Recenzja Natalia Szroeder "NATinterpretacje": Pop wersja uśredniona

Paweł Waliński

Debiut Natalii Szroeder w niejednym miejscu straszy. Co nie znaczy, że muzycznie jest kompletnie nieudany.

Natalia Szroeder na okładce płyty "NATinterpretacje"
Natalia Szroeder na okładce płyty "NATinterpretacje" 

"Pomóż mi iść pod wiatr / Razem zbudujemy domek z kart" - tego typu farmazonów jest na "NATinterpretacjach" tyle, że nic tylko kosa w dłoń, pożyczyć kombajn od sąsiada i ogłaszać żniwa. W przerwie w pracy przy rzeczonych żniwach styrane, młode dziewczyny mogą oprzeć się o snopek siana z cacanymi białymi słuchawkami od iPhone'a w uszach i patrząc na zachodzące słońce marzyć o tym, że "Zamienię cię w szept i wiatr / W księżyc i słońce / Zamienię w miliony słów / Nie oddam cię już". Czyli poddać się romantyzmowi spod znaku przeceny w hipermarkecie albo dyskoncie. Zakochać się na zawsze, a przy okazji kupić Crocsy.

Trochę szkoda, bo gdyby nie przygnębiający poziom tekstów "NATinterpretacji", można by spokojnie powiedzieć, że to całkiem udana popowa płyta. Nie taka, która z siłą salwy z działa urwie nam to i owo, ale muzycznie bardzo solidna średnia półka. Szroeder może niekoniecznie nadąża za aranżacyjnymi trendami współczesności, ale choćby w takim "Skradnę" zupełnie nieźle eksploatuje patenty, którymi dziesięć lat temu szermowała Rihanna. Kompozytorsko jest w kratkę, choć z delikatną przewagą dobra nad złem. Bo prymitywne, przewidywalne potworki w stylu "Nie-nieba", szczęśliwie są na albumie mniejszością. Dobrze napisanych popowych numerów jest co najmniej kilka. "Zamienię cię", ocierające się o retro "Lustra", pompatyczne, utrzymane w tonie nadwiślańskiej Florence "Zobacz nas", albo odwołujące się do szlachetnej tradycji damskiego songwritingu, a zarazem autorskiego popu rodem z późnych lat 80. i początku kolejnej dekady "Jednym słowem".

Są też oczywiście wpadziochy, jak nieznośna dłużyzna w postaci balladki "Złoty brzeg", osobie z mojego pokolenia mogącej kojarzyć się najwyżej ze stanem dzień po przedawkowaniu koniaku o takiej właśnie nazwie. Czy nudny jak flaki z olejem i słyszany już milion razy u artystów zachodnich zestaw patentów pod tytułem "Błąd" (nomen omen). Ale - ponownie - to mniejszość. Fatalnie kompozycje nie wypadają. A generalna tendencja jest taka, że gdzie szybciej i skoczniej, tam lepiej.

Męczy za to sam wokal Szroeder, która śpiewa wszystko na jednym, kompletnie płaskim planie emocjonalnym. Środki wyrazu w każdym numerze są w gruncie rzeczy takie same, więc gdzieś w okolicy połowy płyty Natalka już bardziej denerwuje, niż kusi. Choć może ten aspekt wokali jest po prostu pochodną całościowej jednowymiarowości emocjonalnej "NATinterpretacji"? Bo faktycznie liczba mnoga w tytule nie znajduje uzasadnienia. Pojedyncza obrazowałaby głębię nastroju chyba jednak celniej.

Nie jest to nieudany debiut, choć wziąwszy pod uwagę, że pierwszy singiel Szroeder wyszedł w 2012 roku... Cztery lata to niemało czasu, żeby napisać i nagrać coś naprawdę ponadprzeciętnego. "NATinterpretacje" to jeszcze nie to. Ale niewykluczone, że Natalia znajdzie sobie i w sobie coś, co odróżnia przeciętnych od lepszych. Tego jej życzę. Ma w końcu jeszcze na to kupę czasu.

Natalia Szroeder "NATinterpretacje", Warner Music Poland

5/10

Natalia SzroederBaranowskiAKPA

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas