Recenzja Blind Guardian "Beyond The Red Mirror": Batuta w służbie metalu

Jeżeli przeciętny fan fantasy / power metalu kojarzy wam się z nerdem postury Jacka Blacka, spędzającym całe dnie na graniu w "Dungeons & Dragons" na przemian z malowaniem figurek do najbliższej potyczki w "Warhammera", jesteście w błędzie. Dopóki nie usłyszałem Blind Guardian, sam w nim tkwiłem.

"Beyond The Red Mirror" to kolejny przykład wielkości Blind Guardian
"Beyond The Red Mirror" to kolejny przykład wielkości Blind Guardian 

Kiedy jako zachłyśnięty wszystkim co ekstremalne nastolatek w zamierzchłych latach 90., z niezdrowym zachwytem obserwowałem bratobójczą walkę ustępującego death metalu z wstępującym na tron skandynawskim black metalem, power metal (nawet przy ostrożnym szacunku dla protoplastów z Accept, Running Wild czy Helloween) był dla mnie gatunkiem nie do przyjęcia. Moją z gruntu niedorzeczną postawę niedojrzałego ortodoksa zmienił dopiero kontakt z amerykańskim Iced Earth i luminarzami gatunku zza Odry, na czele z Gamma Ray, Grave Digger i właśnie Blind Guardian.

Album "Imaginations From The Other Side", a za nim "Nightfall In The Middle-Earth" z połowy lat 90., to była zupełnie inna bajka. Blind Guardian to bez wątpienia jeden z najoryginalniejszych przedstawicieli muzyki metalowej po tej stronie Atlantyku, zespół którego własny i wielobarwny styl cechuje natychmiastowa rozpoznawalność.

Ewolucja od speed / thrashu, przez celtycko-folkowe melodie, przerażającą chwytliwość power metalu, po niebywałą technikę gry, wyraźne pierwiastki progresywnego metalu i symfoniczną majestatyczność będącą hybrydą rockowych oper spod znaku Queen i muzyki filmowej, doprowadziły Blind Guardian na sam szczyt metalowej hierarchii, obdarowując Niemców rzeszą niezwykle wiernych fanów. "Beyond The Red Mirror", pierwsza od pięciu lat płyta podopiecznych Nuclear Blast Records, jest kolejnym przykładem ich wielkości.

10. album Blind Guardian, powstały, jak zwykle, z niebywałym pietyzmem, to niewątpliwie jedno z najlepszych dokonań w blisko 30-letniej karierze zespołu. Fakt udziału w nim dwu 90-osobowych orkiestr (z Budapesztu i Pragi) oraz trzech chórów, może budzić trwogę. Pomyli się jednak ten, kto sądzi, że mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. Okazuje się bowiem, że przy całym tym gargantuicznym przedsięwzięciu i symfonicznym rozbuchaniu, "Beyond The Red Mirror" pozostaje dziełem na wskroś metalowym, w którym batuta pełni rolę, owszem, ważną i wyraźną, ale - na całe szczęście - nadal pomocniczą.

Elementy te stanowią integralną część potężnych, blisko 10-minutowych kompozycji "The Ninth Wave" i "Grand Parade", które same w sobie mogłyby stanowić odrębny materiał. Kolosalne refreny, piorunujące melodie, charakterystyczny, daleki od typowego dla gatunku falsetu głos Hansiego Kürscha oraz (w przypadku pierwszego z nich) całkiem sporo elektronicznych smaczków. Tyleż samo symfonicznej podniosłości co gitarowego polotu ma w sobie również "At The Edge Of Time", a przede wszystkim rozbudowany, "epicki" "The Throne" - połączenie szczerości "Imaginations From The Other Side" z rockową kantatą.

Między nimi sąsiadują zaś prawdziwe speed / powermetalowe armaty, w tym znany już wcześniej z singla "Twilight Of The Gods" z melodiami, które na długo wryją się wam w pamięć, oraz "Ashes Of Eternity" i najmocniejszy w tym zestawieniu "The Holy Grail", zagrany z agresywnym, speedmetalowym zacięciem kojarzącym się z krajanami z Gamma Ray.

Przepiękną, nieco maidenowską pieśnią jest za to, rozpoczynający się subtelnymi dźwiękami klawesynu, utrzymany w klasycznej dla Blind Guardian narracji minstrela "Prophecies", a także równie mocno chwytająca za serce kompozycja "Miracle Machine", wzruszająca ballada na fortepian, skrzypce i wiolonczelę.

Na miano jednego z najbardziej różnorodnych utworów tej płyty zasługuje bezsprzecznie "Sacred Mind", w którym André Olbrich raczy nas jedną z wielu solówek wprowadzających słuchacza w mimowolny stan błogiego osłupienia.

Septicflesh, Dimmu Borgir, Kamelot, Nightwish, Rhapsody Of Fire, Therion... Policzenie wszystkich metalowych zespołów z prefiksem "symfo", z dowolnej (za przeproszeniem) parafii, jest zadaniem na miarę skatalogowania dyskografii Franka Zappy - rzeczą niemożliwą. Mało komu jednak udaje się wspiąć na poziom, na którym ów niezwykle popularny dziś środek wyrazu koegzystuje na równi z pierwotną, autentyczną mocą muzyki metalowej. "Beyond The Red Mirror" udowadnia, że jest to możliwe.

Blind Guardian "Beyond The Red Mirror", Mystic Production

9/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas