Recenzja Marta Bijan "Melancholia": Brzydkie kaczątko

Kamil Downarowicz

Muszę przyznać się do tego, że kiedy słyszę o tym, że kolejny były uczestnik bądź uczestniczka programów typu talent show wydaje płytę, to podchodzę do takich wiadomości z pewną rezerwą. Jakoś nie kupuję tego całego medialno-rozrywkowego mechanizmu kreującego, często na siłę, nowych idoli, w których ma na zawołanie zakochać się cały naród. Kiedy jednak wkładałem do odtwarzacza debiutancką płytę Marty Bijan, którą kojarzyłem z "X Factora", uwierzcie mi - z całych sił starałem się nastroić pozytywnie do tego, co za chwilę miałem usłyszeć... naprawdę się starałem...

Marta Bijan na okładce swojej debiutanckiej płyty "Melancholia"
Marta Bijan na okładce swojej debiutanckiej płyty "Melancholia" 

"Nie potrafię napisać wesołej piosenki" - zdradziła w jednym z ostatnich wywiadów Marta Bijan. No i cóż, ciężko nie zgodzić się z tymi słowami. Na "Melancholii" znajdziemy trzynaście (ulubiona liczba wokalistki), zaaranżowanych głównie na pianino, nastrojowych kompozycji, które w zamyśle skruszyć mają najtwardsze nawet serca, najbardziej nieczułych stworzeń na tej planecie (do których zalicza się również autor niniejszej recenzji). Co ciekawe, powstawały one na przestrzeni siedmiu ostatnich lat, a najstarszy został napisany, kiedy Marta miała zaledwie 15 lat.

Jeśli chodzi o teksty i linie melodyczne, na myśl przychodzi z miejsca Edyta Górniak. Nie jest to absolutnie żaden zarzut, ponieważ szlachetne wzorce mogą być żyzną glebą dla rozwijania talentu i własnego indywidualnego stylu. Jednak na razie nasza młodziutka artystka jest jeszcze brzydkim kaczątkiem, które być może kiedyś zamieni się dopiero w przepięknego łabędzia.

"Melancholię" zapamiętam głównie jako płytę drażniącą, wypełnioną banalnymi treściami, pretensją i niedojrzałością. 22-letnia Marta posiada mocny, charakterystyczny głos, z którego korzysta nad wyraz umiejętnie, tyle że śpiewając płytkie sentencje, wyjęte żywcem z pamiętników zdołowanej nastolatki, nie pozwala traktować siebie poważnie.

Tak, teksty tworzą spójną historię o samotności, nieszczęśliwej miłości, porzuceniu czy szukaniu nadziei w świecie przepełnionym beznadzieją. Tyle że często ocierają się o kicz. Tak, Bijan daje z siebie naprawdę sporo i w jej głosie słychać emocje. Tyle że można odnieść wrażenie, jakby były one wyuczone, pozbawione autentyczności. Zupełnie jakbyśmy obserwowali zdolną aktorkę, odczytującą na głos słabo rozpisaną scenę. A o tym, że mamy do czynienia z dziewczyną z dużym potencjałem świadczy choćby utwór "Lot na Marsa", w którym wokalistka pozwala sobie w końcu na eksplorację cięższych tonów, przy okazji zapuszczając się w bardziej abstrakcyjne rejony języka.

Pozytywnie wypada również zatopiona w mrocznej, powolnej elektronice "Acedia" i pulsująca podskórnym niepokojem "Śpiąca królewna", gdzie partia pianina przełamana zostaje pulsującym beatem i subtelnymi klawiszami. Są to jednak pojedyncze wysepki pośród morza bylejakości.

Nie ma co ukrywać, nie jest to udany debiut. Co nie oznacza wcale, że w przyszłości nie może być dużo lepiej. Osobiście życzę Marcie, żeby trafiła na ludzi, którzy nakierują ją na odpowiednie artystyczne tory. Postawić też powinna na bardziej wymagającego producenta i dobrego tekściarza. Naprawdę liczę na to, że nasze kolejne muzyczne spotkanie przyniesie mi dużo więcej satysfakcji.

Marta Bijan "Melancholia", Sony Music Polska

4/10

Marta Bijan z Patricią Kazadi w "X Factor" (2014 r.)AKPA