​Recenzja Spiral "Bullets": Celnie wystrzelone pociski

Czasami trudno zrozumieć, skąd bierze się brak popularności zespołów, którym trudno cokolwiek zarzucić. Przecież wiedzą, jak bawić się muzyką, posiadają w repertuarze utwory przebojowe, a jednocześnie potrafią zainteresować osoby, oczekujące od muzyki czegoś więcej niż wpadania w ucho.

Czy Spiral przebije się do szerszej publiczności?
Czy Spiral przebije się do szerszej publiczności? 

Rzeszowski zespół Spiral nie funkcjonował zbyt głośno w obiegu mainstreamowym. Ot, pojawił się gdzieś w bardziej alternatywnych stacjach radiowych, wygrał kilka prestiżowych nagród w kategorii "płyta roku", zwyciężając w konfrontacji z bardziej znanymi konkurentami czy w końcu grał trasy z Tides from Nebula oraz Besides. Wydaje się, że trzeci album grupy, "Bullets" jest dobrą okazją do tego, aby w końcu coś w kwestii popularności załapało i do rzeszowian nie trzeba było docierać enigmatycznymi drogami. Dlaczego?

Singel wydaje się bardzo dobrym wyborem, by zachęcić publiczność do zapoznania się z twórczością rzeszowskiej grupy. "Milky Polsky" to jeden z naprawdę niewielu polskojęzycznych utworów w historii zespołu. Do tego idealnie wpisuje się w modę na alt-popowe piosenki - jeżeli jesteście fanami Julii Marcell czy Meli Koteluk, powinniście się tu odnaleźć idealnie. Ula Wójcik posiada niezwykle przyjemny wokal: delikatny, a przy dłuższych frazach popadający wręcz w dziewczęcą naiwność. Nie wszystko w tym utworze gra jednak na najwyższym poziomie. Sposób rozkładania tekstu na kolejnych taktach piosenki sugerowałby, że warstwa liryczna powstała przed samą kompozycją. Początkowo trudno określić, kiedy kończą i zaczynają się kolejne wersy. Niestety, działa to mocno na niekorzyść komunikatywności piosenki. A szkoda, bo od strony muzycznej ta prezentuje się naprawdę znakomicie.

Tego, kto zdecyduje się na sprawdzenie "Bullets" po zapoznaniu się z singlem, może spotkać niezłe zaskoczenie. Okazuje się bowiem, że "Milky Polsky" to piosenka niereprezentatywna dla krążka. Naleciałości alt-popowe dość mocno chowają się w tło pozostałych inspiracji. Taka "Nanoterapia" (drugi z polskojęzycznych utworów na płycie) tkwi w przyjemnej, islandzkiej elektronice, a "100 Soviets Running" i "Work in Progress" od razu pozwalają zrozumieć, dlaczego muzycy grali koncerty z najbardziej rozpoznawalnymi post-rockowymi grupami w Polsce. "Crumbs" z kolei zdradza inspiracje... metalem progresywnym, chociaż początkowe riffy swoim ciężarem mogłyby spokojnie przygrywać na nowej płycie Behemotha.

Szczególnie interesujące jest to, że tuż po nim na wokandę wchodzi utrzymane w ambientowo-folkowej tradycji "Color Me Amazed", przyjemnie kojarzące się z dokonaniami Heliosa. "Her Majesty" z kolei przemyka pomiędzy ambientem oraz post-minimalizmem, by pod koniec zahaczać nawet o klimat jazzowych utworów, przygrywanych w ciemnych klubach, co doskonale możecie kojarzyć, słuchając takich wokalistek jak Julie London czy Norah Jones. Oczywiście, gdyby tylko tym wokalistkom oprócz fortepianu przygrywały również drony oraz post-rockowe mgiełki.

Klimatów jest tu naprawdę sporo, zmieniają się niemal co utwór i - o dziwo - mimo tkwiących na papierze skrajności, całość wypada naprawdę spójnie. Tytułowe pociski wystrzelono naprawdę celnie: zadbano o bogatą aranżację, przez co w utworach dzieje się wyjątkowo dużo, a od strony technicznej trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. No, może tylko miejscami wokal pasowałoby wysunąć bardziej na prowadzenie, by nie zagłuszały go ściany gitar.

Wcale bym się nie zdziwił, jeżeli muzycy ze Spiral wraz z "Bullets" zebraliby kilka kolejnych nagród w prestiżowych konkursach. Szkoda jedynie, jeżeli nie poszłoby za tym zainteresowanie słuchaczy. Ale chyba wiecie, że to już zależy od was?

Spiral "Bullets", Sound Brilliance Records

8/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas