Recenzja Sokół/Hades/Sampler Orchestra "Różewicz - Interpretacje": Walka o oddech

Sokół z Hadesem znaleźli siebie w wersach Różewicza. Sampler Orchestra bierze zaś słuchacza siłą, ale i nastrojem. Rapowana poezja tak przekonująco nigdy dotąd w Polsce nie brzmiała.

Sokół z Hadesem znaleźli siebie w wersach Różewicza
Sokół z Hadesem znaleźli siebie w wersach Różewicza&nbsp 

Spotkania rapu z poezją nie wypadały dotąd rewelacyjnie. Jednostkowo zdarzały się niezłe rzeczy, vide zapomniana już zupełnie, warszawska Sfera sięgająca po Tuwima czy Eldo interpretujący Broniewskiego, ale sztandarowe przedsięwzięcie, produkowani przez White House "Poeci", na kolana nie rzucało. Owszem, raz można było posłuchać jak donGURALesko czy Trzeci Wymiar umieją tchnąć życie w sztywne metrum, jak Lilu eksponuje rytm strof. Potem krążek szybko trafiał na półkę, również przez szkolny wybór utworów. Raperom (o ile to oni wybierali) zabrakło odwagi bądź wyobraźni przy doborze, ot jeden wkurzony Skamandryta, jeden niepoprawny liryk i socrealista ironicznie wyciągnięty za uszy z lamusa. Sokół był akurat trochę usprawiedliwiony - jest ponoć potomkiem wziętego na warsztat Wyspiańskiego - ale wyklepane "Niech nikt nad grobem mi nie płacze" chwały mu nie przynosiło.

Mając w perspektywie powtórkę z wątpliwej rozrywki trudno było o entuzjazm. Zwłaszcza że "Różewicz - Interpretacje" to projekt Narodowego Centrum Kultury, co wyraźnie zwiększało ryzyko czerstwej akademii. Z jednej strony nobliwy, zmarły w zeszłym roku i interpretowany już przecież na różne muzyczne sposoby poeta. A z drugiej Sokół z tym swoim niskim głosem i mało zwrotną nawijką. Obok zaś Hades, patrząc po wersach, prawdopodobnie jedna z ostatnich osób na ziemi, którą należałoby posądzać o zainteresowanie Różewiczowskimi tomikami. Po premierze wstęgi, bankiety, poklepywanie oficjeli, wizyty w szkołach i uprzejmy ton asekuracyjnych recenzji. Jednym słowem mówiąc - trauma. A tu wychodzą dwa utwory promocyjne, po czym okazuje się, że nieżyczliwe prognozy idą w niepamięć, zawstydzając przy tym prognozujących, bo naprawdę wszystko gra.

Single dobrze sprzedają to wydawnictwo. W nerwowe, dynamiczne  i zarazem klimatyczne kompozycje wtapiają się pasujące do nich barwą głosy niosące wersy, które autorzy mogliby napisać sami, gdyby byli akurat w życiowej formie. Przecież te "zwierzęta zanurzone w przyspieszonym oddechu", które "urodziły i zabiły Boga", to narkotyczne pogranicze snu i jawy, przebudzenia z "ustami pełnymi piachu", czy rozegranie paradoksów w rewelacyjnym "Bez", to jak z "Czarnej Białej Magii". Gdy Hades rapuje "pisałem chwilę albo godzinę, ogarniał mnie gniew, siedziałem obok siebie", to widzę i wierzę. Kiedy jest "pobity przez małe uczucia" i "tam gdzie trzeba krzyczeć mówi szeptem" zresztą też. Płyta "Różewicz - Interpretacje" ma ten bliski Sokołowi, tak gęsty, że aż namacalny klimat. A zarazem bywa bardziej abstrakcyjnym destylatem z otaczającej, surowej rzeczywistości, że pasuje jego kompanowi. To niezwykłe, ale urodzony ponad 90 lat temu poeta staje się lekarstwem na bolączki reprezentantów Prosto - na zły balans czerni i skłonność do wpadania w nastroje definitywne, na zbytnią dosłowność i nieumiejętność zostawienia pewnych rzeczy w zawieszeniu, żeby słuchacz dobudował sobie, co tam chce.

Raperzy raperami, to tylko dwa instrumenty w enigmatycznej, niewymienionej z nazwisk bądź ksywek Sampler Orchestra. Chwilę po wysłuchaniu "Różewicza..." poczułem potrzebę powrotu do "Nowej Aleksandrii" Siekiery. Nie wiem, czy ta płyta jest jakąkolwiek inspiracją bądź punktem odniesienia, ale to napięcie, wyrazisty, szarpiący bas, chłód, te plastyczne niedopowiedzenia, w moim mniemaniu stanowią punkt wspólny. Tropów może być zresztą mnóstwo - potężne bębny bywają wprost z EBM-owych kompozycji, cyfrowe rozmycia, szelesty i migotania z wcinającą się trąbka wnoszą trochę nu jazzu, mamy trochę glitchy, sample w roli zaburzaczy spokoju, industrialną twardość. Cały ten zbiór rozwiązań najłatwiej byłoby chyba upchnąć w zbiorze z grubsza określonym jako trip-hop  - zawsze chętną do eksperymentu, psychoaktywną syntezę miejskiego bitu z elektroniką, w której nastrój, niepokój i zagadka wyłażą na absolutnie pierwszy plan. Tylko trip-hop lubował się w snujach, uciekał w eteryczne wokale. A tu jest tempo, są jedne z najwyrazistszych rapowych głosów i selekcja Różewicza w opcji "nie biorę jeńców". Aż szkoda, że nasz mistrz nie dożył tej chwili i nie zobaczył, jak ta jego fraza działa. Tej płyty nie można nie mieć.

Sokół/Hades/Sampler Orchestra "Różewicz - Interpretacje" wyd. Narodowe Centrum Kultury / Prosto

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas