcie to Brian Epstein pracował nad tym, by The Beatles jak najsprawniej mogli wywinąć się fiskusowi i jak najskuteczniej egzekwować tantiemy.

Czy wszystkie jego machinacje i zabiegi finansowe były uczciwe? "Całkowicie mu zaufaliśmy, bo był dla nas ekspertem" - komentował później John Lennon zaznaczając jednak, że po latach dotarło do niego, iż menedżer nie zawsze był z nimi w 100% szczery.

Zresztą, Brian Epstein nie mógł być z nikim do końca szczery. Opiekun The Beatles był homoseksualistą, co wówczas - trudno sobie to dziś wyobrazić - było nielegalne (aż do 1967 roku) i co musiał utrzymywać w tajemnicy! Oczywiście muzycy The Beatles i współpracownicy zespołu znali jego orientację seksualną, ale nie stanowiło to dla nich żadnego problemu.

Czy Epstein w jakikolwiek sposób kokietował muzyków The Beatles? W swej biografii Peter Best zdradził, że menedżer kiedyś zaproponował mu wspólne spędzenie nocy. Po uprzejmej, acz zdecydowanej odmowie, Epstein już nigdy nie poruszył tego tematu. Plotki wywołał natomiast wspólny wyjazd Epsteina i Lennona do Barcelony w 1963 roku. Artysta w wywiadzie dla magazynu "Playboy" w 1980 roku, zapytany o wizytę w stolicy Katalonii zaprzeczył, że miał romans z menedżerem. "To była bardzo intensywna znajomość, ale nigdy nie została skonsumowana" - skomentował Lennon.

The Beatles grają bluesa dla Briana Epsteina:


Prawdziwym problemem Briana Epsteina stały się narkotyki, a dokładnie stymulant o nazwie preludin. Menedżer miał w zwyczaju zażywać pigułki jednocześnie kaszląc tak, by nikt nie zauważył, że połyka tabletki. Zespół jednak znał ten "numer" i po pewnym czasie był zaniepokojony częstym kaszlem ich opiekuna.

W połowie lat 60. Epstein intensywnie zażywał większość dostępnych na rynku narkotyków, był orędownikiem legalizacji marihuany, by wreszcie uzależnić się od amfetaminy i jej pochodnych, co wywołało u niego uciążliwą bezsenność. Niestety, zamiłowanie opiekuna The Beatles do używek skończyło się dla niego tragicznie. 27 sierpnia 1967 roku Brian Epstein zmarł po przedawkowaniu barbituranów zmieszanych z alkoholem.

The Beatles przebywali w tym czasie w Bangorze w Walii, gdzie spotkali się z indyjskim guru Maharishim Maheshem Yogi. Po latach muzycy szczerze przyznali, że tragiczna śmierć ich menedżera była początkiem końca grupy.

"Wiedziałem wtedy, że znaleźliśmy się w tarapatach... Pomyślałem wówczas, że teraz dostaniemy za swoje" - to słowa Johna Lennona z wywiadu dla magazynu "Rolling Stone" z 1970 roku. Beatlesi nie pojawili się na pogrzebie swojego menedżera, bo - jak zaznaczyli - nie chcieli swoją obecnością zakłócać ceremonii pożegnania człowieka, który pomógł im stać się najpopularniejszym zespołem na świecie.

Na koniec dodajmy jeszcze, że rzeczony pierwszy kontrakt pomiędzy The Beatles i Brianem Epsteinem został sprzedany w 2008 roku za oszałamiającą kwotę 240 tysięcy funtów! To był bardzo cenny papierek: dosłownie i w przenośni.

Artur Wróblewski

Czytaj także:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas