Recenzja Nothing But Thieves "Broken Machine": Coraz śmielej, coraz lepiej
Coraz śmielej poczynają sobie panowie z Nothing But Thieves. Dwa lata po wydaniu debiutanckiej płyty, zatytułowanej po prostu "Nothing But Thieves", atakują kolejnym albumem, spełniając przy tym kilka nadziei, które w nich pokładano.
Na przykład nadziei na to, że ich największa siła nie tkwi jedynie w potężnym wokalu Conora Masona, który zresztą potrafi nim bardzo umiejętnie operować - od ckliwych falsetów ("Particles"), przez zmysłowe środki ("Number 13"), aż do mocnych, niskich rejestrów ("Hell Yeah"). Siła napędowa tego składu osadzona jest także na kompozycjach - a te zawarte na "Broken Machine" to w większości pop-rockowe przeboje, dopracowane, zawierające całkiem niezłe melodie.
"Broken Machine" to przy okazji zbiór niepozbawiony istotnych znaczeń i nawiązań do aktualnych wątków politycznych czy społecznych - pojawia się krytyka życia uzależnionego od informacji i wiele słów rozczarowania. Jak śpiewa Conor Mason w "Live Like Animals": "The TV tells us to be scared / We’d make a difference if we cared / We put our lives all up for sale / We get our truth from the Daily Mail / It’s madness, get used to it".
Zapewne wielu widziało też w Nothing But Thieves nadzieję na kolejny wielki rockowy, stadionowy zespół do wypełnienia luki, która siłą rzeczy za jakiś czas powstanie. I tu na razie wszystko się zgadza, a tym razem do zestawu hymnowych kawałków muzycy dorzucają pewniaki, takie jak "Amsterdam", "Live Like Animals", "I’m Not Made By Design" czy "Get Better".
Życzę jeszcze większej odwagi do opowiadania o ważnych kwestiach. Oby tylko znalazło się jak najwięcej chcących wsłuchać się w te słowa.
Nothing But Thieves "Broken Machine", Sony Music Polska
8/10