Piosenka, do której wracam, kiedy jest mi źle. "Są dwie opcje"
Oprac.: Oliwia Kopcik
Każdy ma czasem złe chwile i swoje sposoby na radzenie sobie z nimi. U nas jest to oczywiście muzyka. Sprawdźcie, czego w gorszych momentach słucha nasza redakcja.
OLIWIA KOPCIK
Kiedyś, wracając do domu, spojrzałam do skrzynki na listy i znalazłam tam płytę z niepodpisaną karteczką: "Tobie przyda się bardziej". To był solo album Kuby Kawalca "Ślepota". Swoją drogą, według mnie, jest to jedna z najlepszych płyt ostatnich lat i mam żal do świata, że nie odbiła się tak dużym echem, jak jej się należy.
W złych momentach często wracam do tytułowej "Ślepoty". Znacie ten stan, że zamiast wnętrza macie jakąś czarną dziurę, która sprawia, że wszystko wkoło znika, a wy stoicie gdzieś obok siebie i nie macie pojęcia, co dalej? I tak chcielibyście tylko zwinąć się na łóżku, i obudzić w miejscu, gdzie wszystko jest łatwiejsze? Jeśli nie, to życzę, żebyście nigdy nie poznali. Jeśli wam się zdarza, to na pewno znacie też to lepsze uczucie, kiedy ten stan się kończy. Pamiętajcie: po takiej zimie jak ta, muszą przyjść roztopy - do góry żagle!
WERONIKA FIGIEL
Kiedy jest mi źle, są tylko dwie opcje - albo puszczam "Waka Waka" od Shakiry i próbuję wytańczyć cały smutek z organizmu, albo włączam ulubioną playlistę na Spotify, przy której można jedynie bardziej się załamywać i płakać całymi godzinami. Jak mówi stara dobra rada: “inni mają gorzej”, więc dlaczego nie puścić sobie w takich momentach melancholijnych ballad, w których artyści mają większe problemy niż te moje? Na czele stworzonej przeze mnie playlisty do płakania stoi utwór Soko "We Might Be Dead By Tomorrow", dzięki któremu przypominam sobie, że nie ma czasu na smutki i żale, bo za chwilę wszyscy i tak umrzemy.
BARTOSZ STOCZKOWSKI
Gdy mi smutno, gdy mi źle, słucham sobie piosenki Pharrella Williamsa "Happy" i zwyczajowo zawsze zaczynam się wtedy zastanawiać, jak można napisać coś tak beznadziejnie pozbawionego głębszej refleksji, że aż powodującego płytszy refluks. A potem zarobić na tym jeszcze niemałą fortunę. Nawet sam twórca przyznał, że pisanie tego wesolutkiego potworka była w zasadzie dowcipem z jego strony, a tekst narodził się w czasie zupełnej posuchy na polu lepszych pomysłów. Wzmocniony i utwierdzony w przekonaniu o absurdzie praw rządzących rzeczywistością, po około 40 sekundach wyłączam "Happy" i idę na spacer. Polecam tę formę terapii.
TYMOTEUSZ HOŁYSZ
Znacie to uczucie, kiedy czujecie się tak przytłoczeni tym, co dzieje się dookoła, że jedyne co pozostaje, to położyć się na ziemi i pozwolić łzom spływać po policzkach? W takich chwilach największe ukojenie przynoszą te najsmutniejsze utwory. Stąd wybór pada na album "Circles" Maca Millera, a w szczególności kawałek "Good News". Wszystko, począwszy od konceptu dylogii "Swimming" i "Circles", aż do jej wykonania oraz dużo głębszego kontekstu, którego nadała śmierć muzyka, sprawia, że chce się płakać jeszcze bardziej. Jest w tym jednak coś terapeutycznego, a wspomniana piosenka mimo pełnego nadziei podkładu przekazuje ogromny bagaż emocjonalny, z którym wielu może się utożsamić.
BARTŁOMIEJ WAROWNY
Kiedy jest mi źle, robię tak, żeby było jeszcze gorzej. I nic na to nie poradzę, bo kultywuję tę tradycję już od wielu lat. Przezornie to właśnie smutniejsze utwory sprawiają, że czuję się lepiej, ale nie uważam siebie za wyjątek. Większość z was na pewno wie, co mam na myśli. Cały album Lykke Li "so sad so sexy" zasługuje na uznanie, ale chyba to właśnie "last piece" wychodzi przed szereg. Niby ckliwie, a jednak z dozą nadziei oraz wytchnienia. Ostrzegam jednak, że jest w tym utworze coś, co może zadziałać w dwójnasób - po wysłuchaniu albo w końcu posprzątacie mieszkanie, albo obudzicie się w tym samym rozgardiaszu za dwa miesiące. Tak czy siak, warto zaryzykować i rzucić uchem.