Recenzja Krzysztof Zalewski "Zalewski śpiewa Niemena”: Przyszła legenda spotyka legendę

To mogła być tylko płyta z coverami Czesława Niemena. Na szczęście Krzysztof Zalewski podszedł do materiału ze świeżą głową. Dzięki temu otrzymaliśmy album, który udowadnia nie tylko geniusz autora "Snu o Warszawie", ale również potencjał Zalewskiego na stanie się legendą.

Krzysztof Zalewski zaśpiewał utwory Czesława Niemena
Krzysztof Zalewski zaśpiewał utwory Czesława Niemena 

Płyty zawierające covery to materia, przy której sceptycyzm powinien włączać się niemal automatycznie. Bo czy często tego typu albumy nie wydają się pójściem na łatwiznę? Wziąć piosenkę, zagrać, zaśpiewać i zapomnieć. Prawdziwa sztuka to wyciągnięcie z doskonale znanego repertuaru nowych emocji, "ukradzenie" piosenki i dopasowanie jej pod własną wrażliwość.

Nawet pod tym względem wzięcie na warsztat twórczości Czesława Niemena to spore wyzwanie. Kompozycje Mistrza są bowiem na tyle kompleksowe, że odnalezienie w nich nowych elementów wydaje się w zasadzie niemożliwe. Na dodatek nawet jeżeli wykonanie utworu "Dziwny jest ten świat" - skądinąd niesamowicie efektownego utworu - stało się już dla nas nieznośną kliszą, to jego autor w swojej karierze mógł poszczycić się repertuarem znacznie bardziej złożonym i, co tu dużo mówić, trudniejszym.

Krzysztof Zalewski podjął się jednak zadania interpretacji mniej rozpoznawalnego Niemena i ze starcia wyszedł zwycięsko. Jasne, można żartować, że miał ku temu predyspozycje, wszak mamy do czynienia ze zwycięzcą drugiej edycji "Idola". Tylko od tamtej pory muzyk przedefiniował się nie do poznania, stając się tym samym kolejnym dowodem na to, że programy typu talent-show nie są z zasady dla sceny bezowocne.

Prawdę mówiąc, dopiero teraz słychać, jak bardzo w swojej dojrzałej twórczości autor "Miłość Miłość" inspirował się wokalnie Mistrzem. Co więcej, są momenty, w których brzmi wręcz identycznie do swojego idola, stanowiąc nasz rodzimy odpowiednik sytuacji, gdy The Weeknd coverował Michaela Jacksona. Jest to o tyle ciekawe, że już same kompozycje czerpią melodie z oryginałów, ale instrumentarium czy aranżacja naprowadzają je w kierunku autorskim.

W otwierającym numerze jest to wręcz zbawienne: "Doloniedola" w oryginalnej wersji z kontrowersyjnej, wydanej w 2001 roku, płyty "spodchmurykapelusza" atakowało archaicznym już wówczas MIDI, podczas gdy Zalewski kieruje numer w bardziej naturalne brzmienia. Eksponuje mocno funkowe elementy kompozycji, czy to w wyrazistym basie, czy w partii syntezatora, która mogłaby urozmaicić nawet ostatni materiał Bruno Marsa.

Podobnie Zalewski postąpił zresztą z "Począwszy od Kaina", wyrywając numer z macek zadymionej, najbardziej plastikowej odmiany brzmienia lat 80. (przez co szybko się starzejącej). Wyciągając esencję utworu, Zalewski ukazał wizjonerstwo Niemena, które w tamtych czasach uznawane mogło być co najwyżej za ekstrawagancję czy wręcz dziwactwo. To wyciąganie zresztą stanowi ważny punkt "Zalewskiego śpiewającego Niemena": "czarny" groove obecny już w oryginale "Przyjdź w taką noc", w wersji Krzysztofa w zasadzie definiuje utwór (i zwróćcie uwagę koniecznie na chórki sióstr Przybysz!).

Co ciekawe, "Dziwny jest ten świat" potraktowano zupełnie inaczej, przez co w "żywej" przecież z natury kompozycji pojawiają się elementy elektroniczne. To i tak nic przy "Pielgrzymie", bo o ile w pozostałych utworach Zalewski w gruncie rzeczy trzyma się blisko oryginałów, tak próba wdrożenia piosenkowości w art-rockową, wręcz awangardową kompozycję, to zabieg doprawdy ryzykowny. A tu proszę: wyszedł na tyle zgrabnie, że aż trudno uwierzyć, iż w zasadzie był bardziej inwencją twórczą Zalewskiego aniżeli próbą odczytania Niemena przez swoją wrażliwość.

Dobrym zabiegiem ze strony autora recenzowanego krążka była próba utworzenia albumu, który połączy niekiedy wręcz skrajnie różne okresy w twórczości Niemena w jedną koherentną pozycję. Być może dlatego właśnie "Kwiaty ojczyste", mimo zelżenia całości, trzymają się stosunkowo blisko oryginału. Po prostu tu pasowały i kiedy nie było konieczności rozdzierania utworu, aby zachować spójność, Zalewski tego zwyczajnie nie robił. Ukazuje to więc gospodarza jako artystę, który mimo wyraźnego wkładu własnego, nie zapomina o szacunku dla Mistrza. Brawo, bo tak to się właśnie powinno robić! Dzięki temu otrzymaliśmy jedną z lepszych płyt z coverami, jakie dane było usłyszeć na naszym rynku.

Krzysztof Zalewski, "Zalewski śpiewa Niemena", Kayax

8/10

Czesław Niemen Grzegorz RoginskiReporter
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas