Recenzja Szad & Szur "Człowiek duch": A mogłeś się nie materializować, duchu...

Krzysztof Nowak

"Człowiek duch" Szada i Szura niby ma wszystko, ale w takich ilościach, że każdy kolejny odsłuch męczy bardziej niż poprzedni. Szybko nie znaczy niestety dobrze.

Okładka płyty Szad & Szur "Człowiek duch"
Okładka płyty Szad & Szur "Człowiek duch" 

Ozłoconymi płytami Trzeciego Wymiaru mógłby przyozdobić cały pokój. Za dwa lata stukną mu dwie dekady kariery we wspomnianym zespole. Ma status szanowanego weterana i doczepioną łatkę gościa, który nadal poszukuje, nie chce stać w miejscu. I faktycznie - trzeci solowy album wałbrzyskiego rapera Szada to materiał poszukujący równowagi między techniką i komunikatywnością. "Człowiekowi duchowi" daleko jednak do wyważenia, co raczej orędowników spoza wiernego grona fanów mu nie przysporzy.

Gdy piszę recenzję takiego krążka, bardzo żałuję, że nie ma słów, które mogłyby dostatecznie dobrze zilustrować szybkość, z jaką rapuje gospodarz. Mógłbym oczywiście napisać tekst bez znaków przestankowych, mógłbym nawet zrezygnować na moment z używania spacji, ale to nie to samo. Naświetlę więc problem, chcąc nie chcąc, najprościej jak się da. Przyspieszenia są wartością dodaną kawałka, o ile dany raper nie ma klusków w buzi i nie potyka się raz za razem. Co jednak w przypadku, gdy zbiór ponad piętnastu utworów brzmi jakby gdzieś na początku nagrywek twórca przedawkował kofeinę? To właśnie największa bolączka Szada. Można rzecz jasna zgonić to na styl i skwitować, że ten facet tak ma od lat, ale byłoby to zaklinanie rzeczywistości i uciekanie w półprawdy. Doskonałym przykładem samej półprawdy jest hołubienie stylistyki, która zaczyna zjadać własny ogon. Z krzyżówki atutów zaproponowanej na nowym albumie wyszła niestrawna masa. Kolejne, nawinięte na wariującym ciśnieniu wersy kleją się ze sobą, tworząc bezkształtną, nieprzyjemną pulpę naszpikowaną trudnymi pojęciami.

Smutna sprawa, tym bardziej że Szad miewa celne, warte wyłuszczenia obserwacje (czasem wpada w ton entuzjasty teorii spiskowych, ale jest tu sporo dobroci). Żeby je jednak wydobyć, trzeba się mocno namęczyć, wytężając słuch. Wnikliwy odbiór zawsze w cenie - w końcu nie wszystko powinno być podane na tacy - ale na nic się on zda, gdy całość tak niejasna. Klimat próbują przełamać za to podkłady Szura, producenta działającego prężnie przez lata w naszym rodzimym podziemiu. Praktycznie każdy z jego bitów przynosi coś, na czym można zawiesić ucho. Otwierające album "Outro" ma metaliczny posmak i przywołuje skojarzenie z opuszczoną fabryką, co zresztą udziela się i innym produkcjom. Ciemna barwa towarzyszy od początku do końca, perkusja siedzi jak należy, a elementy poboczne przykuwają uwagę. Tyle że to nieco za mało, byśmy mogli mówić o klarownym stylu samego twórcy muzyki. Brakuje konkretnego sztychu, stempla, którym byłyby oznaczone poszczególne kompozycje. Na tle tak zbitej liryki wygląda to nie najgorzej, ale nie chwalmy przesadnie, bo sporo jest jeszcze do zrobienia przy okazji ewentualnych wydawnictw w głównym nurcie.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że najciekawszym i zarazem najbardziej przemyślanym (wielopłaszczyznowo) krążkiem wałbrzyszanina pozostaje "21 gramów". Jak jednak wspomniałem na początku - gospodarz "Ducha", co jest godne pochwały, nadal chce iść ze swoją twórczością naprzód. Jeśli więc ten album musiał się zmaterializować, niech będzie solidną lekcją na przyszłość.

Szad & Szur "Człowiek duch", Labirynt Records

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas