Wyśniony sen pani z sąsiedztwa

Dominika Węcławek

Susan Boyle "I Dreamed a Dream", Sony

Okładka albumu "I Dreamed A Dream"
Okładka albumu "I Dreamed A Dream" 

Krytykować debiutancki krążek Susan Boyle to jak kopać grób dla marzeń szarego człowieka. Poza tym, czego tu się czepiać?

Brzydkie kaczątko albo mysz, która ryknęła - tak się mówi o Susan, kobiecie realizującej w samym sercu Anglii prawdziwie amerykański sen. Oto niespełna 50-letnia stara panna, co całe swe życie poświęciła pielęgnowaniu rodziców i nigdy nie była demonem intelektu, wręcz przeciwnie - z trudem przebrnęła przez szkołę - stała się najpopularniejszą piosenkarką, sprzedającą miliony płyt na całym świecie. Wszystko zaś dzięki magii telewizji, konkretnie brytyjskiego "Mam Talent".

To tam z puszystej, niezbyt urodziwej, nieznanej kobiety, Boyle przeistoczyła się w ulubienicę tłumów, która swym śpiewem gra na emocjach lepiej od profesjonalistów. O dziwo, dzięki swej zwyczajności i wytrwałości przebiła się do świadomości ludzi z całego świata, od Nowej Zelandii, przez Bliski Wschód po zakochane w sobie USA.

Jej wydana właśnie, debiutancka płyta zatytułowana "I Dreamed a Dream" to ostateczne przypieczętowanie triumfu talentu nad wizerunkiem. Tak przynajmniej chcą to widzieć wszyscy, którzy mają już dosyć plastikowych szansonistek promowanych przez wytwórnie płytowe.

Szkocka wokalistka intensywnie i czysto śpiewa tu przede wszystkim covery tak klasycznych utworów jak "Cry Me a River" Julii London czy "Up To The Mountain" Patty Griffin. Jest piękny hymn "Amazing Grace" i kolęda "Silent Night", ale nie tylko. Boyle sięga również po repertuar Rolling Stonesów i Madonny, radząc sobie z nim zresztą świetnie. "Wild Horses" w jej wykonaniu oczywiście nabiera zupełnie innego charakteru, bo i cały album pomyślany jest tak, by skromne, ascetyczne wręcz aranżacje na skrzypce, gitarę akustyczną i fortepian, były jedynie tłem dla wokali Susan. Zamiast rockowego pazura mamy więc głos, od którego niejednemu przejdą ciarki po plecach.

Kiedy wokalistka śpiewa za Matthew Thomasem: "Powiedz tylko, że kochasz mnie taką, jaka jestem, że mnie taką akceptujesz (...) I wiem, że któregoś dnia, jeśli mi pozwolą, pewnego dnia będziesz ze mnie dumny" - to nie są tylko puste słowa. Przy czym nie tylko "Proud" brzmi tak, jakby stworzone było z myślą o Susan. Wrażenie takie odnieść można przy okazji większości utworów. Z jednej strony prezentują pełnię talentu Szkotki - zaskakujące możliwości i tę cudowną umiejętność oddania całej gamy uczuć w kilku tonach. Z drugiej nawiązują do jej historii, odzwierciedlają wrażliwość, a czasem i dziecięcą naiwność.

Ci, którzy wraz z milionami internautów oglądali na YouTube kolejne występy Boyle w "Britain's Got Talent", część repertuaru z albumu "I Dreamed a Dream" już słyszeli. Teraz wreszcie otrzymują go w dobrej jakości. A na dokładkę jeszcze jedną kompozycję, napisaną specjalnie dla artystki. To prosta, ale bardzo efektowna ballada "Who I Was Born To Be".

I tak cały krążek, pozornie banalny i mało odkrywczy, dzięki gospodarz nabiera potęgi i magii. To już nie tylko dobry prezent pod choinkę dla łatwo wzruszającej się babci. Debiut Susan Boyle urasta do rangi wydarzenia artystycznego i pozwala uwierzyć, że w muzyce chodzi o coś więcej niż masowe wypuszczanie dobrze wykalkulowanych produktów.

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas