Recenzja Witchery "In His Infernal Majesty's Service": Potęga riffu
Bez dobrych riffów nie ma metalu, a już na pewno thrash metalu. Gdyby sprzedawać je jak meble, Szwedzi z Witchery byliby więksi od Ikei.
Spośród wielu odłamów muzyki metalowej, z których słynie Szwecja, śmiem twierdzić, że thrash metal nie był nigdy gatunkiem wiodącym. Najczęściej pojawiał się bowiem jako element składowy, inkrustując szerszą formułę z okolic black metalu (Nifelheim, Bewitched, Rise Hell), death metalu (Merciless, Desultory, The Crown) oraz dając o sobie znać w mniej lub bardziej melodyjnym wydaniu death / thrashowych hybryd (The Haunted, Carnal Forge, Darkane).
W tę stylistyczną niejednoznaczność wpisuje się poniekąd także Witchery ze swoim firmowym "blackened thrash metalem", grupa z Linköping ma jednak kilka innych atutów, wśród których piekielne inklinacje i wszechobecna groza traktowane są niekiedy z pewnym przymrużeniem oka.
"In His Infernal Majesty's Service", szósta płyta Witchery, to zresztą nie tylko pierwsze od sześciu lat dokonanie szwedzkiego kwintetu, ale i z kilku względów istotny punkt zwrotny w karierze zespołu, który w 2017 roku obchodzić będzie 20. urodziny.
Zdwojona energia, z jaką atakują dziś Szwedzi wskazuje wyraźnie na chęć udowodnienia wszystkim, że po rozstaniu z dwoma wokalistami - najpierw z udzielającym się na poprzedniej płycie ("Witchkrieg" z 2010 r.) Legionem (eks-Marduk), a następnie terminującym przez pięć lat w szeregach Witchery Emperorem Magusem Caligulą (eks-Dark Funeral i Hypocrisy) - a także odejściu długoletniego perkusisty Martina Axenrota (Opeth, Bloodbath), podopieczni Century Media Records pozostali siłą, z którą należy się liczyć. Miano supergrupy bywa uciążliwe, w nowym rozdaniu ma ono jednak drugorzędne znaczenie.
Okazuje się bowiem, że stosunkowo mało znany dotąd Angus Norder (kojarzony także z formacją Nekrokraft) to wokalista, którego Witchery potrzebowali od dawna. W zwartej, choć paradoksalnie niebywale różnorodnej konstrukcji utworów Witchery, Norder odnajduje się idealnie, a jego wokale - od wrzasku po growling - podkreślają tylko mnogość nastrojów, którymi z dużym kunsztem żonglują basista Sharlee D'Angelo (Mercyful Fate, Arch Enemy, Spiritual Beggars) oraz bezczelnie rozdający zabójcze riffy Patrik Jensen (The Haunted) i Richard Corpse - obaj grający niegdyś w Seance i nieco dziś zapomnianym Satanic Slaughter.
Zwięzłość jest siostrą talentu. W trzyminutowych kompozycjach (z nielicznymi wyjątkami) mało który zespół potrafi zawrzeć aż tyle pomysłów! W dynamicznym, rozpędzony "Lavey-athan" o nieco slayerowskim sznycie nie brakuje wszak ani wprowadzającego nastrój grozy zwolnienia obrotów, ani tym bardziej dyskretnego wyczucia rockandrollowej swawoli.
Jeszcze bardziej porywający jest "Nosferatu", którego chwytliwość i główny riff zwiastują u każdego słuchacza rychłą konieczność zakup ortopedycznego kołnierza. Popis daje tu także (nie pierwszy i nie ostatni) nowy perkusista Christofer Barkensjö, którego kapitalne przejście na bębnach pod koniec utworu każe przyznać, że były muzyk Kaamos z pewnością nie znalazł się tutaj z łapanki.
W duchu bezpretensjonalnego rocka and rolla utrzymamy jest również "Zoroast", zwracający uwagę nie tylko wpadającym w ucho refrenem, oraz pełen rockandrollowej swady, acz nie pozbawiony pierwiastka ciężaru "Empty Tombs" w guście przywodzącym na myśl żwawy thrash / death'n'roll niedocenianego, sztokholmski Blackshine, w którym przez parę lat bębnił wspomniany Barkensjö.
Echa wczesnego Slayera powracają w surowo brzmiącym "Netherworld Emperor", który z pozoru należałoby uznać za klasycznie thrashowy, gdyby nie fakt, iż poprzetykano go powracającą partią ciężkich gitar dających efekt na miarę symfonicznej podniosłości instrumentów dętych, że nie wspomnę o całej serii najróżniejszych, przerażająco wręcz dobrych riffów, na jakich wiele mniej kreatywnych zespołów oparłoby całą płytę.
Na tym tle bardziej teutońsko wypada miejscami piorunująco szybki "The Burning Of Salem" przełamany w połowie posępną recytacją Angusa Nordera odczytującego wyrok za czary niczym osławiony Matthew Hopkins na gościnnych występach w tytułowym Salem. Złowieszczo brzmiące organy rodem z teatru grozy Kinga Diamonda dają zaś sygnał do rozpoczęcia "Escape From Dunwich Valley", kompozycji tym razem w średnim tempie z potężną dozą bezlitośnie nabijanego groove'u i kolejną porcją niedorzecznie solidnych riffów.
Kontrapunkt dla nieco dłuższych "The Burning Of Salem" i "Escape From Dunwich Valley" (jedyne numery powyżej czterech minut) stanowią z kolei atomowe, gwałtowne "Glided Fang" (z sypiącymi się blastami i blackmetalową agresją) i "Oath Breaker", choć i w nich nie mogło zabraknąć umiejętnie wplecionych elementów nastrojowości i melodyjnego rozmarzenia, z których dawno temu zasłynął Dissection.
"In His Infernal Majesty's Service" nie jest jednak powrotem Witchery do bardziej tradycyjnego, heavy / speedmetalowego grania, z jakiego dali się poznać choćby na kapitalnym debiucie "Restless & Dead" z 1998 roku. Świadczą o tym m.in. przysadzisty, bardziej uwspółcześniony rytm w skądinąd rockowo rozbujanym "In Worm Blood", a zwłaszcza nowocześniejszy, thrashowy i nad wyraz skuteczny groove zaklęty w "Feed The Gun", w którym Witchery najbliżej chyba do The Haunted, priorytetowej formacji Jensena.
W ten sam sposób można z grubsza potraktować ogólne brzmienie całej płyty, jej produkcja jest bowiem tyleż agresywna, co w zgodzie z duchem czasu; ostra i ofensywna, nigdy jednak nie przekracza granicy, za którą napotykamy już tylko jednolitą ścianę dźwięku. I choć nikt nie przesypuje tutaj gruzu, uzyskany przez Daniela Bergstranda dźwięk cechuje pożądana szorstkość, przy czym nie ma to nic wspólnego ze skandynawskim black / thrash metalem na modłę Aura Noir czy brzmieniowego barbarzyństwa, powiedzmy, Bestial Mockery.
I jeszcze jedno. Zważysz na odświeżony skład Witchery, absolutny brak jakichkolwiek gości należy uznać za swego rodzaju manifest nowo odkrytej tożsamości, tym bardziej, że na "Witchkrieg" było ich aż siedmiu (w tym Kerry King, Gary Holt i Hank Shermann!).
Supergrupa, supergoście, znany wokalista - suma składników nie dała jednak tej jakości, którą słyszę na "In His Infernal Majesty's Service", bo choć nie jest to płyta, na punkcie której można zwariować, słuchanie jej sprawia ogromną przyjemność, a jak mawiał Joey Ramone - w rock and rollu chodziło zawsze o zapał i dobrą zabawę. Tych z pewnością tu nie brakuje.
Witchery "In His Infernal Majesty's Service", Sony Music Poland
7/10