Recenzja Hozier "Wasteland, Baby": Drugi oddech
Kamil Downarowicz
Wydaje się, że było to dosłownie przed chwilą. Singel "Take Me To Church", wydany w 2013 roku, wywindował Hoziera do absolutnego światowego topu. Irlandczyk miał zadatki na prawdziwą gwiazdę, która zdobędzie serca niemal wszystkich słuchaczy, zarówno tych lubujących się w radiowym popie, jak i zanurzonych w nurcie offowym. Artysta wybrał jednak inną drogę.
Na drugi w karierze Hoziera album musieliśmy czekać aż pięć długich lat. W tym czasie sława długowłosego muzyka nieco przycichła. Jeżeli miałbym zgadywać, było to celowe działanie Andrew Hozier-Byrne'a, który chciał wyciszyć nieco szum zogniskowany wokół własnej osoby. Pozwoliło mu to na wyciszenie się, odcięcie się od presji i oczekiwań fanów oraz nieskrępowaną niczym pracę twórczą. Jej efekty możemy dzisiaj podziwiać.
Ci, którzy oczekiwali hitów na miarę "Take Me To Church" poczują się srogo rozczarowani. "Wasteland, Baby" takowych w ogóle nie posiada. Zamiast wpadających w ucho od pierwszego przesłuchania melodii, dostajemy niełatwą w odbiorze i nieoczywistą porcję folku, bluesa oraz soulu wymieszanego z gospel i popem. Ta pikantna mieszanka stylów najbardziej wybrzmiewa w utworze "Nina Cried Power" przyprawionym dodatkowo delikatnym wokalem, kojącym rytmem gitary i subtelną grą klawiszy.
Intrygująco wypada "Almost (Sweet Music)" z "klaszczącym" beatem oraz mroczna ballada "Movement" i radosna w swojej formie pieśń "To Noise Making (Sing)". Utwór tytułowy oferuje delikatną partię gitary wpisaną w niespieszny rytm, który przy marzycielskim głosie Hoziera nabiera dodatkowej głębi. To jeden z najlepszych momentów na płycie.
Jeśli chodzi zaś o teksty, to Irlandczyk chce zwrócić naszą uwagę na kilka istotnych kwestii. Bierze przy tym przykład z Niny Simone, Jamesa Browna, Patti Smith i innych społecznych wrażliwców. Dlatego też usłyszmy mocne słowa o kryzysie uchodźczym, problemach rasowych i klimatycznych oraz nierównościach społecznych. Wszystko to podane jednak w nieco patetycznym stylu, który momentami może drażnić.
Naprawdę niełatwo jest ocenić mi ten album. Może dlatego, że brakuje na nim porywających, wbijających się w pamięć kawałków? Z drugiej strony "Wasteland, Baby" zawiera porcję porządnie wyprodukowanej i pomysłowej muzyki, która bywa momentami, co prawda, przyciężkawa, ale jednak nie pozbawiona uroku. Mam nadzieję, że Hozier nie popadnie z tą płytą w niełaskę słuchaczy. W końcu to dopiero jego drugie słowo w karierze, a jestem pewien, że muzyk ma nam do powiedzenia jeszcze wiele.
Hozier "Wasteland, Baby", Universal Music Polska
7/10