Recenzja Cavalera Conspiracy "Pandemonium": Apokaliptyczne riffy, częstochowskie rymy
Pojednanie braci Cavalera po latach rozłąki i wzajemnego żalu poprawiło nie tylko rodzinne stosunki słynnych Brazylijczyków, ale i dało fanom nadzieję na powrót do wielkości, której nie gwarantowali robiący dobrą minę do złej gry, dawni koledzy z Sepultury i traktowany z ostracyzmem przez metalowych purystów Soulfly. Na "Pandemonium" Iggor i Max znów zmierzyli się z własnym dziedzictwem.
Gdyby wierzyć szumnym zapowiedziom, trzeci płyta Cavalera Conspiracy musiałaby być polucją na jawie każdego fana grindcore'owej nawałnicy Napalm Death i death / thrashmetalowego geniuszu Sepultury z przełomowego "Arise" (1991 r.). Mimo najszczerszych chęci, ów mokry sen nie znajdzie jednak spełnienia na "Pandemonium", albumie który wybitnym z pewnością nie jest. Czy dobrym? Być może. Przyzwoitym? Na pewno!
Zacznijmy od wad i miejmy je za sobą. Podstawową bolączką "Pandemonium" jest jej przewidywalność. Formalnie rzecz ujmując, zbyt wiele utworów opartych jest na zgranej do bólu konstrukcji gwałtownego początku, spowolnienia w refrenie na grubym riffie, brejka wspartego gitarową solówką i... zaczynamy od nowa. Na domiar złego, jak choćby w jazgotliwym "Babylonian Pandemonium" na otwarcie, każdy niemal refren na tej płycie to powtarzająca się do granic banały tytułowa fraza poszczególnych kompozycji. Nie trzeba być więc geniuszem, by z góry wiedzieć, jaką przyśpiewką Maksa opatrzone będą "Bonzai Kamikazee", "I, Barbarian", "Apex Predator", "Father Of Hate"... i na dobrą sprawę cała reszta. Rastafariańską eschatologię, o której nie śniło się nawet Joe Strummerowi, łaskawie przemilczę. Tyle w temacie felerów.
Częstochowskie rymy to jedno, apokaliptyczne riffy to drugie.
"Pandemonium" to jednak, co krzepiące, album, na którym prym wiedzie nie skoczny groove, a thrashowa szybkość, dominująca w zwieńczonym dźwiękami syren, slayerowskim "Bonzai Kamikazee" czy w przypominających rozpędzoną Sepulturę sprzed lat "Babylonian Pandemonium" i morderczym "Father Of Hate". Po dobrze ubitym terenie przez nieznający sprzeciwu werbel Iggora, raz kroczy, a raz pędzi "The Crucible", w którym do głosu (przy mikrofonie) dochodzi znany z Converge i Doomriders basista Nate Newton, za to Maks wydobywa z trzewi apokaliptyczne wręcz inkantacje o sile, jakiej dawno u niego nie słyszałem - wokalnie jest na "Pandemonium" w szczytowej formie.
Prościej, za to nie mniej skutecznie atakuje zaś hardcore'owo bity "Scum" (nieświadomie przywołujący w refrenie "Scum, scum, scum... of the universe" kosmiczne szumowiny z GWAR?) oraz następujący po nim, zdradzający równie silne, punkowo-noiserockowe proweniencje Nailbomb "I, Barbarian". Do słynnej kolaboracji Maksa z Aleksem Newportem Fudge Tunnel z lat 90. nawiązuje również gitarowo "Cramunhao" o lekko industrialnym posmaku, który jeszcze wyraźniej czuć we wściekle thrashowym, poprzedzonym gitarową solówką nieocenionego Marka Rizzo jak z gry wideo "Apex Predator" i upstrzonym cybernetycznymi plamami spod znaku EDM, w czym najpewniej maczał palce rozdający nie tylko żywe bity i nie od dziś zafascynowany muzyką elektroniczną Iggor. Bliskowschodnią melodykę znaną z Soulfly znajdziemy z kolei we wcale nie tak wolnym, a jednak ciężkim "Not Losing The Edge".
"Pandemonium" w pigułce, niczym jego kubistyczna okłada, jest bez wątpienia okazały "Insurrection", z ekwilibrystycznymi solówkami genialnego Rizzo z użyciem wajchy jak u Kerry'ego Kinga, rozpętaniem piekła i podsumowaniem wszystkiego tłustymi riffami o majestacie Black Sabbath.
W ciągu ostatniej dekady, Max Cavalera sygnował swoim nazwiskiem aż dziewięć płyt (Soulfly, Cavalera Conspiracy, Killer Be Killed), co z oczywistych względów nie pozostało bez wpływu na nieuniknione zmęczenie materiału. "Pandemonium" po części padła więc ofiarą dawno przekroczonej masy krytycznej, z drugiej jednak strony ma w sobie wystarczająco dużo naturalnego ognia, by uwierzyć, iż nie jest to wyłącznie sposób na zarabianie pieniędzy. Solidnie wykonana robota. Tylko tyle, i aż tyle.
Cavalera Conspiracy "Pandemonium", Mystic
6/10