Reklama

Teatr życiem płacony

De Press "Norwid. Gromy i Pyłki", MTJ

Nie wiem czy album "Gromy i Pyłki" przyniesie grupie De Press wymierne korzyści. Słuchając go, mam wrażenie, że to z serca i nie one były tu celem. Skorzystał za to odpowiednio "odczuty" i zrozumiany Norwid.

Przyznam z zażenowaniem, że odwlekałem moment zapoznania się z "Gromami i Pyłkami". Wydawało mi się, że jeśli chodzi o interpretacje poezji na ten czas dała nam przykład Karolina Cicha jak zwyciężać mamy i wystarczy. Poza tym o ile De Press sprawdziło się bardzo dobrze dwa lata temu przy okazji prostych, bardzo ekspresyjnych pieśni partyzanckich, to Norwid, który przysparza trudności studentom (i wykładowcom) wydziałów polonistyki, będzie dla ekipy Andrzeja Dziubka nie do rozpracowania. Jeżeli w ogóle brać się za ten temat po Czesławie Niemenie, to tak jak Staszek Soyka na "Neopositive", bazując na bardzo wyrafinowanej linii wokalnej i niczym więcej, bez żadnego riffowania i bicia w bębny.

Reklama

Myliłem się. Dzięki De Press wielu słuchaczy odkryje nieco innego Norwida. Romantyka, ale bez zwidów i całej tej fanfaronady. Sensownego faceta doskonale operującego symbolem, krwiście rozprawiającego się z wrogiem, bezlitośnie podsumowującego. Wielkiego poetę, czy w tym akurat wypadku - świetnego tekściarza. Szkoda, że De Press postanowili kłuć w oczy pomnikowym nazwiskiem. Chciałoby się podejść do materiału bez tego wieszczowego balastu, dostać wersy "oczyszczone" z archaizmów, spojrzeć czysto współcześnie. Tym bardziej, że gdy słyszymy linijki "Jak się nie nudzić na scenie tak małej / Tak niemistrzowsko zrobionej / Gdzie wszystkie wszystkich ideały grały / A teatr życiem płacony (...) Lub jeszcze lepiej - znam dzielniejszy sposób / Przeciw tej nudzie przeklętej: / Zapomnieć ludzi, a bywać u osób / - Krawat mieć ślicznie zapięty!..." nie myślimy wcale dziewiętnastowiecznej poezji. To mógłby napisać jakiś nieodkryty geniusz pióra. Chociażby wczoraj.

Ten akurat cytat pochodzi z "Marionetek", ostrego rock'n'rollowego numeru, którego nie powstydziłoby się AC/DC. Zróżnicowanie utworów jest spore - od ciężkiego, grunge'owego niemal "Świętego-Pokoju" po pobrzmiewające bliską przecież autorom "Bo jo cie kochom" muzykę ludową w "Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj". Zdarzają się zarówno eksperymenty w rodzaju łączących reggae z country "Trzech Strofkach" czy deklamowanego na udekorowanym smyczkami bicie "Do spółczesnych", jak i morderczo przebojowe melodie ("Tymczasem", "Moja Piosnka"). Dodatki - kapitalny akordeon, zręcznie wkomponowane cymbałki, chóry i tak dalej - są fantastyczne, najważniejsza pozostaje jednak potępieńcza gitara i emocjonalny, wyrazisty wokal Dziubka oraz nerwowy bas Budkiewicza.

To album dla wszystkich, może poza muzycznymi modnisiami. Nie znajdziemy tu Beatlesów odczytanych na shoegaze'ową modłę, brzmienia amatorskiego studia zorganizowanego w pokoju w latach 80.czy inspiracji world music. Ja znalazłem natomiast odpowiedź na pytanie z jednego z tych krążących po portalach społecznościowych muzycznych quizów: "Płyta, która zrobiła na Tobie wrażenie, choć zupełnie się tego nie spodziewałeś".

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: teatry | życia | De Press | płyta | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy