Recenzja Żabson "To ziomal": On zarabia, a ty słuchasz
Tak, to ten ziomal. Bardziej kolorowa wersja swojego mentora, w dodatku z markową torebką wypełnioną głupkowatymi wersami.
Jedna z najbardziej kolorowych i charakterystycznych postaci nowej fali rapu w końcu wypuściła materiał na miarę swoich możliwości. Tych aktualnych, bo nie można oprzeć się wrażeniu, że z Żabsona będą jeszcze ludzie i słowo progres nie jest mu obce.
"To ziomal" jest nie tylko nowym etapem i legalnym debiutem sympatycznego ziomka. Jest również, a może nawet przede wszystkim, konsekwencją wcześniejszych działań. Przemyślaną, dopracowaną w najdrobniejszych detalach i nie próbującą na siłę przypodobać się instagramowej gawiedzi. Zapowiada się dobrze? Tak, bo mimo odstraszającej niektórych oprawy graficznej, która może powodować nie tylko odruchy wymiotne, "To ziomal" jest jednym z obowiązkowych do sprawdzenia hiphopowych produktów początku tego roku. Produktem wypolerowanym, w nowoczesnej formie i przemycających w swoim szczeniackim chaosie wiele odniesień do starej szkoły.
W tych czasach ciężko zweryfikować, co jest mixtapem, a co pełnoprawnym albumem, ale z tym problemu nie ma Żabson. Tu jest gruba linia. Legalny debiut wydaje się tylko raz w życiu i opisywane dzieło jest chyba najlepszą rzeczą, która mogła mu się teraz przytrafić. Jest to o tyle ważne, że wcześniej przygotował sobie odpowiedni grunt, który był swego rodzaju testem. Nowy album rozwija wiele "konsumpcyjnych" wątków, delikatnie hołduje klasyce i ukazuje rapera, który wyciąga wnioski, eliminuje błędy i wie, że piekielnie ważne jest dobre brzmienie.
Spoglądający w stronę Jamajki tytułowy numer, przesterowany i przekombinowany "A$AP Rocky", "Incepcja", którą z chęcią wzięliby sobie Migosi, grime'owe "DMT" i szalony rytm w "Nie mam ochoty na nic" można postawić jako wzór. Praca m.in. Wrotasa, Kubiego Producenta, SecretRanka, Świerzby i Opiata nie poszła na marne. To kawał dobrej, wygrzanej roboty, do której nie można mieć większych zastrzeżeń. Warto jednak wiedzieć, że ich beaty są jeszcze bardziej wyjątkowe, dzięki cichemu bohaterowi albumu. Oryginalne brzmienie, tak rzadko spotykane na naszej scenie, wypracował Kwazar. Nie dość, że wycisnął jeszcze więcej, to swoimi aranżami pozwolił Żabsonowi wspiąć się na nowy level.
Jak w tym wszystkim odnajduje się gospodarz? Zaskakująco dobrze, nawet pomimo tego, że dość często udaje mu się rzucać głupkowate wersy pokroju "Czuję się jak A$AP Rocky / palę zioło, wpieprzam snaki". Jest w tym jednak sporo uroku i młodzieńczej charyzmy, bo nawet jeśli w tytułowym numerze nawija - "Włodi zbija ze mną pionę, mówi 'mordo, to majstersztyk'" - to ja mu wierzę.
Rzadko spotykana sytuacja na polskim podwórku, ale jedna z "maksym", które się tu pojawiają, "robię sobie, co chcę i to wszystko w Polsce", zdaje się mieć więcej racji bytu, niż początkowo może się wydawać. Szkoda tylko, że nie każdy odnajdzie się w świecie pełnym konsumpcjonizmu, sztucznego blichtru, szafy pełnej drogich i kolorowych ciuchów, a także kieszeni wypchanych różnymi używkami. Ile w tym fikcji, a ile w tym prawdy? Nie ma to żadnego znaczenia, bo raper może nawijać nawet o dupie Maryny i jeśli robi to dobrze, to zwyczajnie się go słucha.
Żabson potrafi przekazać puste treści w ciekawy sposób, stąd "To ziomal" ma zaskakująco dobre replay value, przynajmniej w kilku fragmentach. Takie "Wszystko dobrze" z Borixonem, będące spotkaniem mistrza i ucznia, już teraz jest jednym z największych highlightów tego roku. Szkoda tylko słabych gościnnych występów, kilku sucharów i niewielkiej liczby rasowych hooków, ale wszystko to rekompensuje cały paradoks "Księżniczek".
Żabson "To ziomal", Revolume
7/10