Recenzja Major Lazer "Peace Is The Mission": Zamienił Diplo Jamajkę na radio

Tomek Doksa

Choć tytuły niektórych utworów na nowej płycie Major Lazer mówią inaczej, w rzeczywistości to album ani nie potężny, ani oryginalny.

Okładka płyty Major Lazer "Peace Is The Mission"
Okładka płyty Major Lazer "Peace Is The Mission" 

Przemysł muzyczny jest jednak okrutny. Nie dla tych, którzy dzięki showbiznesowej machinie stają się - z mimo że ambitnych, to jednak drugorzędnych didżejów - gwiazdami największego formatu, ale dla tych słuchaczy, którzy dojrzewali przy ich pierwszych nagraniach, a dziś muszą godzić się z dość dziwnymi, muzycznymi wyborami swoich ulubieńców.

Tak mam przynajmniej z Diplo, który już chyba na dobre zapomniał, jak ponad dekadę temu nagrywał blisko sześciominutowe, triphopowe numery w stylu "Into the Sun" z Martiną Topley-Bird na wokalu. Albo kiedy przy okazji (skądinąd bardzo dobrego) pierwszego albumu Major Lazer, zapraszał na jedną płytę gromadę egzotycznych artystów, z których niemal każdy zasługiwał na bliższe poznanie. Być może jest dziś bardziej biznesmenem niż didżejem/producentem, być może za długo przebywał w otoczeniu Skrillexa, ale prawdą jest, że "Peace Is The Mission" to wydawnictwo, które jest tylko cieniem dawnego Diplo. I jeśli jest w nim coś intrygującego, to znaki zapytania, które zostają w  głowie po przesłuchaniu tych dziewięciu eklektycznych numerów.

Bo czy Diplo to już ten sam poziom produkcji muzycznej, co Timbaland? Wiele w końcu na to wskazuje: kiedyś radiowe (ale w dobrym znaczeniu) przeboje nagrywał z wokalistkami sceny alternatywnej (patrz np. Santigold), na nowej płycie skupia się już wyłącznie na popie mocno komercyjnym i otacza się topowymi gwiazdami (przeciętne "Powerful" i "All My Love" z udziałem Ellie Goulding i Ariany Grande). Kolejne pytanie: czy Major Lazer, który do tej pory był inspirowany jamajskim brzmieniem, stanie się teraz agregatem wszystkiego, co wpadnie Diplo na konsoletę? O ile debiutancki krążek projektu zachwycał nie tylko zbiorem kilkunastu rozpalających klubowe parkiety numerów, ale też samym pomysłem na niego, o tyle najnowszy nie przypomina go już zupełnie. Nawet pojedyncze numery sygnowane karaibskimi rytmami ("Blaze Up The Fire"), na trackliście poprzedniego "Guns Don't Kill People... Lazers Do" byłyby co najwyżej średniakami.

Wymownym zresztą momentem nowej płyty jest kawałek "Too Original" - skoro z udziałem obiecującej Elliphant, to na trackliście zapowiadający się jako coś rzeczywiście odświeżającego. Ale nic z tego. Muzyczne lasery Diplo nabrały pokojowej mocy niestety dosłownie - oczywiście, klubowa publika będzie się przy nich świetnie bawić, bo to EDM i moombathon z najlepszego studia, ale choć Diplo zna wiele producenckich sztuczek, muzyką środka i płytą o charakterze nierównej składanki tym razem mnie nie nabierze.

Major Lazer "Peace Is The Mission", Warner Music 4/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas