Recenzja Cugowscy "Zaklęty krąg": Stanęliśmy w obliczu nieobliczalnego

Paweł Waliński

Wiele przez lata chodziło plotek, że Krzysztof Cugowski z zazdrości o piękny wokal swojego syna, Piotra, utrudnia chłopakom karierę. A tu nagle niespodzianka. Tatko i przychówek na jednym albumie.

Cugowscy na okładce płyty "Zaklęty krąg"
Cugowscy na okładce płyty "Zaklęty krąg" 

Wspomniane plotki zignorujmy, jako jadowitą działalność złych języków. Faktem jest że panowie Krzysztof (senior), Piotr i Wojciech (juniorzy) połączyli siły na "Zaklętym kręgu", czego zapowiedzią był m.in. wcześniejszy występ na Polsat SupeHit Festiwal w maju tego roku. Rodzina rodziną, w naszych warunkach taka współpraca zdecydowanie pachnie terminem "supergrupa" i jak to zazwyczaj z supergrupami bywa, jest w kratkę.

Naturalnie największą siłą tercetu, zgodnie z przewidywaniami, są wokale. Nie od wczoraj wiadomo, że czy się Krzysztofa Cugowskiego lubi, czy nie, to facet jest takim wokalnym powerhousem, że gdyby nie fakt, że pochodził zza żelaznej kurtyny, a - powiedzmy - z Wielkiej Brytanii, pewnie byłby jednym z bardziej znanych gardeł światowego rocka. Wiadomo też, że Piotr Cugowski jest talentem na jego miarę. W łeb bierze za to inne przekonanie. Że panowie mają bardzo podobne głosy i metodę śpiewania. Nie. W każdej chwili jesteśmy w stanie trafnie osądzić, który z nich śpiewa daną frazę. Genetyczne, czy przypadkowe podobieństwo barwy ujawnia się za to w górkach, które na całej płycie są najzwyczajniej w świecie świetnie zharmonizowane. Słucha się tych harmonii z niekłamaną przyjemnością.

Ale skoro jest tak dobrze, to dlaczego pisałem, że "w kratkę"? Dlatego, że "Zaklęty krąg" mógłby być zwyczajnie lepiej napisany. Mamy niby cały wór przeróżnych klimatów: bluesowata "Godność", funkowo-soulowe "Weź moją duszę", niemal progrockową "Iluzję" (bardzo ładne frazy!), country'owate "Do niej" (ładne chórki w refrenie); sleaze rockową power balladą a'la Whitesnake jest z kolei numer tytułowy. Poza tym hard rock łamany na AOR, czyli adult-oriented-rock. Nie brakuje też gości, wliczając w to Tomasza Zienia na Hammondzie, kwartet smyczkowy Summer String Quartet, czy samego Michała Urbaniaka, który w prezencie wysmażył chłopakom solówkę.

Udziela się tu też Krzysztof Cugowski junior ("Znów pora w drogę" - kompletnie inna barwa głosu od reszty rodziny), czyli syn wokalisty Budki z drugiego małżeństwa. Powinno więc być naprawdę, naprawdę kolorowo. A nie do końca jest. Coś w tym zwyczajnie nuży. Połowę kompozycji mogli sobie panowie odpuścić. Zrobić zwyczajnie ostrzejszą selekcję. Może napisać więcej numerów, żeby było więcej do wyboru. Pozbyć się wypełniaczy jak "Mercedes Blue", czy "Mam to dla ciebie" grzęznącego gdzieś w potoku polskiego pop-rocka ze średniej półki.

Kolejnym zarzutem mogłoby być to, że jest to granie do bólu klasycznie rockowe, a jednocześnie nie mające tej łobuzerskiej otoczki, jaką mają vintage'owe zespoły inspirowane retro-graniem Jacka White'a. To oczywiście kwestia gustu, ale ja przed kolejną płytą tercetu (o ile takowa będzie) przykułbym panów na dwie doby do kaloryfera i puszczał im w tym czasie hardcore punka, post-punka, granie falowe, czy nawet doomy i stonery. Może by coś zaskoczyło. Wtedy byłoby zupełnie fajnie.

Ale kończąc z moją może zbyt wybujałą fantazją i kwestiami gustu: "Zaklęty krąg" złą rzeczą zdecydowanie nie jest. Jest tu kilka wad, dużo zalet i wokale to naprawdę bomba. Bardziej chyba dla fanów Budki, niż Braci, ale nie zaboli ani jednych, ani drugich. Fajnie, gdyby nie była to jednorazowa współpraca.

Cugowscy "Zaklęty krąg", Sony Music Poland

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas