Black Sabbath w Pradze: Klasyczny, metalowy show (relacja)
Mika Aleksander
Po udanym tournée w Ameryce Północnej i Południowej, Australii oraz Azji legendarni Black Sabbath zawitali na Stary Kontynent. Grupa w prawie oryginalnym składzie - bez perkusisty Billa Warda - 7 grudnia wystąpiła w Pradze.
Ozzy Osbourne, Tony Iommi i Geezer Butler promują swój pierwszy od 35 lat, wspólny, studyjny album, zatytułowany "13". Choć podczas nagrywania płyty za bębnami czwartego członka klasycznego składu Billa Warda zastąpił Brad Wilk, w trasę z trio ruszył Tommy Clufetos.
Opublikowany w tym roku "13" okazał się ogromnym sukcesem komercyjnym - dotarł na szczyty list bestsellerów w kilkunastu krajach, w tym w USA. Czy sprawdził się koncertowo?
Oglądający praskie show mogą na to pytanie odpowiedzieć tylko połowicznie. Zebrana w O2 Arena publiczność usłyszała zaledwie trzy nowe numery: "End of the Beginning", "Age of Reason" i "God Is Dead?". W dużej mierze udało się na "13" odtworzyć brzmienie grupy znane z lat 70., wymieniona trójka nie wybijała się więc z repertuaru, w którym znalazły się głównie kompozycje z czterech pierwszych płyt zespołu. Wyróżniały się za to kawałki, z których Black Sabbath słynie.
- Tęskniliście? - zapytał tuż po wejściu na scenę Ozzy. Odpowiedzią było euforyczne wykrzyczenie (bo trudno mówić o śpiewaniu) przez fanów razem z nim otwierającego koncert "War Pigs". Podobnej reakcji doczekały się też "Iron Man" oraz zagrany niejako na bis "Paranoid". Szaleństwo wywołały też "Children of the Grave" i "N.I.B.". Wykonanie tego ostatniego numeru poprzedziło imponujące intro Butlera.
Wielu sympatyków grupy obawiało się czy obchodzący 3 grudnia 65. urodziny, nie stroniący od alkoholu i mocniejszych używek Ozzy będzie w formie pozwalającej na udźwignięcie pełnowymiarowego koncertu. W Pradze nie miał kłopotów. Nazywany Księciem Ciemności wokalista daleki jest od pełnej sprawności niemniej w sobotę przemierzał niemałą scenę od lewa do prawa, a - przy ostrzejszych riffach - nawet skakał. Wokalnie również się nie oszczędzał.
Mimo choroby nowotworowej, biegłości w wycinaniu solówek nie stracił Tony. Jego gra w "Dirty Women", "Iron Man" czy "Age of Reason" robiła ogromne wrażenie.
Zainstalowany w głębi sceny trzyczęściowy telebim ciekawie eksponował legendarne trio - muzycy pojawiali się oddzielnie, ale równocześnie na każdym z ekranów, łatwo było podejrzeć ich grę i reakcje.
Rzadko na telebimie gościł Clufetos, pozostając nieco w cieniu. Perkusista, wspierający dotychczas m.in. Osbourne'a, na swoim rzemiośle zna się jednak znakomicie. Gdy tylko dostał "wolne pięć minut" popisowym solo "kupił" szacunek fanów Black Sabbath.
Dużo mówiło się o przyczynach nieobecności Warda. Oficjalna wersja głosi, że muzycy nie porozumieli się w kwestiach finansowych. W wywiadach Ozzy zarzucał koledze brak formy (m.in. nadwagę). Oczywiście Black Sabbath bez Warda w składzie nie jest "tym samym Black Sabbath", ale jeśli słowa wokalisty miałby być prawdą, to może dobrze się stało, że za perkusją zasiadł Clufetos.
Oczywiście, dla "wyznawców" grupy samo pojawienie się na scenie ich idoli w pierwotnym składzie byłoby spełnieniem marzeń. Ale cześć sympatyków formacji (w Pradze dominowały osoby w okolicach trzydziestki oraz fani w wieku muzyków z pierwszego składu) przyszła zobaczyć legendę i miała wobec niej określone oczekiwania. Stosownie dobrany i ułożony repertuar, popisy solowe, a przede wszystkim umiejętności i osobowość członków zespołu, którzy nie muszą niczego nadrabiać efektami specjalnymi czy gadżetami sprawiły, że zebrani w O2 Arena obejrzeli porządne, klasyczne, metalowe show.
Black Sabbath już niedługo - 11 czerwca 2014 roku - odwiedzą Polskę. Praski gig był kolejnym zagranym w przeciągu kilkunastu tygodni. Koncert w łódzkiej Atlas Arenie będzie jednym z pierwszych po planowanej miesięcznej przerwie w trasie. Zregenerowani muzycy powinni więc dać co najmniej równie dobre show.
Olek Mika, Praga