Ucieczka do przeszłości

Piotr Kowalczyk

Graham Coxon "The Spinning Top", Transgressive

Okładka albumu Grahama Coxona "The Spinning Top"
Okładka albumu Grahama Coxona "The Spinning Top" 

Najfajniejszy członek grupy Blur wydał siódmą płytę w ciągu 11 lat, sięgając jeszcze bardziej w głąb historii brytyjskiej muzyki.

Damon Albarn, po zawieszeniu działalności Blur wylansował, na przykład z Gorillaz, kilka sporych hitów. Drugiemu liderowi zespołu, Grahamowi Coxonowi, nigdy specjalnie nie zależało na karierze i gonieniu za najnowszymi trendami i pewnie dlatego jego siódma już solowa płyta błyskawicznie zniknęła z radaru zainteresowania mediów. Ale jednocześnie dzięki temu jego twórczość praktycznie się nie starzeje.

Przez sześć poprzednich płyt Coxon z lepszym lub gorszym skutkiem cyzelował jedną estetykę - rzężący indie-rock, przefiltrowany przez jego angielską, modsowską wrażliwość. Na "The Spinning Top" to się zmieniło - gitarzysta Blur sięgnął jeszcze głębiej w przeszłość. Coxon zbliża się do mistrzów brytyjskiej piosenki sprzed trzech (i więcej) dekad - Elvisa Costello, Roberta Wyatta i Johna Martyna. Z tym ostatnim Grahama Coxona łączy przede wszystkim rys folkowy, przywołujący najlepsze płyty zmarłego niedawno szkockiego barda, jak choćby "Solid Air" (1973).

"The Spinning Top" można w ogóle potraktować jako hołd dla fali brytyjskiego jazz-folk-rocka, muzyki niezwykle popularnej na przełomie lat 60. i 70. Z Costello łączy Coxona figura postpunkowego cynicznego obserwatora. Z Robertem Wyattem - zamiłowanie do płyt koncepcyjnych, subtelność i bogactwo aranżacji oraz liczne stylizacje. Z Wyattem i Martynem łączy go też (niepozbawiona nałogów) biografia i udane funkcjonowanie na marginesie wielkiego show-biznesu, połączone z występami w artystycznej pierwszej lidze. No i świetny warsztat instrumentalny. Błędem byłoby klasyfikowanie oszczędnego formalnie Coxona jako indierockowego szarpidruta. Największą zaletą "The Spinning Top" jest bogactwo i świeżość gitarowych motywów wymyślanych przez muzyka Blur. To precyzyjne folkowe arpeggia (inspirowane techniką gry legendarnego Johna Faheya) i elektryczne wyładowania - płyta aż iskrzy od świetnych partii gitar, nawet jeśli nie wszystkie piosenki są na tym albumie... niezbędne.

Jednocześnie pojawia się problem, czy artysta, który muzyką swojego macierzystego zespołu od lat interesował się coraz mniej, i który wypracował w tym czasie swój indywidualny styl, odnajdzie się w Blur przy drugim podejściu. Ale to już temat do rozważań przy innej okazji.

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas