Pożegnanie z sypialnią

Piotr Kowalczyk

Julia Marcell "June", Mystic

"Drugi album wokalistki jest jak skok na głęboką wodę"
"Drugi album wokalistki jest jak skok na głęboką wodę" 

O Julii Marcell zrobiło się głośno kilka lat temu dzięki serwisowi Sellaband, którego użytkownicy sfinansowali nagranie jej debiutanckiego krążka, "It Might Like You". Samotna wokalistka posiłkująca się pianinem i skromnym akompaniamentem klasycznych instrumentów błyskawicznie zjednała sympatię fanów i stała się naszym towarem eksportowym.

Przeprowadzka z Olsztyna do Berlina w rozwoju kariery na pewno jej nie przeszkodziła. Debiutancki album był jednak krążkiem introwertycznym. Sama artystka podkreślała zamiłowanie do mocno kameralnego nastroju i akustycznych brzmień oraz klasycznych instrumentów.

Drugi album wokalistki jest jak skok na głęboką wodę. Koniec z chowaniem się za neurozami i poetyckim klimatem. Kompozycje na stół. Produkcja musi być dopracowana pod każdym względem. Nawet singel "Matrioszka" to utwór zadziorny, o jaki Julii Marcell byśmy raczej nie podejrzewali.

"June", jak twierdzi sama artystka, to płyta o rytmie. Coś w tym jest. Materiał został bardzo urozmaicony pod względem temp i schematów rytmicznych. Wiele bitów to wręcz najbardziej intrygujące i spajające całość fragmenty utworów. Rytm słychać nie tylko w warstwie perkusyjnej - zrytmizowane są też liczne ścieżki wokali czy bas.

Album zaczyna się podobnie jak ostatni krążek Szwedki Lykke Li, do której można chyba śmiało zacząć porównywać pannę Marcell: plemienny rytm zagrany na przepuszczonych przez efekt bębnach, wokalizy, cymbały, gitarowe mgiełki i egzaltowany, w dobrym tego słowa znaczeniu, śpiew Julii. Nie ma wątpliwości: Marcell rozpoczęła w swojej karierze zupełnie nowy etap. Słychać też, że trafiła w dziesiątkę z doborem producentów. Detali brzmieniowych jest tu mnóstwo, płyta ma plastyczne, trójwymiarowe brzmienie. "Gamelan" ze zmysłowym, wijącym się nisko basem i delikatnymi wokalizami, poszatkowanym głosem Julii składa się właściwie tylko z produkcyjnych smaczków.

"June" jest więc tak naprawdę wspólnym dziełem Polki i niemieckich speców od dźwięku. Współpracownicy Marcell z jej piosenek wydobyli wszystko, czego początkowo nie było w nich słychać. Singlowa "Matrioszka", przywołuje skojarzenia z wielkimi damami art-popowej wokalistyki: Kate Bush i Karin Dreijer (The Knife, Fever Ray). "Since" również zaskakuje - niepokojąca aura skojarzyć się może nieco z płytą "Hounds of Love" Kate Bush. W wielu piosenkach wokal Julii Marcell to dodatkowy instrument, dodatkowa warstwa rytmu. Zadziorny drive electro/r'n'b "CTRL" powoduje, że piosenka mogłaby się znaleźć na płycie Robyn albo M.I.A. Marcell jak może unika stylistycznych powrotów do debiutu. "June" to album bardzo ambitny. Piosenkarka ostatecznie udowadnia, że interesuje ją robienie "dużych" piosenek - takich, z jakich słynęła Kate Bush, a nie balladowych smętów.

Jednocześnie płytę "June" można posądzić o lekką wtórność. Kate Bush, Florence czy Karin Dreijer to wprawdzie zacne inspiracje, ale... faktycznie chwilami tych skojarzeń robi się za dużo. Na szczęście to najczęściej tylko dalekie pokrewieństwa, a Julia Marcell stworzyła swój własny, przekonujący muzyczny świat.

7/10

Zobacz teledysk "Matrioszka":

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas