Recenzja Limboski "W trawie. I inne jeszcze młode": Miękną kolana
Iśka Marchwica
Limboski jest boski. Jego powalająco seksowny, trochę chropowaty ale przy tym niezwykle ciepły głos, jego sarkastyczne uwagi w wysmakowanych tekstach, jego trafne a czasem urzekająco oszczędne w środkach kompozycje sprawią, że kobietom będą miękły kolana. Mężczyznom też. Nie ma co się bronić - przed Limboskim, jak przed Presleyem, ciężko będzie uciec.
Chętnie popadłabym w skrajny zachwyt nad płytą "W trawie...", którą Limboski mógł wydać dzięki wytwórni Sony, gdyby nie fakt, że album to w większości zbiór kompozycji już wcześniej wydanych. Takie "limboskie the best of" albo "poznaj i daj się oczarować". Bo chociaż Michał Augustyniak, z różnymi osobami i w różnym stanie duchowym, muzycznym i zespołowym wydaje od kilku lat, to do bardzo szerokiej grupy odbiorców trafi dopiero teraz. A trafi z naprawdę wysmakowanym zestawem utworów, istnym crème de la crème swojej autorskiej twórczości. Do piosenek, które fani Limboskiego znają z albumów “Cafe Brumba" (2010) czy "Verba Volant" (2016), artysta dołożył kilka nowych - taką świeżynką jest chociażby tytułowe, dancingowe “W trawie".
Najlepsze w tym nowo-starym albumie Limboskiego jest to, że tej przepaści lat, rozwoju muzycznego, zmian w życiu artysty zupełnie tu nie słychać. Michał chyba od początku był muzycznie ukierunkowany i zwarcie ukształtowany. Jego kompozycje odzwierciedlają jego artystyczne fascynacje - bluesem, Presleyem, czy brzmieniami amerykańskich songwriterów. Muzyką starą i już niemodną, nieprzystającą do obecnych trendów, Limboski trafi bezbłędnie do osób zakochanych w klimatach krakowskich, typowego dla Maleńczuka wokalnego luzu, nieokrzesanej dramaturgii Comy i oczywiście - stylu polskiej piosenki i piosenki aktorskiej z czasów Niemena.
"Mam czasem wrażenie, że urodziłem się już po, ale jeszcze przed" - przyznał Limboski i trudno się z tym nie zgodzić. Bo w opartym na jazzującym akompaniamencie organów Hammonda "Ja nie boję się śmierci" z new-ageowymi wokalizowymi chórkami słychać muzyczne lata 70. "Nie poddawaj się" dzięki naiwnym bębenkom i wtrętom gitary elektrycznej, z typową rock-and-rollową rytmiką w refrenie mogłoby spokojnie znaleźć się w repertuarze Niebiesko-Czarnych. Są też mroczne w wyrazie, a zarazem ogromnie ironiczne i abstrakcyjne piosenki bluesowe, jak otwierające album nowe "Świat to kwiat" czy słodko-gorzkie "Wesołe rozmowy z otchłanią".
W nowych kompozycjach Limboskiego słychać kompozytorską i aranżacyjną dojrzałość. Wokalista rozbudował partię kobiecych chórków, co dodało jego muzyce przestrzeni i teatralnego charakteru. Michał nie boi się też zmian klimatu - z bujającej piosenki przechodzi do tanecznego rocka z rozbudowanymi solówkami gitary czy Hammonda, przywracając w ten sposób muzykom zespołu rolę równorzędnych sobie solistów. Być może do tak dobrych kompozycji niełatwo było dobrać utwory sprzed lat, Limboski poradził sobie tu jednak doskonale. Na tle stworzonych przed kilkoma miesiącami utworów, melancholijne "Ani ani" czy progresywne "Syrenki" (w których Limboski delikatnie zdradza się ze swoimi indyjskimi fascynacjami) zyskują nowy blask. I chyba to jest wyjątkową i ważną wartością "W trawie...".
Limboski brzydzi się muzycznym plastikiem, chce tworzyć i wykonywać muzykę w zgodzie z sobą. "W trawie. I inne jeszcze młode" jest dowodem na to, że to postanowienie nie idzie - a wręcz nie może iść - w parze z lenistwem. Muzyka Limboskiego, każda fraza jest dopracowana w najdrobniejszym szczególe, teksty idealnie wpasowują się w rytmikę i logikę muzyki, a instrumenty nie tylko akompaniują ale wręcz wprowadzają smak do piosenek. Słychać w muzyce Limboskiego lata ćwiczeń, prób, rozwoju osobistego, zagłębiania się w arkana wiedzy teatralnej i filmowej, szukania muzycznych mistrzów. I dlatego od "W trawie..." Limboskiego, zwłaszcza jesienią, ciężko się oderwać.
Limboski "W trawie. I inne jeszcze młode", Sony Music Polska
8/10