Recenzja Mastodon "Once More 'Round The Sun": Jak się sprzedać i pozostać sobą
Poza "pozerem" w świecie muzyki do słuchania nie ma chyba gorszej obelgi niż określenie kogoś mianem "sell-out" (ang. zdrajca; pot. ktoś, kto przehandlował własne ideały). Nazwiska niezależnych artystów kończących jako marionetki branżowych korporacji zna każdy. Na czwartym już albumie dla fonograficznego giganta, amerykański Mastodon pozostaje chwalebnym przykładem, jak odnieść komercyjny sukces i zachować twarz.
Gdy po jednej stronie Atlantyku określają cię najwspanialszym metalowym zespołem swojego pokolenia i jedną z najlepszych hardrockowych grup wszech czasów ("Rolling Stone", "Alternative Press"), a po drugiej - najbardziej ambitną i nieustraszoną heavymetalową formacją, która przebiła się do mainstreamu od lat 70. (BBC), łatwo o zawrót głowy. Dokładając do tego dwie nominacje do nagrody Grammy (2007 i 2012 r.), oraz liczne zwycięstwa w branżowych periodykach, można właściwie uznać się za Boga.
Kwartetu z Atlanty, wywodzącego się z podziemia i zaczynającego swą przygodę u schyłku poprzedniego stulecia szeregiem uwiarygodniających swą undergroundową tożsamość demówek, EP-ek i splitów, nikt jednak nie wykreował. Mało tego, mimo upłynięcia 10 lat od chwili wydania ostatniej płyty dla niezależnego wydawcy i heroicznego rozwijania stylu w kierunku rocka (na kolejnych trzech albumach), ów podziemny topos przebija się także na "Once More 'Round The Sun".
Szósta płyta Mastodon nie jest jednak ani powtórką z brawurowego przemierzania meandrów muzyki progresywnej na ambitnym "Crack The Skye" (2009 r.), ani tym bardziej wariacją na temat apokaliptycznych, sludgemetalowych początków z wydanego 10 lat temu albumu "Leviathan". Na "Once More 'Round The Sun" zespół z Georgii nie przeprowadza kolejnej stylistycznej wolny, śmielej rozwija za to założenia przyjęte na poprzednim longplayu "The Hunter" (2011 r.), gdzie zdecydowanie większa przystępność brzmienia nie przeszkodziła Mastodon w zachowaniu autentyczności, idąc w parze z muzyką, która unika oczywistości. Wachlarz muzycznych środków wyrazu jest tu nadal bardzo szeroki.
Wyżyn przebojowości sięgają zwłaszcza numer tytułowy, "The Motherload" oraz opatrzony kapitalnym, mocnym riffem singlowy "High Road". Ale nawet w tak chwytliwych kompozycjach Mastodon potrafi umiejętnie wpleść swe awangardowe fascynacje Rush i King Crimson, klasyczne inklinacje spod znaku Cream, Led Zeppelin i Thin Lizzy, nie popadając przy tym w egzaltację i pretensjonalność.
Pomostem łączącym całą dotychczasową twórczość Amerykanów jest z pewnością otwierający "Tread Lightly", zaś kolejny potencjalny przebój "Halloween", gdyby nie wielopiętrowa gitarowa solówka, równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Foo Fighters (album produkował zresztą Nick Raskulinecz, w którego portfolio figuruje zarówno zespół Dave'a Grohla, jak i Rush).
Gęściej, bardziej intensywnie i polirytmicznie robi się w śpiewanym naprzemiennie (i jak zawsze oszałamiająco) przez Troya Sandersa (bas) i Brenta Hindsa (gitara) "Chimes At Midnight", który z pewnością przypadnie go gustu wyznawcom "Crack The Skye", oraz równie dynamicznym "Feast Your Eyes", z kolei z patentów rozedrganego, żwawego "Ember City" chętnie skorzystałby Alice In Chains.
Po mrocznej stronie alternatywnego rocka znajduje się także, adekwatnie zatytułowany, oniryczny "Asleep In The Deep", ukazujący bardziej refleksyjne, rozmarzone oblicze Mastodon - numer, który w eksplodującym refrenie może kojarzyć się z Deftones.
Wielowymiarowość "Once More 'Round The Sun" uwydatnia zaś zwłaszcza kompozycja "Aunt Lisa" z pogranicza rocka progresywnego i wrzaskliwego power violence, zwieńczona zaskakującą, cheerleaderską przyśpiewką zaprzyjaźnionej, żeńskiej punkowej grupy The Coathangers z rodzimej Atlanty. "Hey-ho / Let's fucking rock and roll / Hey-ho / Let's get up and rock and roll!" brzmi tu nie gorzej niż pamiętne "Be aggressive / B-e aggressive" Faith No More.
Wisienką na torcie okazuje się również wstawiony na koniec, posępny, post-metalowy, monumentalny, blisko ośmiominutowy "Diamond In The Witch House", w którym nie mogło zabraknąć charakterystycznego, płukanego kruszonym szkłem głosu Scotta Kelly'ego z Neurosis. Megaklimat, do którego wreszcie pasuje genialna okładka, jakiej na ostrej fazie nie powstydziłby się sam Timothy Leary.
Gdyby nie fakt, iż - mimo obecnego i tutaj poszerzania palety brzmień - "Once More 'Round The Sun" nie jest w karierze Mastodon kolejnym skokiem w nadprzestrzeń, a bardziej pewnym, acz nieco mniej zaskakującym krokiem w ewolucji, maksymalna nota nie byłaby z mojej strony objawem szaleństwa.
"Tym razem wszystko będzie dobrze / Nie damy ci się wyślizgnąć" - śpiewa w "Motherload" perkusista Brann Dailor, nieokiełznany muzycznie Ginger Baker XXI wieku. Nie wiem jak wy, ale ja nigdzie się nie wybieram.
Mastodon "Once More 'Round The Sun", Warner
9/10