Recenzja Sarius "Daleko jeszcze?": Podwójna ostrość

Właśnie tak powinno wyglądać spotkanie starego wygi z młodym gniewnym - O.S.T.R. odnalazł polot w muzycznym rzemiośle, Sarius nabrał rozwagi w posługiwaniu się słowem i skończyło się na bardzo dobrym rapie.

Okładka albumu "Daleko jeszcze?" Sariusa
Okładka albumu "Daleko jeszcze?" Sariusa 

Biorąc pod uwagę to, kto tę płytę wydaje, kto ją produkuje i dodając do tego długą trasę koncertową obydwu panów, sugestia, że Sarius przypomina debiutującego Ostrego w wersji 2.0 będzie tak mało odkrywcza, że funta kłaków warta. Proszę wybaczyć - spróbuję przynajmniej uzasadnić czemu to porównanie jest mi akurat najbliższe. Chodzi o głos precyzyjnie i agresywnie wcinający się w bit, osiedlowy sznyt bez wynoszenia głupoty czy patologii na piedestał, chęć nazywania rzeczy po imieniu, głód mikrofonu właściwy tym, którzy nie zdążyli się jeszcze wpisać w łańcuch pokarmowy na pełnej hipokryzji scenie. Raper, podobnie jak autor "Masz to jak w banku", umie zagarnąć uwagę już pierwszymi wersami, a wzorcowym przykładem będzie tu utwór z Jeżozwierzem, gdy odzywa się krótki klawisz, dęciak, tnie skrecz, a gospodarz rzuca "W kościele, bloku jak i klubie znów mi ciasno / jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, mów mi Castro / nie mogę zasnąć, w kółko widzę cztery kąty / im szersze źrenice, tym węższe horyzonty". I nawet jeśli nie zawsze wzbija się na tak wyśrubowany poziom, to charyzmy, autentyzmu i umiejętności pisania zawsze jest dość, by wspomnianą uwagę utrzymać.

Pomaga w tym fakt, że O.S.T.R. dostarcza muzyki na poziomie ekstraklasy. Z rzadka kradnie emce show tak, jak ma to miejsce w tytułowym "Daleko jeszcze?", gdzie kwestia basu, bębnów, a zwłaszcza sampla wokalnego i synthu rozwiązana jest tak, iż właściwie nawijki już nie potrzeba. Częściej "dopala" rapera, eksponując jego zalety. Jest tu z nim jak z autorem dobrej muzyki filmowej, gra tak, żeby podobała się całość.

Chemię słychać na przykład w "La Haine" - kiedy Ostry dodaje rwącemu do przodu bitowi głębi, Sarius przyprawia drapieżny flow odrobiną melodii. W "Kulcie" łodzianin jest funky, toteż chłopak z Częstochowy natychmiast redukuje u siebie ciśnienie. W "Ile jeszcze" uzyskana prostymi, bardzo precyzyjnie stosowanymi środkami melancholia bitu przystaje idealnie do nostalgii w gadce. Absolutnym popisem okazuje się "True Newschool", gdzie "brytyjski", elektroniczny podkład spotyka się z wyspiarskim, zrywnym, szarpanym stylem rymowania, przy okazji udaje się jeszcze sadzić wersy takie jak "skończyłem szkołę starą, gdzie nie było małych trutni / przed kompem dziś jak brody paniom lubią się zapuścić". Aż prosi się o remiks z udziałem reprezentantów Koka Beats! Niezależnie od tego, czy powstanie, Sarius i O.S.T.R. to żywioły współgrające i życzę sobie jeszcze jednej takiej współpracy, mając świadomość, ile da się z tematu tej kooperacji jeszcze wycisnąć.

Póki co wyciśnięto dużo. Nie sposób nie docenić konkretu, jakim jest ta płyta. To zwarte, zazwyczaj krótkie numery, w których Ostremu i tak chce się zrobić efektowne przejście (sprawdźcie choćby gitarę po dwóch i pół minuty "Cudzych listów"). Raper, który lubi lapidarne charakterystyki, szybko łapane obrazki (10 gum po 20 groszy, panie lekkich obyczajów pod numerem 27), postacie z życia - rodzinna Częstochowa rzeczywiście w nim siedzi, nigdy nie przybiera to jednak formy żenującej, rozlazłej blokofilii. Idealnie dobrani do kawałków goście. "Mistrzowie upadli" mogliby być hitem, posłuchajcie klawiszy, motoryki tego bitu - a jednak nie są, bo gospodarz serwuje zjadliwą, gorzką historię, a zaproszony Green kładzie hardcorową zwrotkę, i trzeba sobie zapomnieć o beztroskim bujaniu głową. I dobrze, gdyż nie zawsze ma chodzić o to, "żeby było miło", choć akurat "Tak bardzo ja" z Rasem jest bardzo sympatyczne.

Czyli że wszystko dobrze? Irytują mnie wyłącznie mnie detale - epatowanie "ziomalami", jakieś wersy o sraniu. Mogą doprowadzić do mylnego wniosku, że to płyta dla chłopaków z podwórka, tymczasem jest na tyle dobrze wyprodukowana i dobrze nawinięta, iż wcale tak nie jest, śmiało można adresować ją szerzej. Skończyłbym co prawda album na kawałku "Pod pretekstem", bo na ładne bity, śpiewne flow i rapowanie o "kompasach gwiazd" i "toksycznych związkach z życiem" przyjdzie chyba jeszcze czas, gdy Sarius będzie starszy, ale w żadnym razie nie narzekam. O ile poprzedni longplay tego twórcy skoczył mi do hiphopowej "dziesiątki" roku w ostatniej chwili, z uwagi na to, że konkurencja się nie postarała i akurat było jeszcze miejsce, tak ten wchodzi do niej pewnym krokiem, spychając w dół naprawdę dobre płyty.

Sarius "Daleko Jeszcze?", wyd. Asfalt Records

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas