Reklama

Tomahawk "Tonic Immobility": Im dziwniej, tym lepiej [RECENZJA]

"Tonic Immobility" ma najbardziej przystępne momenty w całej karierze Tomahawk. Tylko nie są to te chwile, w których dzieją się najciekawsze rzeczy na płycie.

"Tonic Immobility" ma najbardziej przystępne momenty w całej karierze Tomahawk. Tylko nie są to te chwile, w których dzieją się najciekawsze rzeczy na płycie.
Okładka płyty "Tonic Immobility" grupy Tomahawk /

Mike Patton jest zdecydowanie jednym z najbardziej zapracowanych wokalistów w historii muzyki. Niestety, przekłada się na to, że kolejne inkarnacje jego licznych projektów wystawiają naszą cierpliwość na próbę. Nie inaczej było z Tomhawk, na którego piąty album dane nam było czekać aż osiem lat.

Jak pamiętacie z poprzednich wydawnictw, nieobliczalność to drugie imię tej supergrupy, w którą zaangażowani są także gitarzysta Duane Denison z The Jesus Lizard, perkusista John Stanier z Helmet oraz kolega Pattona z Mr. Bungle i Fantomas, Trevor Dunn, który na basie zastąpił Kevina Rutmanisa z The Melvins. W końcu mówimy o zespole, który w pewnym momencie potraktował swoją nazwę na tyle dosłownie, by na jednym z krążków wprowadzać elementy muzyczne zaczerpnięte z kultury rdzennych Amerykanów.

Reklama

Chyba właśnie największym zaskoczeniem jest to, jak z początku zwykłą płytą może wydawać się "Tonic Immobility". Zresztą po całościowych odsłuchu podzielenie albumu na dwie części nasuwa się momentalnie. Pierwsze utwory to alternatywny metal i hardcore z dozą brudnego, niemal grunge'owego brzmienia. Bardzo łatwo usłyszeć tutaj elementy zaczerpnięte z rodzimych zespołów poszczególnych muzyków. I przy tym wszystkim trzeba przyznać, że te riffy z "Predators and Scavengers" czy gęsta partia basu z "Business Casual" bujają łbem aż miło.

Jednak to nie są te momenty, gdy Tomahawk najbardziej błyszczy. Pełnię potencjału grupa ukazuje w kontrastującej zarówno pod kątem aranżacji, jak i tempa drugiej połowie "Tonic Immobility". Ta cechuje się częstszymi nagłymi zmianami w aranżacji i zdecydowanie większą skłonnością do eksperymentów.

Pojawiają się wówczas takie perełki jak "Howlie", gdzie pełna napięcia atmosfera nagle trafia na gitarowe ściany i krzyki, kierując całość w stronę post-hardcore'u. Pod koniec utworu Mike Patton pyta agresywnie "Where's my soul?", po czym zatapia się w totalnym wokalnym szaleństwie. Dzięki temu po raz kolejny w swojej karierze pokazuje, że jest jedynym wokalistą w swoim rodzaju. Jego wyjątkowość to bowiem nie tylko doskonały warsztat, ale również to, z jaką swobodą przesuwa granice względem tego, na jak wiele można sobie pozwolić za mikrofonem.

Po tym następuje "Eureka" - dwuminutowa dronowa kompozycja, w której za atonalnymi hałasami skrywa się przyjemne ambientowe tło. "Sidewinder" rozpoczyna się natomiast płaczliwą fortepianową partią brzmiącą jakby odrzucono ją z "The Black Parade" My Chemical Romance albo ostatniego krążka A Perfect Circle. Po chwili jednak kompozycja przekształca się w post-rockową kompozycję oblaną sosem z hardcore'u.

Zaskakuje przebojowy potencjał "Recoil". W utworze Mike Patton zbliża się w zwrotkach do maniery wokalnej, która może kojarzyć się z Davidem Byrne'em z Talking Heads, a przyjemny groove całości tylko utrzymuje w tym skojarzeniu. I oczywiście w refrenie muzykom nagle puszczają hamulce.

To właśnie za to najbardziej kocha się Tomahawk: jego nieprzewidywalność. Nigdy nie wiesz czy utwór po agresywnych riffach nie wyskoczy nagle z niepokojącym plumkaniem fortepianu lub czy po jednym numerze nie usłyszysz kompozycji, której fundament zrodził się najprawdopodobniej nad rzeką Missisipi.

Dlatego choć te czysto gitarowe utwory mają niewątpliwą zaletę, w pełni mogę zrozumieć zawód, jaki może wywołać ich "normalność" i stabilność. Szczególnie kiedy zestawiona jest z bardziej przestrzennymi, eksperymentalnymi utworami, w których muzycy zrywają kajdany normalności. Koniec końców "Tonic Immobility" to kawał dobrej muzyki krążącej wokół alternatywnego metalu, kolejna cegiełka dowodu wielkości Mike'a Pattona. A jednocześnie pozycja nierówna i daleka od jakiegokolwiek przełomu w twórczości któregokolwiek z zaangażowanych muzyków.

Tomahawk "Tonic Immobility", PIAS/Mystic Production

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tomahawk | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy