Recenzja Kali "V8T": Od zera do milionera-bohatera

Stereotypy i uprzedzenia na bok. Kali udowadnia, że jak się naprawdę chce, to można zrobić wszystko.

Okładka płyty "V8T" Kaliego
Okładka płyty "V8T" Kaliego 

Trzeba być zamkniętym, żeby nie docenić ciężkiej pracy tego rapera. Kali to już nie ta sama postać, co kilkanaście lat temu, zwłaszcza w czasach krakowskiej Firmy. Inny człowiek, inny raper. Artysta, który zrobił wiele (wszystko?), żeby znaleźć się w obecnym miejscu, nie bawiąc się w półśrodki, pozostając wiernym swoim zasadom i ideałom.

Mi daleko do podobnego stylu życia, podejrzewam że wielu z was również, ale nie ma sensu kategoryzować. Rap jest rapem, a "V8T" oferuje go bardzo dużo. I to w najlepszym tego słowa znaczeniu, bo pomimo tego, że nie ma co się tutaj spodziewać technicznych fajerwerków, popisów na majku, czy podwójnych rymów, to jednak nowa płyta oferuje znacznie więcej. Prosty styl, charyzmę, pasję i oddanie. Uliczny rap z krwi i kości, z dala od osiedlowych banałów i nudnego życia spędzonego na trzepaku.

"V8T" to zmiany. "Te stare życie nie wróci / Nowe też trudne, wszędzie pokusy". Rodzina, ziomki i własny samochód wokół którego udało się raperowi skonstruować cały koncept (i nie mam na myśli tylko znakomitych, dwuznacznych "Piratów"). Brzmi to banalnie, ale dzięki temu to wszystko ma jedną wielką zaletę - Kali stworzył coś unikatowego.

Z "Pit-Stopu" zrobił metaforę obecnego życia - "Przy winie i filmie uśniemy na sofie, tu jestem sobą, nie gwiazdą / Żona mi mówi 'Za rzadko cię widzę, mijamy się w progu całusem' / 'Wybacz kochanie, nie czekaj z kolacją, zjemy śniadanie, gdy wrócę'" i zrobił to tak przekonywująco, że wypada bić brawo. Miłych rzeczy jest więcej, chociażby takie "Zabierz mnie pod dom, kieruj się tam, gdzie świeci słońce / Samoloty, autobana, prom, wszystkie szlaki mi błogosławione" z "Navi", w którym przy okazji udaje mu się przyzwoicie podśpiewywać, które zwyczajnie chwyta.

Kali bez ogródek mówi o tym, co go boli w branży w "Całuj Fingiel", przy okazji dissując Bedoesa, Otsochodzi i Young Multiego. Charyzmatycznie obwieszcza, kto jest królem w "KGM", w "Oparach" dzieła zniszczenia pomaga mu dopełnić Paluch, który nie zawodzi od dawna. Jest naprawdę nieźle.

Album wyprodukował absolutny debiutant - FLVWLXSS, któremu zdecydowanie bliżej do Francji i Niemiec, niż do Stanów. Producent dostarczył podkłady zróżnicowane, aczkolwiek zaskakująco spójne. Parkietowe bangery ("After"), numery rozwalające każdą furę ("Chrom" i "30 km/h") i cloudowe "Ambiente". Absolutnie nie ma się do czego przyczepić, bo nawet bardziej komercyjne wycieczki w "Navi" muszą się podobać.

"V8T" nie jest płytą pozbawioną wad. Najpoważniejszym zarzutem jest "Rotor", który nie powinien przydarzyć się nikomu. Monotonne flow po jakimś czasie też może nudzić, mimo że Kali raz na jakiś czas daje od niego odpocząć i kombinuje, jak np. w świetnym "Gdziekolwiek".

Album znosi jednak swój ciężar, a wcale nie można wykluczyć, że za jakiś czas, w pewnych kręgach być może będzie miał bardzo duże znaczenie. Na koniec pytanie - czy jest drugi raper, który przez te kilka lat wykonał aż taki progres? Wyjść z doła to jedno, nauczyć się pisać i rapować to drugie, przykuwać uwagę to trzecie. Najważniejsze - stereotypy na bok. Szacun, Kali.

Kali "V8T", Ganja Mafia Label

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas