​Recenzja Suede "Night Thoughts": Lepiej nie trzymać żyletek w pobliżu

Muzycy z Suede przekazują nam taką dawkę melancholii jak jeszcze na żadnym swoim krążku wcześniej. Przy okazji stworzyli najlepszą pozycję w swojej dyskografii od czasów "Dog Man Star".

Brytyjczycy stworzyli naprawdę bardzo dobry - miejscami nawet genialny - krążek
Brytyjczycy stworzyli naprawdę bardzo dobry - miejscami nawet genialny - krążek&nbsp 

Trudno nie zauważyć tendencji do reaktywacji działalności licznych brytyjskich zespołów i artystów, uznawanych już w tym momencie za klasykę: był Blur, było Electric Light Orchestra, była cała zgraja shoegaze’owców z Ride, Slowdive i My Bloody Valentine na czele. Suede co prawda wydało swój album powrotny trzy lata temu, jednak zdania na temat "Bloodsports" były podzielone: jedni cenili album za zgrabność kompozycji i klimat, drudzy zaś karcili za brak energii. Prawda jak zwykle była gdzieś po środku. Niewątpliwie do hołubionego "Dog Man Star" trochę brakowało - "Night Thoughts" na szczęście wydaje się materiałem znacznie bardziej przemyślanym i równiejszym niż "Bloodsports".

Jasne, wielokrotnie już mówiono o tym, że Suede z zespołu brit-popowego przekształcili się w spadkobierców twórczości Davida Bowiego z okresu "Aladdin Sane" czy trylogii berlińskiej. Z tej perspektywy może wydawać się zabawne, że po raz kolejny album grupy wyszedł w tym samym miesiącu, co krążek niedawno zmarłego wokalisty.

Na "Night Thoughts" Suede ucieka w mroczną atmosferę, lekką egzaltację, operowość i niezwykłą przestrzenność w kompozycjach. Na dodatek wokale i gitary są podrasowane słyszalnym pogłosem, a perkusje rozbrzmiewają matowo. Przez to nie dość, że nazwa albumu okazuje się niezwykle trafna, bo "Night Thoughts" jest idealne do słuchania w nocy, to jeszcze brzmi jakby ktoś wyciągnął tę pozycję wprost z końca lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. Jeżeli jesteście fanami jazdy samochodem po zmroku i puszczania radia w celu posłuchania starych, dobrych, choć przyciężkawych przebojów, natychmiastowo odnajdziecie się na nowym albumie Suede.

Oczywiście można odnaleźć tu tradycyjny, britpopowy klimat jak chociażby w "Like Kids" czy "No Tomorrow". Trudno się zresztą dziwić, że zespół wybrał te utwory jako single promujące - to zdecydowanie najlżejsze, najbardziej przystępne kompozycja na całym krążku i paradoksalnie... najweselsze! Nie oznacza to, że najlepsza, choć należy tu zaznaczyć: przy pozostałych utworach klimat jest zdecydowanie cięższy. "Pale Snow" oraz "I Can’t Give Her What She Wants" to depresyjne ballady, w których niedobory instrumentów perkusyjnych tylko podkreślają pustkę, przemawiającą przez piosenki. Wiele mówią już tytuły: “I Don’t Know How To Reach You" (świetne zwrotki i refren!), "Learning To Be". Naprawdę lepiej nie trzymać żyletek w pobliżu.

Oczywiście można się zastanawiać, czy lider Suede za bardzo nie szarżuje ze swoim wokalem. Szczególnie w tych najbardziej uniesionych momentach śpiew sprawa wrażenie zbyt niepewnego, a płaczliwo-teatralna maniera może początkowo irytować. Jednak ostatecznie Anderson wychodzi ze swoich starć z melodią obronną ręką. Wraz z trwaniem utworu zmienia się również nacisk na emocje przekazywane przez partie wokalne: falsetów obecnych na "When You Are Young", w ostatnich utworach nie doświadczymy wcale.

Nie miałem żadnych oczekiwań wobec Suede, poprzednie "Bloodsports" w żaden sposób mnie nie ziębiło ani nie grzało, a tu proszę: Brytyjczycy stworzyli naprawdę bardzo dobry - miejscami nawet genialny - krążek, który może zaszaleć zarówno w odtwarzaczach słuchaczy, jak i w podsumowaniach roku. I to pomimo faktu, że nikt na pewno nie nazwie "Night Thoughts" albumem roku.

Suede, "Night Thoughts", Warner Music Poland

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas