Urbanski "Rysa OST": Kryminalne zagadki stolicy [RECENZJA]

Jednym z nielicznych plusów pandemii (tak, nawet ta nieszczęsna gnida ma jakieś pozytywy!) jest to, że w domowym zaciszu można częściej i lepiej konsumować wszystkie dobra kultury. Stare, nowe, zagraniczne, polskie. Jest z czego wybierać. Wśród nich są seriale, a te w tych dziwnych czasach zyskały jeszcze więcej.

Okładka płyty z muzyką do serialu "Rysa" autorstwa Urbanskiego
Okładka płyty z muzyką do serialu "Rysa" autorstwa Urbanskiego 

Niestety, ale za ich coraz wyższym poziomem nie zawsze idzie jakość muzyki, która się w nich pojawia. Ta najczęściej tylko udaje ścieżkę dźwiękową wieloodcinkowych historii i jest zwyczajnym zbiorowiskiem losowych, popularnych utworów, które sprawiają wrażenie, że są dobierane tylko i wyłącznie przez oprogramowanie i algorytmy. Albo jest skomponowana na szybko, bez jakiegokolwiek pomysłu, nie wspominając już o totalnym braku klimatu. Na szczęście jest jeszcze Wojtek Urbański, który swoimi kompozycjami dopełnia mroczną fabułę "Rysy" i spina klamrą osiem odcinków z problemami Moniki Brzozowskiej.

Obraz i dźwięk to dwa osobne byty, które perfekcyjnie się uzupełniają. Dawno już nie było takiego soundtracku, którego klimat nie tylko idealnie oddaje ducha filmu, ale również sam wnosi wiele dobrego na scenę. Ta symbioza ambientu, muzyki ilustracyjnej, tradycyjnego instrumentarium i ludowych akcentów przypomina wszystko, co najlepsze w rodzimej, polskiej szkole kreowania ścieżek dźwiękowych z twórczością Andrzeja Korzyńskiego, Henryka Kuźniaka i Michała Lorenca na czele.

Wojtek Urbański jest tu nie tylko producentem, współcześnie błędnie utożsamianym tylko z władcą oprogramowania na macach czy innych pecetach, ale przede wszystkim kompozytorem. Z własną wizją, którą pomagają zrealizować współpracujący z nimi muzycy: Sebastian Wielądek, Stanisław Słowiński i Agnieszka Świgut.

W przeciwieństwie do "Ultraviolet OST", swojego poprzedniego soundtracku, Urbański na "Rysie OST" nocną, modną elektronikę odstawił na boczny tor. Tu jest jej inne oblicze - spokojniejsze, głębokie, wymagające zrozumienia. Muzyk skupił się nie tylko na ilustracji poszczególnych momentów, ale i samej produkcji, która bogatymi aranżami tworzy coś wyjątkowego (trzeci indeks, "Crux", to najlepsze streszczenie całości, ukazujące jego główną ideę).

Pełno tu syntezatorów, przestrzeni ("Mother's Theme" brzmi niczym pierwsze ambientowe albumy Briana Eno) i głębokich basów. Łączą się one z instrumentami, jak lira korbowa, piszczałki, flety, czy skrzypce, będące cichym bohaterem całości. Fenomenalnie tworzą klimat w "Morning After" i "Solutions", a czasami wprawiają w konsternację, jak w paranoicznej, drugiej części "Flashbacks".

Urbanski najczęściej jednak operuje spokojem (piękna, nostalgiczna melodia w "Peter's Theme"), nie stawia na zwroty akcji, a całość jest niezwykle spójna, nawet kiedy ambientowe, pełne przestrzeni i skrzypiec w tle "Fake Friends" przechodzi w główny temat, niezwykle rozbudowany z wyraźnie zaznaczoną perkusją "Rysa Title Theme (Instrumental)". Jest to kompozycja najbardziej przystępna i przyjazna dla Kowalskiego, wyraźnie wybijająca się spośród mrocznej aury całości. W opozycji do niej są te trudniejsze - przestrzenne "Anxiety", surrealistyczny "Bad Trip", gdzie na pierwszy plan wysuwa się lira, czy psychodeliczny, nawarstwiony dźwiękami, gitarowy "Haj".

Z serialowego mroku na pół godziny wyłania się Urbanski, który na swój sposób wizualizuje kryminalne, serialowe uniwersum. Zaprasza na seans lżejszym, aczkolwiek chłodnym "Morning After", kończąc opowieść ciężkim, klaustrofobicznym wręcz "Happy End". Spotkanie jest to więc trudne, wymagające, ale ostatecznie dające dużo satysfakcji. Rysa więc odbębniona, czas na Rysy. Te już niedługo i intuicja podpowiada, że czekać nie tyle, co warto, a trzeba.

Urbanski "Rysa OST", U Know Me Records

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas