Recenzja Demi Lovato "Confident": Ona tupie nóżką, ja niekoniecznie...

Paweł Waliński

Demi Lovato, słodki kotek, stoi przed lustrem i miauczy. W lustrze widzi lwa, a w uchu słyszy ryk.

"Słodki kotek" Demi Lovato na okładce płyty "Confident"
"Słodki kotek" Demi Lovato na okładce płyty "Confident" 

Zaczyna się od mocnej deklaracji w numerze tytułowym. Deklaracji niezależności. Bo 23-letnia wokalistka, która frycowe odrabiała w dziecięcym i młodzieżowym kinie nie chce, by przez ten właśnie pryzmat nadal na nią patrzono - przeciwnie. Piąty album na koncie, więc chce być w końcu brana zupełnie na poważnie. Inna rzecz, czy dźwiga poziom, który słuchaczy by do tego skłaniał? No właśnie niekoniecznie.

Singlowe "Cool for the Summer" więcej obiecuje bardzo przyjemną zwrotką, niż dostarcza przeszarżowanym, wystruganym na wielki hit, upbeatowym refrenem. W "Old Ways" Lovato topi się trochę w klimatach wiodących gdzieś do starego TLC, niestety ze znowu kompletnie niepotrzebnie rozdmuchanym, przestrzelonym refrenem. "For You" to z kolei ładna piosenka, ale naładowana tak ekstremalnym patosem, że w szranki z nią może iść co najwyżej "Wrecking Ball" Miley Cyrus, czy ostatnie dokonania duetu Hurts. W bardzo przeciętnym "Stone Cold", zaczynającym się Laną del Rey, później idącym w oldskulowe r'n'b, Lovato śpiewa tak zdobnie w zakrętasy, że człowiek ma wrażenie, że odleciała. W niedobrym sensie tego słowa. A dodatkowo czyni to tak forsownie, że człowiek boi się, że coś jej tam w gardle pęknie, albo gorzej, dorobi się schorzenia zwanego prolapse (kto odważny i pełnoletni niech sobie zgugluje). "Kingdom Come" znowu coś obiecuje zwrotką, a wszystko psuje pełnym przesady rozwinięciem.

Wszystko to jednak brzmi jakby skrawano to z jednego pęta mortadeli. Drobno zmielone, glutowate; smak wciąż ten sam - mdły. Płyta jest po prostu bardzo słabo napisana. Patenty do bólu powtarzalne, hooki rzekome, a równie rzekoma przebojowość będzie musiała błagać o pomoc tępy repetytywizm radiowych playlist. Trudno się nie zdziwić, że przy takich nakładach finansowych i tak wielką podażą kompozytorów-najemników, można zebrać aż tak przeciętne kawałki.

Dużo tu też postawy w stylu zastaw się, a postaw. Lovato wciąż coś deklaruje, obiecuje, ale na outpucie to wygrażanie okazuje się pustosłowiem, może potrzebnym jej samej, dla pokrzepienia serca, bo słuchaczowi już niekoniecznie. Produkcyjnie z kolei "Confident" uświadamia, jaką krzywdę zrobiła popowi Ri-Ri ze swoimi petardowymi ogromnymi aranżacjami. Bo owe nie zawsze tak łatwo powtórzyć z równie dobrym skutkiem. Nierzadko zamiast schludnego bogactwa wychodzą nam ruskie na wakacjach. Czyli frytki na palmowym, pot, sobol na klacie i złoty kajdan na szyi. Jakiś baroko-kociokwik. Zgaga murowana. No i tak to. Średnia półka, druga liga. Do takich gigantów, jak Beyoncé, czy Taylor Swift, niestety... lata świetlne.

Demi Lovato "Confident", Universal Music Polska

4/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas