Recenzja Natalia Moskal "Songs of Myself": Tańcz młoda, tańcz

Tomek Doksa

"Jedyne czego chcę, to tańczyć" - śpiewa na swoim debiutanckim albumie Natalia Moskal. Proszę bardzo, ale ja na razie postoję.

Natalia Moskal prezentuje debiutancki album
Natalia Moskal prezentuje debiutancki album 

"Pop z ambicjami" - mówili i pisali po poprzedniej małej płycie Natalii, "Anguana". Zwabiony tymi opiniami też poznałem się z jej muzyką bliżej i musiałem przyznać im rację - była na tym albumie wielka chęć zwrócenia na siebie uwagi. Głównie produkcjami, wyrastającymi z popu, ale ciekawie poszukującymi i próbującymi zaznaczyć się wśród widowni charakternym brzmieniem oraz intrygującymi, polskimi tekstami. Dla mnie to była fajna ciekawostka, tym bardziej więc dziwi, że "Songs of Myself" obrały zupełnie inny kierunek.

Z jednej strony może być tak, że - zgodnie z tym, co sama Natalia mówiła w jednym z wywiadów - "zawsze, gdy odkrywam nowe brzmienia i to mnie ekscytuje, wtedy najchętniej wykorzystałabym wszystko", dlatego nagrała płytę tym razem inspirowaną muzyką środka z przełomu lat 80. i 90. Albo jednak stwierdziła, że łatwiej będzie zawalczyć o większą grupę fanów piosenkami przynajmniej aspirującymi do playlist radiowych. Bo te z "Anguany" - z "Didn't Mamma Tell You" na czele - choć potrafiły zapisać się w pamięci, trudno było posądzać, że podbiją mainstream.

"Songs of Myself" rzeczywiście powinna się odbić szerszym echem. Ale bardziej wyobrażam sobie tu jakieś wieczorki zapoznawcze, imprezy firmowe czy noce stylizowane na ejtisy i najtisy niż duże koncerty i festiwale, na których gra się modny i przebojowy electropop. Oczywiście jak to bywa w przypadku młodych i aspirujących artystów, chciałbym się w swej ocenie mylić, niech się wiedzie dziewczynie jak najlepiej, jednak kilka przesłuchań "Songs of Myself" nie pozbawia mnie złudzeń - to płyta, która przede wszystkim spełnia marzenia samej Natalii, innym trudniej już będzie się przy niej rozmarzyć.

Najwięcej problemów sprawiło mi znalezienie odpowiedzi na pytanie: po co właściwie miałbym do tej płyty wracać? Czego - skoro Natalia śpiewa na niej w większości po angielsku i rezygnuje z artystycznego nieładu w swojej muzyce na rzecz porządku i popowego błysku - nie znajdę na albumach wziętych electropopowych wokalistek, żeby szukać właśnie u niej? Jedyne, co przyszło mi na myśl to śpiewane po polsku "Lustro" oraz "Mur" - jak się później okazało... najlepsze nowe numery na tym albumie (nie licząc znanego już i anglojęzycznego "Foreign Stranger").

Ten drugi, o czym Natalia pisze we wkładce do płyty, inspirowany był cytatem z Izaaka Baszewisa Singera: "Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów". Piękna idea, osobisty wątek, do tego całkiem sprawnie przełożona na rozrywkowy numer - dowód, że w popie też może chodzić o coś więcej niż tylko lekkość i przyjemność. Ale... proszę wybaczyć, ja wciąż nie wiem, dokąd most zbudowany z tych piosenek ma nas zaprowadzić. Jeśli nawet tylko na weekendowe parkiety, to i tak trzeba się będzie przy następnej okazji bardziej postarać.

Natalia Moskal "Songs of Myself", Universal

4/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas