Recenzja Foals "What Went Down": Anglicy na wakacjach
Tomek Doksa
Wymarzony początek nowego albumu zafundowali swoim fanom muzycy Foals. Ale kilka minut później gdzieś nagle zniknęli.
Mocny, trzymający dramaturgię przez pięć długich minut, tytułowy numer "What Went Down" odebrałem jako nic innego, jak tylko ukłon w stronę stęsknionych po udanym poprzednim krążku "Holy Fire" i wygłodniałych nowych hitów słuchaczy. Tamten był nominowany do prestiżowego wyróżnienia Mercury Prize, najnowszy - zdawał się zapowiadać intensywnym otwarciem zespół - wyniesie wasz ukochany Foals jeszcze wyżej. "NME" niech rezerwuje już tytuł dla zespołu roku, dziennikarze BBC nie muszą czekać do grudnia, żeby pisać rockowe podsumowania - przez kilka pierwszych minut nowego wydawnictwa załogi z Oxfordu wyglądało na to, że zwycięzca będzie tylko jeden.
Tym bardziej, że następny na trackliście kawałek - dużo już lżejszy i bardzo melodyjny "Mountain At My Gates" - dawał jasno do zrozumienia, że na jednej, tej konkretnej płycie, słuchacz znajdzie wszystko, co najlepsze w dzisiejszym brytyjskim, gitarowym graniu. I charakterne kopniaki z gatunku alternatywnego rocka, i stylowe wycieczki w kierunku popularnego dance-punku - do tego mistrzowsko wyprodukowane, w końcu nad materiałem na "What Went Down" czuwał John Ford. Ten sam, który zakładał taneczną załogę Simian Mobile Disco, jak i pracował z gitarowymi wyjadaczami pokroju Arctic Monkeys, Mumford & Sons oraz Haim. Chwytliwe refreny i stadionowe zacięcie Foals plus człowiek, który wie co dobre i modne - sami tylko powiedzcie, czy to się mogło nie udać?
Zobacz również:
A jednak. Artystyczny związek idealny ostatecznie dał światu płytę, której najmocniejszymi akcentami okazały się momenty z jej pierwszych, wspomnianych na wstępie minut. Tytułowy "What Went Down" i "Mountain At My Gates" to zdecydowana esencja tego albumu. Chcąc być złośliwym można by napisać, że wystarczy posłuchać tylko tych dwóch utworów, by dokładnie wiedzieć, o czym Foals grają na całej płycie. Ale nie - mimo wszystko warto poznać ją w całości. Tu w końcu nie o zły materiał chodzi, a o jej zmarnowany potencjał. O niewłaściwe proporcje i przewagę beznamiętnych ballad nad solidnym i nowoczesnym, rockowym rzemiosłem. Gdyby bowiem panowie więcej uwagi poświęcili kompozycjom w klimacie "Snake Oil" czy... No właśnie, poza numerem tytułowym, "Snake Oil" to jedyny taki przypadek na krążku, w którym Foals nie brzmią jak odmłodzona wersja Coldplay albo inny brytyjski zespół na wakacjach.
Za dużo tu przyzwoitości, zdecydowanie za mało zwrotów akcji, które z "What Went Down" mogłyby uczynić album więcej niż jednorazowego użytku. Album co prawda wciąż ładnie nagrany ("A Knife In the Ocean" witamy już na co drugiej, rockowej składance), ale pozbawiony niestety rockowego pazura. Albo jak kto woli, charakteru.
Foals "What Went Down", Warner
5/10