Recenzja Dagadana "Meridian 68": Ojczyzna chińszczyzna
Iśka Marchwica
Wyprawa zespołu Dagadana do Chin wpłynęła w dużo większym stopniu, niż się tego spodziewali. Po zetknięciu z kulturą Azji - w wersji nowoczesnej i tradycyjnej - Dagadana wróciła do Polski odmieniona. Efektem zanurzenia się jej w chińskiej fali jest album "Meridian 68" - chyba najlepszy i najbardziej złożony materiał w dorobku grupy.
Dagadana od lat raczy nas psychodelicznym folkiem - na koncertach jest dziwacznie, w ruch wchodzą dziecięce zabawki, zrozumiałe czasem tylko dla muzyków gry słów i w końcu - szerokie wykorzystanie folkloru z pogranicza Polski i Ukrainy. Te elementy znalazły się też na "Merdian 68". Kto zna Dagadanę dobrze, ten infantylne melodyjki z “Siałem proso na zagonie" czy "Jestem sobie starozina" w pełni zrozumie. Ci, którzy zespół poznają poprzez "Meridian 68" mogą być zaskoczeni takimi elektronicznymi wstawkami rodem z filmów dla dzieci z lat 90. Ale najnowszy album Dagadany jest tak dobry i ciekawy, że nawet takie zabiegi zespołowi można wybaczyć.
Na "Meridian 68" folklor Polski i Ukrainy łączy się z tradycjami azjatyckimi i jazzem. Muzycy Dagadany podjęli się dość trudnego zadania, przedstawiając ludowe teksty i melodie w nowej aranżacji - nie tylko instrumentalnej, ale przede wszystkim wykonawczej. Jak chyba nigdy dotąd, uwagę słuchacza przykuwają wokale Dagi Gregorowicz i Dany Vynnytskiej. Dziewczyny swoim śpiewem, aktorskimi zabiegami, wykrzywianiem znaczenia tekstu i wykoślawianiem melodii, nadały wielkopolskim, łemkowskim i ukraińskim piosenkom nowy charakter, osadziły je w zupełnie nowym kontekście. I tak, po wesołym, rozbuchanym aranżacyjnie "Siałem proso...", wykorzystującym biały śpiew i tradycyjną ludową swobodę wykonania, następuje rozdzierające łemkowskie "Pływe kacza po tysyni".
Dagadana wielokrotnie na tej płycie bierze słuchacza z zaskoczenia - przechodząc swobodnie od luźnego awangardowego jazziku z elementami ludowymi, żartobliwymi tekstami wielkopolskimi do muzyki osadzonej w tradycji, uzupełnionej głębokim brzmieniem śpiewu gardłowego i orientalnymi dźwiękami instrumentów azjatyckich (jak morin khuur) oraz chińskiej skali (wiolonczelowe pasaże w wykonaniu Aiys Songa).
Tytuł płyty "Meridian 68" idealnie oddaje charakter materiału. To spotkanie w połowie drogi między Pekinem i Częstochową, gdzie zespół nagrywał swój materiał. To także zatarcie granic między kulturami. Dagadana pokazuje, że łemkowski lament, czy typowy dla polskiego pogranicza biały zaśpiew idealnie pasuje do azjatyckiego burdonowego buczenia, tak samo, jak świetnie komponuje się z delikatnymi wiolonczelowymi wstawkami i rozkołysanym jazzowym rytmem. Czwarty album Dagadany zasługuje więc w pełni na łatkę "world music" - z całym dobrodziejstwem i wszystkimi superlatywami związanymi z tym gatunkiem.
Dagadana "Meridian 68", Karrot Komando
8/10