Recenzja: Daria Zawiałow "A kysz!": Krzycz, Daria, krzycz!
Iśka Marchwica
Daria Zawiałow skromnie komentuje swój płytowy debiut - artystka podkreśla, że śpiewa głównie dla męża i bliskich, a jeśli jej muzyka spodoba się szerszej publiczności "to będzie piękna historia". Czy to skromność, czy jakaś godna pozazdroszczenia akceptacja siebie i efektów swojej pracy przemawia przez Zawiałow - trudno ocenić. Ale ocenić można "A kysz!", które poraża słuchacza od pierwszych dźwięków - rockowymi gitarami, reggae'owym luzem, świetnymi wpadającymi w ucho i pamięć tekstami. I oczywiście wokalem Darii.
Młodziutka, bardzo ambitna artystka, swoim debiutem z impetem wbiła się w panteon najciekawszych polskich wokalistek alternatywnego popu. Choć Daria dopiero wypływa na szerokie wody rynku muzycznego, nie będzie przesadą, jeśli postawimy ją w jednym rzędzie z Melą Koteluk, Dominiką Barabas, Anią Dąbrowską czy samą Katarzyną Nosowską. Tak jak one, Daria powala dosłownością emocji. O najbardziej zadziwiających zakamarkach swojej duszy, kobiecych rozmyślaniach i niepewnościach, codziennych porywach serca pisze zarazem poetyckim i prostym, zrozumiałym językiem.
Zawiałow do swoich tekstów czerpie inspiracje pełnymi garściami chociażby od klasyków, jak Słowacki i Leśmian już w otwierającym płytę "Malinowym chruśniaku", czy cała gama najwybitniejszych XX-wiecznych polskich poetek, których ducha i zwiewny język daje się wyczuć w kobiecym pastelowym "Pistolecie", rozmarzonym "Skupieniu".
Muzyka Darii Zawiałow tańczy wdzięcznie na granicy ambitnego popu i uwalniającego energię rocka. Słychać to już od pierwszych dźwięków tanecznego singlowego "Malinowego chruśniaka", przez romantyczny folk-song "Chameleon", pospieszne, nerwowe "Noce ukryte", aż do zamykającej rozdzierającej, napisanej z eleganckim rozmachem "Niemocy". Sukces każdej jednej z jedenastu kompozycji zawartych na "A kysz!", to sukces trzech zdolnych kompozytorów - samej Darii Zawiałow oraz Michała Kusza i Piotra Rubika, gitarzysty m.in. zespołu LemON.
Współtwórcy piosenek Darii oddali sens i charakter tekstów autorki najprostszymi, a zarazem najbardziej trafnymi środkami. Stąd rockowe gitary w "Malinowym chruśniaku", mówiącym o niecierpiącym zwłoki pożądaniu, dowcipne elektroniczne wstawki i wykrzyczany refren w "Kundel bury" i w końcu wpadające w ciężki klimat trip-hopowy, dzięki mięsistemu basowi i transowej rytmice "Lwy". I chociaż "A kysz!" nie grzeszy spójnością stylistyczną, to jest w tym pomieszaniu, tym muzycznym kotle, który zdaje się wybuchnąć lada moment najróżniejszymi dźwiękami i emocjami, jakiś sens i wspólny mianownik.
Tą magiczną różdżką, która tak sprytnie scala rozstrzelone wyrazowo kompozycje Zawiałow, jest ona sama. Daria nie boi się krzyczeć, szeptać, rozdzierać przed nami szaty i chować po kątach. Jej muzyka przeskakuje od punkowego pogo do reggae'owego bujania, a w tym wszystkim Daria Zawiałow jest niebywale prawdziwa i szczera. "A kysz!" to dowód na to, że artysta nie musi być jednowymiarowy, dopasowany jak rękawiczka do wybranej grupy słuchaczy. Artysta jest dobry, a nawet wybitny, gdy swoje emocje, postrzeganie świata, codzienność potrafi opisać i oddać tak realnie, jak to tylko możliwe.
Świat Darii nie jest czarno-biały. Jej teksty pokazują, że miłość może być genialnie niebanalna, a cierpienie prowadzić do katharsis. A ponieważ nie boi się o tym śpiewać pełną piersią, nie boi się dołożyć najcięższego kalibru instrumentami, bębnami, zgrzytem elektroniki - "A kysz!" wali w serce bez ostrzeżenia i na długo w nim zostaje.
Daria Zawiałow "A kysz!", Sony Music Polska
9/10