Szkoła rocka
Piotr Kowalczyk
Kim Nowak "Wilk", Universal Music Polska
Namnożyło się ostatnio płyt, które brzmią jakby były nagrane kilkadziesiąt lat temu. Przykładem jest choćby album "The Trip" Smolika, nostalgicznie nawiązujący do ery podróży na Księżyc. Najwyraźniej popkultura czasów kryzysu chętnie szuka inspiracji we własnych korzeniach i czasach świetności. Album "Wilk" jest potwierdzeniem tej prawidłowości.
Druga płyta rockowego projektu braci Waglewskich (trzecim równie ważnym ogniwem zespołu jest gitarzysta Michał Sobolewski) to album pod wieloma względami podobny do recenzowanego tutaj niedawno "Old Is Gold" T.Love. Oba wydawnictwa są hołdami złożonymi rock'n'rollowej tradycji. Oba zostały nagrane na archaicznych instrumentach, w obu ważnym punktem wyjścia jest blues i rock sprzed kilku dekad.
Kim Nowak zaciąga dług jednak u trochę innych artystów - przede wszystkim klasyków głośnego, hardrockowego łojenia lat 70. - Stooges, Black Sabbath i Led Zeppelin. Czasem zahacza też o gotyckie rockabilly ("Prosto w ogień" z gościnnym udziałem wokalistki legendarnego Tercetu Egzotycznego, Izabeli Skrybant Dziewiątkowskiej), duszne bluesowe motywy czy słodko-kwaśne hałaśliwe partie gitar a la Sonic Youth w singlowym "Mokrym psie" (najlepszym zresztą i najszybciej zapadającym w pamięć fragmencie albumu). Twórczość nowojorskich klasyków indie-rocka słychać też w utworze tytułowym i w piosence "Dwie kropki". Z kolei w piosence "Noc" i przedostatnich w zestawie "Chmurach" Waglewski-wokalista brzmi niemal jak krakowski klasyk polskiej piosenki - pan Maleńczuk.
W lirykę Fisza nie jest łatwo wejść. Bartek Waglewski nie opowiada linearnych historii - zdaje się raczej na intuicję i swobodne skojarzenia. Melorecytowane, wykrzykiwane i wyśpiewywane przez niego frazy niosą jednak spory ładunek emocji i skojarzeń (trochę jak w przypadku Waglewskiego seniora, który uwielbia zabawy słowem). Biorąc pod uwagę, jak materiał został zmiksowany, teksty młodego Waglewskiego mają raczej drugoplanowe znaczenie - wokal wydaje się być kolejnym instrumentem. Od znaczenia zdań ważniejsze jest brzmienie poszczególnych sylab. Jest tu jednak kilka pysznych fraz, a Bartek Waglewski ma doskonały słuch językowy - nie sili się na poezję, czasem ociera o sentymentalny, lekko płaczliwy ton, ale jednocześnie nie można mu odmówić indywidualnego, bardzo charakterystycznego rysu.
I to chyba wszystko. Dobrzy muzycy plus brzmienie plus niegłupie teksty plus wiedzący czego chce wokalista i... niezbyt oryginalne (bo zapośredniczone od tuzina klasyków) piosenki. Tyle wystarczy, żeby nagrać jedną z najprzyjemniejszych i najbardziej stylowych polskich płyt gitarowych 2012 roku.
7/10