Recenzja Jain "Zanaka": Trzymaj się tego konia!
Iśka Marchwica
Jain siadła na wysokim koniu. Naprawdę wysokim. Upadek może być bolesny, więc życzę Jain, żeby trzymała się mocno. “Zanaka" to prawdziwa perła, a nie sądziłam, że w tym roku jeszcze na półce alter-popu znajdzie się tak dobry album. Poznajcie Jain - "tę od telewizyjnego spotu".
Niestety - albo stety - w Polsce Jain zaistniała dzięki spotowi reklamowemu Pewnej Stacji Telewizyjnej. Chwytliwy rytmiczny motyw pojawia się tam regularnie co kilkanaście minut skutecznie wbijając się w pamięć. Charakterystyczne "Come come..." zaśpiewane okrągłym głosem z egzotycznym akcentem to typowy earworm. Piosenka może się przyczepić na wiele dni i kiedy wreszcie usłyszymy pełną, niespełna trzyminutową wersję, odczujemy ulgę. Nie tylko dlatego, że już wiemy, że ten numer to "Come" Jain, ale też dlatego, że to po prostu świetny utwór jest.
"Come" otwiera debiutancki album Jain - po przeboju, który wiercił nasze głowy od kilku tygodni mogło być więc różnie. Jain jednak nie zawiodła - jej album to powiew świeżości, bardzo udane połączenie francuskiej elegancji z afrykańską dzikością, co w przypadku Jain jest w pełni uzasadnione. Młodziutka wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów to pół-Madagaskarka, pół-Francuzka, jako dziecko mieszkała we Francji, ale bardziej świadomą część życia spędziła w Dubaju, Kongo i Abu Dabi. Z krajów tych wyniosła miłość do odważnych rytmów i charakterystyczny akcent. Jain śpiewa po angielsku trochę, jak Afrykanka, zaokrąglając słowa i akcentując czasami wbrew logice języka, trochę jak drobna urocza Francuzka. Ale przede wszystkim - w jej głosie i słowach słychać zdecydowanie i bunt młodej artystki. W połączeniu z oszczędnym basowym podkładem i całą gamą perkusyjnych przeszkadzajek, klaskanek i dzwonków, muzyka Jain osiąga efekt dziewczęcego hymnu bojowego.
Jest na płycie Francuzki sporo przebojów - "Come" to zdecydowanie najbardziej popowa i radiowa piosenka. Łatwy tekst, ładna melodia - sprawdził się. Ale już "Heads Up" nie będzie tak łatwo zaśpiewać, choć niewątpliwie utwór zmusza rytmicznego kręcenia biodrami, "Lil Mama" przypadnie do gustu fanom Macy Gray, podobnie jak delikatnie reggae'ujące "Hob". Jest w muzyce Jain sporo odniesień, doświadczeń zbieranych w dobrym muzycznym czasie. Bo w balladzie "All My Days" usłyszymy pozorną niedbałość Amy Winehouse, a lekko psychodeliczne "Hope" pokazuje, jak świetnie Jain odnajduje się klimatach francuskiego electro popu, do którego przyzwyczaiła nas już Yelle. Na debiucie Jain znajdziemy też trochę specyficznego humoru Princess Chelsea i pozytywnej energii The Ting Tings. Najważniejsze jest tu jednak wyjątkowe podejście i przedstawienie muzyki afrykańskiej. Pokrzykiwania i pohukiwania, rytmiczny śpiew imitujący rytm bębnów, motoryczność muzyki w "Makeba" oddają dzikość, naturalną pierwotność afrykańskich tańców. Jain stworzyła kompozycję, która wychwala bogactwo i wielobarwność afrykańskich kultur, nie ośmieszając ani nie spłaszczając ich.
Jain mnie zaskoczyła. I jest to zaskoczenie, jakiego pod koniec roku nam trzeba. Słodko-kwaśna płyta artystki to świetny, ale też bardzo ryzykowny początek kariery. Od Jain będzie się oczekiwało coraz więcej - miejmy nadzieję, że jej afrykańskie inspiracje nie wyczerpią się za szybko, a nad swoim głosem o charakterystycznej barwie i sporym potencjale, będzie z pokorą i rzetelnie pracować. Dajcie Jain szansę i nie zatrzymujcie się na "Come". "Zanaka" zasługuje na naszą uwagę.
Jain "Zanaka", Sony Music
8/10