Recenzja The Returners "Nowa stara szkoła": Łamacze karków

Czy po wysłuchaniu ponad siedemdziesięciu minut hiphopowej, polskiej płyty producenckiej nadal da się bujać głową? A potem mieć ochotę odpalić ją jeszcze raz? To nie wydarzyło się od 2002 roku, kiedy to debiutowali Whitehouse. I właśnie się wydarza. Długo czekaliśmy aż Returnersi wyjdą z własnym albumem, ale było warto.

The Returners na okładce płyty "Nowa stara szkoła"
The Returners na okładce płyty "Nowa stara szkoła" 

Pierwszy punkt za to, że włączasz i wiesz że to Returnersi. Jest coś charakterystycznego w tych bębnach, doborze sampla i sposobie cięcia go, skreczu. Niewielu producentów i didżejów może się tym pochwalić, zwłaszcza, że polski hip hop to już prawie 25 lat stażu. No bo czy słyszysz dajmy na to - bez obrazy - Zbyla bądź Voskovych i mówisz "o, to ten i ten!". Nie? No właśnie.

Drugi punkt za hip hop. Sporo ostatnio kolesi napinających się na eklektyzm, zorientowanych na nową elektronikę, mnóstwo partii instrumentalnych, wczutych w muzykę przez wielkie M  - przynajmniej w założeniu, bo koniec końców wspomniane "M" okazuje się mniejsze niż ich ego. A Little z Chwiałem są po prostu hiphopowi. I ten hip hop jest dobry. Bo jak nie masz pomysłu na proste danie, to milion przypraw tym bardziej nie pomoże.

Trzeci, czwarty i piąty punkt za turntablizm. Za tę frajdę prosto z czasów, kiedy Deszczu był pełnoprawnym członkiem WWO i cutami rymował dużo fajniej od Jędkera. Już Lu pokazał kapitalnym "Night moves", że porządny bit i czujny skrecz umieją opowiedzieć więcej niż spora część naszych szczekaczy notorycznie zlewających płyty producenckie. Wpuszczane kawałki cudzych wokali są często nieosłuchane, dobrane nieszablonowo, trafione od "Ich dwóch kontra oni wszyscy" na wstępie. Ile razy wcześniej słyszeliście sztywniutkie, ale poczciwe "Znasz mnie? Jak nie, to po ch*j chałapą kłapiesz" Morwy? Za tą świeżość jedno oczko. Drugie za narrację gramofonową w "Typowej historii". Trzecie za zlot didżejów w "Cutastrofie". Wiem, było u Metro i może nawet wyszło lepiej, ale mieć obok siebie Flipa, Kebsa, Torta, Twistera, Falcona i resztę? Uczta. A jak komuś za bardzo zgrzyta i skrzypi, to zawsze zostaje oddział płonących fortepianów im. Pawbeatsa, miła muzyczka i do klubu, i do gotowania.

Szósty punkt za uczciwość. Prędzej umrę niż powiem złe słowo o produkcji Whitehouse, no ale w odróżnieniu od 756 odcinka "mody na Kodex" Returnersi nie brzmią jakby gości zapraszali wisząc na linii z księgowym. Kaen, Miuosh, Bezczel i Paluch pewno podbiliby sprzedaż tego tytułu. Ale tu jest Ortega Cartel, rapowo odstające, jakże jednak miłe w słuchaniu i pasujące na końcu.  I Proximite, z Jinxem brzmiącym tu jakby złapał pana Boga za nogi, z przystępnym, kapitalnie rozgrywającym patos bitem. I Młody z Heavy Mental gadający z gospodarzami samplami. Denerwujący pół sceny Ten Typ Mielzky (skrajnie bezczelne pojazdy w stylu "Gruby, a może trapy? / A może weźmiesz od ziomka do papy?" raczej PR-owo nie pomogą -  i pięknie!)

Siódmy punkt za poziom. JWP/BC, VNM, Słoń, nawet Włodi potrafią czasem prezentować się jakby nagrywali przez większość kariery tę samą zwrotkę, tylko trochę inaczej. Tu te wejścia po prostu koszą. Otsochodzi miał dużego pecha znajdując się obok Włodka w takiej dyspozycji. VNM jedzie tym swoim histerycznym, sinusoidalnym flow na granicy szarży i deja vu, podbija je jednak celnymi linijkami. Kompozycja jak do filmu grozy i rzeczywiście, te wersy dla wielu w branży będą horrorem, obiecuję. Słoniu również prosto w cel, raz za razem, kolejne strzały rozcinają te pierwsze, jakby nazywał się Robin Hood. A Jaśnie Wielmożni Panowie? Nawet Siwers, świetny producent i do niedawna jeszcze najwyżej średni raper, na najwyższych obrotach. Pęka przy okazji pewien stereotyp, bo niespecjalnie obchodzi mnie ile lat przeleżały zwrotki Rasa, skoro są dobre i lecą napędzane tymi fanfarami, tą produkcją a la Roc-A-Fella. I że DGE brzmi jakby nagrał swój kawałek przy okazji "Magnum Ignotum", skoro żeni liryczne wersy z bezceremonialnie wulgarnym, tak umiejętnie korespondując z głębia basu i folkowym motywem.  Kontrola jakości zadziałała.

Ósmy punkt za szeroko rozumiany "orient". Nie, nie za azjatyckie skale i melizmaty, tylko świadomość tego, co się dzieje. Kuba Knap, Kuban, Sarius, Quebo i Otsochodzi to zebrana jednym ruchem śmietanka młodej sceny, tłuściutka jak trzeba. Pierwszy z wymienionych, zawsze muzykalny i swobodny, łapie ożywczy dystans do swojej młodości. Drugi daje popis dojrzałości płynąc z podkładem nowoszkolnym w aranżacji, postawionym jednak na solidnych fundamentach. Młody Jan w solowym numerze nie ma niczego do stracenia i niczego nie traci, hartuje dobry styl. A Sarius? Urodził się, żeby z furią, ale i melodią w głosie, ujeżdżać takie dramatyczne (o niepejoratywne znacznie słowa chodzi, te strzępki operowych wokali!), chlastane skreczem bity. "Ostatni raz" w ścisłej czołówce numerów roku, bez dwóch zdań. I jeszcze słówko o nadążającej produkcji, bo nie ma że trzymamy się ortodoksji. Sprawdźcie numer Małpy, ten somnambuliczny, psychoaktywny boom-trap. Tak, tu jest tego więcej.

A dlaczego nie 10/10? Dużym rozczarowaniem są Dwa Sławy. Przefajnione, trudne do zrozumienia wokale, hermetyczne linijki. Tacy zdolni emcees, a nie umieją wyleźć spod tego ciężkiego bitu, słucha się tego jakby nie wiedzieli co z nim zrobić, zawiesili się w pół drogi między reportażem a pastiszem. Przypomina mi się anegdota o tym, jak to Grammatik dostał na producencką od Volta plastikowy, egzotyczny bit i postanowił się odwdzięczyć numerem traktującym o... latającym dywanie. Ale tamten numer nie wszedł, a "Dzieci z dworca UHH" weszły i powodują dysonans. Brakuje też paru ksywek, najchętniej w ciekawych połączeniach (jak w wypadku Białasa, Bonsona i Que), albo nawet solo, bo mimo wszystko rapujący już wcześniej Mielzky i Sheller są na finał musztardą po obiedzie nie kropką nad i.

The Returners "Nowa stara szkoła", Prosto

8/10  

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas