Recenzja Hades "Czasoprzestrzeń": Kosmos osiedla

Jako raper jesteś tyle wart ile twój ostatni producent. Tam gdzie prosta forma i prosty przekaz potrafią Hadesa aż nadto ograniczyć, tam Emade rozwija skrzydła. "Czasoprzestrzeń" się broni.

Okładka Hades "Czasoprzestrzeń"
Okładka Hades "Czasoprzestrzeń" 

Idziesz sobie siąść przy koszu i popatrzeć na osiedle, żeby pozbierać myśli. I przysiada się on. Usta mu się nie zamykają, zaczyna się seans napędzanego trawką trajkotania. "Brat, ci politycy to nas okradają, a ci młodzi raperzy to nie potrafią nawijać. No posłuchaj, przecież to wszystko zaraz padnie, korupcja, upadek zasad, nie no, przecież bez porównania do lat 90., ziom" - nadaje miarowo, bezlitośnie i monotonnie. Prawdopodobnie człowiek przestałby go słuchać, ale co jakiś czas ze stuporu wyrywa jakaś abstrakcyjna niedorzeczność , jedna z tych myśli-gigantów po skręcie, fajna właściwie tylko wtedy, jeśli jesteś akurat w stanie kompatybilnym. Wszechświat? Jaki wszechświat, idź się, człowieku, wyśpij.

Ta oto scenka pomocnicza służy temu by pokazać za jakiego rapera uważam Hadesa. Oczywiście to niepełny obraz, część prawdy, gdyż facet jest przy okazji stylowy, konsekwentny, naturalny - to bez dwóch zdań. Ale niestety również nudny, utrwalający stereotyp polskiego hiphopowca, populistyczny. Odporny na progres, bo nawet jeśli ten od czasu "Nowe dobro to zło" nastąpił, to jest raczej techniczny, bardziej odczuwalny dla realizatora wokali niż zwykłego słuchacza. Do tego zostawia syf w wersach - tu mógłbym wypisać parę linijek z tych ,co to kończą w internetowych memach. Co prawda nie ma na "Czasoprzestrzeni" nic na miarę słynnego "pierdzenia bigosem i zatykania odbytu nosem", ale te wszystkie knajackie "J**ię twoją kampanię w uśmiechniętą gębę, ty klaunie", "Tu chodzi też o wpływ na odbiorcę / Ja jestem sobą, więc się odp******cie", "Na ch*j się cieszysz, nie ma do śmiania nic / Ja mam bekę bo jarałem cannabis" i tak potrafią zajść za skórę. No to co, zostają jeszcze dwa obowiązkowe zdania cmokania nad talentem Emade i można kończyć recenzję, licząc lajki młodych frustratów, którzy nad Hadem lubią się ostatnio pastwić równie mocno jak nad jego kumplem z HIFI Bandy, Dioksem?

Nie będzie jednak tak prosto. Hadesa może i słabo by się czytało, ale ta nawijka wlewa się w bity. W dobie coraz większej ilości popisów flow i emcees od podkładów odstających, to wcale nie takie oczywiste, a przy tym po prostu miłe dla ucha - posłuchajcie tylko jak elegancko, wartko rymowany jest taki "Bieg po linie". Prostota, czasem męcząca, jest zamierzona, stanowi ukłon dla czasów gdy chwalono siłę stylu, zdolność metodycznego rozpracowania podkładu, a na wodotryski i fajerwerki patrzono z podejrzliwością. Had w "Sumo rapie" pcha w zwrotki sporo błyskotliwych, nieoczywistych kulinarnych skojarzeń czyniąc ten zrobiony z pomysłem numer jednym z najmocniejszych na płycie. W "Dziwkach i dilerach" wiarygodnie, z nerwem i z koniecznymi detalami przedstawia małolacki światek handlarzy z zamiłowania i prostytutek z wyboru. Zdarza mu się rymowanie zdjęciami czy poszczególnymi scenkami - "Złote lata 90., przepych, Mercedesy, Polonezy na 'siema, siema' / kupuj, sprzedaj, gospodarka dojrzewała na bazarze jak szczeniak" obrazuje w "Dziewięćdziesiątkach". Jest jeszcze lepszy kiedy w trzeciej zwrotce "Już po mnie" nadaje z państwowej przychodni, a w "Nie przestaniemy" raportuje z półlegalnego państwa, w którym policjant oddaje dokumenty, za to zabiera trawkę, a polityk wkłada mój (podoba mi się przedstawienie tego w ten sposób, działa!) hajs za majtki striptizerkom i je moje krewetki - te o których nie wiedziałem, że na mnie stać.

Wspominałem, że gadka współgra z muzyką, ale ta zasługuje na więcej uwagi. Słychać u Emade powrót do lat 90. I nie chodzi o zwykły "boom bap". Klimat jazzujących, ciepłych, organicznych bitów. spotyka się z brudami, szumami, odrobiną nieregularności elektronicznej IDM - czasem nawet w jednym numerze. Płyta rusza z kopyta przy "Dziewięćdziesiątkach", wszystko za sprawą przestrzennych clapów, gęstych stóp, warczącego basu, skreczu, środków składających na podkład prosty, ale bardzo wydajny. Przebojowością może konkurować chyba tylko "Sumo rap" z analogowym monosynthem a la "Wiosna 86", fragmentem syreny i jeszcze paroma z wyczuciem aplikowanymi elementami. Na płycie dzieje się sporo i różnie bo producent nie jest więźniem jednego nastroju. "Proste słowa" mają perkusje na drugim planie, to przede wszystkim wokale cięte z lekkością i wyczuciem godnym Kanye Westa. "Dziwki i dilerzy" to dla odmiany zimne, grobowe klawisze z wolnymi, mechanicznie tłukącymi, nieczystymi bębnami.

To dobra płyta. Emade potwierdza swój status jednego z najlepszych producentów w tym kraju - zresztą od czasu debiutu RHX Składu ani na moment z czołówki nie wypadł, starannie poszerzając zestaw inspiracji i możliwości, zawsze umiejąc sprostać wadze odziedziczonego nazwiska, bycia "młodym Waglewskim". Hades jest nierówny, robi tu jednak wystarczająco dużo, by zasłużyć sobie na przynajmniej tyle szacunku ile dostał po swoim debiucie z Galusem. Szkoda, że producenci i wydawcy cackają się z nim za bardzo - gdyby wyeliminować puste przeloty, klisze, słabe grepsy, trochę ograniczyć wykorzystywany do nieprzyzwoitości schemat "Jestem fajnym ziomkiem z Prosto / palę blanty, latam w kosmos / moc żywiołów w ulic brudzie / dobre jointy, podli ludzie" sesja z "Czasoprzestrzenią" byłaby jeszcze bardziej satysfakcjonująca.

Hades Emade "Czasoprzestrzeń", Prosto

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas